Sześć tygodni po dnie na parze frank-złoty światem finansów wstrząsnął upadek banku inwestycyjnego Lehman Brothers. Ale w Polsce mało kto był wtedy świadomy powagi sytuacji. Wystarczy przypomnieć doniesienia mediów z tamtych dni (wytłuszczenia od redakcji).

„Przyszłość posiadaczy kredytów we frankach szwajcarskich rysuje się jednak w różowych barwach. Część ekonomistów uważa, że umacnianie się złotego szybko się nie skończy, a w perspektywie roku, czy dwóch lat zobaczymy kurs franka szwajcarskiego na poziomie 1,8 zł, co oznacza jeszcze większy spadek poziomu zadłużenia. Wydaje się więc, że z zamianą kredytu na złote, czy jego wcześniejszą spłatą można się jeszcze trochę wstrzymać i poczekać, aż kurs franka szwajcarskiego będzie jeszcze niższy” – twierdzili eksperci jednego z pośredników finansowych w lipcu 2008 roku.
„Osoby, które przed kilkoma laty zdecydowały się na zaciągnięcie kredytu hipotecznego w szwajcarskiej walucie, okazały się wielkimi szczęściarzami. Dzięki umocnieniu złotego ich raty wyraźnie spadają. Co więcej, nic nie wskazuje na to, żeby sytuacja miała się odwrócić” – pisała „Gazeta Wrocławska” 4 sierpnia 2008 roku w artykule pod znamiennym tytułem „Taniejący frank zachęca do zaciągania kredytów”.
Jeden z najlepszych polskich analityków walutowych był przekonany, że „perspektywa powrotu kursu franka szwajcarskiego do poziomu 2,6 zł, jaki notowano trzy lata temu, jest mało prawdopodobna (…) W ciągu najbliższych dwóch lat należy się raczej spodziewać, że notowania franka będą się poruszać w przedziale 2-2,2 zł lub w bardziej optymistycznym - dla kredytobiorców - scenariuszu mogą spaść nawet do poziomu 2 złotych”. Takie głosy dominowały wśród analityków: frank po dwa złote miał trwać do końca świata, a powrotu w rejon trzech złotych nikt sobie nawet nie wyobrażał.
„Masz kredyt we frankach? Nie spiesz się ze spłatą” – radził jeden z portali finansowych już po trzech tygodniach wzrostu notowań CHF.
Więcej wspomnień na stornie bankier.pl (nie, to nie o ten portal finansowy chodzi;) >>