Przyszły rok w telekomunikacji przyniesie ostatnią fazę liberalizacji rynku. Po wprowadzeniu konkurencji w telefonii stacjonarnej lokalnej i międzymiastowej, nadszedł czas na uwolnienie rynku połączeń międzynarodowych.
Tym razem ma być lepiej niż w poprzednich wypadkach i konkurencja powinna ruszyć od wyznaczonej daty, czyli 1 stycznia. TP SA deklaruje, że nie zależy jej na blokowaniu rywali, że porozumie się w sprawie współpracy i rozliczeń. Na poparcie podaje, że czterech niezależnych operatorów takie stosowne umowy będzie do końca roku miało z niedawnym monopolistą. Analitycy są sceptyczni w ocenie tych deklaracji, ale fakt jest faktem: przynajmniej teoretycznie w 2003 r. będziemy mieli wolny rynek. Ma to oznaczać przede wszystkim tańsze rozmowy dla nas wszystkich, nowe pakiety ofert, nowych usługodawców, może w końcu tańszy Internet.
W sektorze telefonii komórkowej sytuacja wygląda nieco inaczej. Choć i tu dwaj z trzech operatorów (ERA i Plus) ścierają się przy różnych okazjach z TP SA, to nie powinni narzekać. Dynamika przyrostu abonentów jest imponująca, a wpływy operatorów rosną. Niestety, poziom cen wciąż mamy bardzo wysoki i mimo promocji i nowych, niższych propozycji abonamentowych, polska telefonia komórkowa należy do najdroższych w Europie. Z drugiej strony klienci także nie oszczędzają operatorów, u których w archiwach ciągle rosną stosy niezapłaconych rachunków i umów podpisanych przez niewypłacalnych oszustów. Może więc jeśli klienci będą uczciwsi, dostaną lepsze ceny...
Całej branży w 2003 r. przydałoby się natomiast odwrócenie niekorzystnego nastawienia do niej sektora finansowego. Przeinwestowane i zadłużone kolosy słusznie zapewne zostały „postawione do raportu”, ale wiele zdrowych i dobrych firm jest teraz przez to niedowartościowanych.