Zmieniony projekt nieskonsultowany

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2019-12-23 22:00

W wigilię Wigilii dostaliśmy od łaskami słynącej władzy prezent — projekt ustawy budżetowej na 2020 r. z pakietem dokumentów towarzyszących.

Rada Ministrów zwlekała blisko półtorej miesiąca (takiej rządowej formy językowej używa nie tylko premier Mateusz Morawiecki, lecz np. minister Zbigniew Ziobro, zatem nowotwór się rozłazi), ale wreszcie 23 grudnia projekt przyjęła. I to nie w trybie obiegowym, lecz na realnym posiedzeniu. Nie był to kalendarzowy rzut na taśmę, chociaż spóźnienie budżetu rekordowo wyśrubowano — rząd miał czas na zarejestrowanie projektu w Kancelarii Sejmu do sylwestra. W sytuacji bowiem, gdy ustawa budżetowa na kolejny rok nie została ogłoszona w Dzienniku Ustaw przed 1 stycznia — podstawą gospodarki finansowej państwa staje się prawidłowo wniesiony projekt. Notabene bezustawowa prowizorka (nie mylić z prowizorium) może trwać długo, dopóki nie zaingeruje prezydent, który może dyscyplinarnie skrócić Sejmowi kadencję… W każdym razie Rzeczypospolitej Polskiej na szczęście już nie grozi od 1 stycznia 2020 r. sytuacja znana ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, które z powodów proceduralnych regularnie przeżywają okresowy paraliż wydatków federalnych.

Minister Tadeusz Kościński i premier Mateusz Morawiecki
Fot. ADAM CHEŁSTOWSKI-FORUM

Wszyscy mający ciut lepszą pamięć zasadnie odczuwają déją vu. Przecież identyczny komunikat o projekcie budżetu 2020 premier wygłaszał we wrześniu, przed wyborami. Wszystko się zgadza, odchodząca Rada Ministrów projekt budżetu 2020 przyjęła i przed 30 września do Sejmu złożyła. Ale zgodnie z zasadą dyskontynuacji o północy 11/12 listopada wszystkie projekty w parlamencie (poza obywatelskimi) trafiły z automatu do kosza. Osobiście spodziewałem się ponownego zarejestrowania projektu budżetu w Sejmie rozpoczętej kadencji od razu 12 listopada, ewentualnie 15 listopada po zaprzysiężeniu nowego gabinetu. Przecież ewentualne korekty Rada Ministrów mogła bezproblemowo wprowadzić w trybie autopoprawki. Wybrano jednak zupełnie inną koncepcję.

Poprawianie wersji wrześniowej trwało wiele tygodni w gabinetach resortu finansów. Zmieniły się bowiem okoliczności dochodowe, np. wypadło 5,3 mld zł z planowanego zlikwidowania w składkach na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych limitu 30-krotności prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. Trwała gigantyczna kreatywna księgowość, aby za wszelką cenę utrzymać jeden ze sztandarowych argumentów z kampanii wyborczej o zrównoważeniu pierwszy raz od 1989 r. kwoty wydatków i dochodów. Że na papierze się uda tak zapisać, nie ulegało wątpliwości. Jednak w poniedziałek ogłoszony został znacznie bardziej efektowny cud — otóż zwiększone zostały aż o 5,8 mld zł także socjalne wydatki! We wrześniu równowaga zapisana została na poziomie 429,5 mld zł, obecnie zaś jest to aż 435,3 mld zł.

Sytuacja nowego projektu budżetu na 2020 r. jest bezprecedensowa. W ogromnym stopniu to zwykła kopia wersji z września, ale prawnie (oraz kwotowo o kilka miliardów) to dokument całkiem nowy. Powinien zatem zostać poddany obowiązkowej procedurze skonsultowania z Radą Dialogu Społecznego i innymi ustawowymi interesariuszami, choćby skróconej i zawężonej do pozycji zmienianych. Z powodu opóźnienia wyliczeń i wiszącego sylwestrowego bata zabrakło jednak na to czasu. Tzw. dobra zmiana postąpiła jak zawsze od 2015 r. — wszystkie krępujące ją więzy prawne po prostu strąciła do kosza.