Liczba kontroli i regulacji tak mocno doskwiera przedsiębiorcom, że powinni ogłosić strajk
W Polsce istnieje około 80 instytucji kontrolnych powołanych do
prześwietlania, nadzorowania i pilnowania rzetelności przedsiębiorstw.
Bywa, że w jednej firmie trwa kilka krzyżowych kontroli. Przykłady
absurdów urzędniczych można mnożyć. W branży winiarskiej importer
gronowego trunku musi przejść 65 procedur. Jeśli nie stać go na skład
podatkowy, musi zapewnić transport banderoli, będących drukami ścisłego
zarachowania, opancerzonym pojazdem za granicę w celu oznakowania
butelek.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł5 zł/ miesiąc
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Cały artykuł mogą przeczytać tylko nasi subskrybenci.Tylko teraz dostęp w promocyjnej cenie.
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Od jakiegoś czasu nie masz pełnego dostępu do publikowanych treści na pb.pl. Nie może Cię ominąć żaden kolejny news.Wróć do świata biznesu i czytaj „PB” już dzisiaj.
Liczba kontroli i regulacji tak mocno doskwiera przedsiębiorcom, że powinni ogłosić strajk
W Polsce istnieje około 80 instytucji kontrolnych powołanych do
prześwietlania, nadzorowania i pilnowania rzetelności przedsiębiorstw.
Bywa, że w jednej firmie trwa kilka krzyżowych kontroli. Przykłady
absurdów urzędniczych można mnożyć. W branży winiarskiej importer
gronowego trunku musi przejść 65 procedur. Jeśli nie stać go na skład
podatkowy, musi zapewnić transport banderoli, będących drukami ścisłego
zarachowania, opancerzonym pojazdem za granicę w celu oznakowania
butelek.
DOPIERO KRYZYS POMOŻE:
Roman Kluska, założyciel Optimusa, uważa, że dopiero kiedy przychodzi kryzys, państwo jest gotowe na ulgi dla przedsiębiorców. Tak było za ministra Wilczka i premiera Millera.
Fot. Piotr Guzik
— Kontrola sanepidu u jednego z przedsiębiorców w tej branży nie wydała
zgody na uruchomienie działaności, gdyż wysokość sufitu w pomieszczeniu
gospodarczym wynosiła 2,85 m a nie trzy metry — powiedziała Katarzyna
Włodarczyk-Niemyjska, dyrektor departamentu prawa i legislacji w Związku
Przedsiębiorców i Pracodawców, moderatorka panelu „Deregulacja —
koncepcja reform instytucji kontrolujacych polskich przedsiębiorców”.
Roman Kluska, jeden z uczestników dyskusji, ikona walki z aparatem
urzędniczym i jedna z ofiar aparatu skarbowego, dzieli kontrole na
rzetelne, mające na celu dokonanie rzeczywistych ustaleń, i nierzetelne,
nastawione albo na wymuszenie na przedsiębiorcy określonych zachowań i
świadczeń, albo pokazanie swojego władztwa.
— Co zrobić, żeby ukrócić ten proceder, żeby przesiębiorca nie tracił
czasu i zdrowia? Jest wyjście systemowe podpowiedziane mi kiedyś przez
prawników z UJ. Otóż nierzetelne kontrole najczęściej zawierają element
naruszenia prawa. Jeśli przedsiębiorca stwierdzi, że na którymś etapie
kontroli prawo zostało złamane, powinien zgłosić taki fakt do wyższego
organu, któremu podlegają służby kontrolujące firmę — wówczas kontrola z
mocy prawa zostanie uznana za niebyłą — powiedział Roman Kluska.
Założyciel Optimusa uważa, że taki zapis powinien znaleźć się w prawie
gospodarczym. Postuluje jeszcze jedną zmianę legislacyjną: zróżnicować
przepisy dotyczące firm w zależności od ich wielkości.
— Skutki kontroli są inne dla dużej firmy, a inne dla młodego
przedsiębiorcy, który wielu rzeczy jeszcze nie wie, nie zna procedur i
wymogów, jakie musi spełnić. Od kultury kontrolującego zależy, czy
wdepcze go w ziemię, czy nie — stwierdził Roman Kluska.
Podkreślił, że Polska — jako jedyny kraj w Europie — nie różnicuje prawa
gospodarczego ze względu na wielkość firmy. Z analizy sytuacji prawnej
kilku krajów unijnych wynika, że dwa państwa są na przeciwstawnych
biegunach: Polska i Wielka Brytania.
— W Wielkiej Brytanii mała firma ma tylko obowiązek rejestracji i
podatkowy. Dopiero po przekroczeniu pewnego poziomu obrotów wchodzi w
obszar większych wymogów. Zanim to się stanie, nie dotyczą jej ani
regulacje, ani kontrole — powiedział Roman Kluska.
W Polsce mała firma podlega takim samym rygorom, jak wielka korporacja,
a poziom regulacji najlepiej opisuje przykład „z życia” przytoczony
przez Romana Kluskę.
— Spotykam się z ludźmi z mojej byłej firmy i pytam, co słychać.
„Szefie, jak nam dobrze, rząd wybił całą branżę. Wprowadził w
najostrzejszej formie w całej UE dyrektywę o znaku CE. Tylko my, jako
największa firma, byliśmy w stanie ją spełnić” — powiedział Roman Kluska.
W ramach anegdoty dorzucił jeszcze drugą historię — o znajomym
właścicielu stoczni jachtowej, który chwalił się, jak komfortowo
prowadzi mu się biznes.
— Pytam dlaczego. „Bo nie mam żadnych kontroli. Rząd i administracja
chyba zapomnieli o branży jachtowej”. Powiedziałem niedawno panu
prezydentowi, że najlepiej, żeby rząd zapomniał o wszystkich branżach —
powiedział Roman Kluska.
Był to jedyny humorystyczny akcent całej debaty, która upłynęła pod
znakiem ciężkich żali przedsiębiorców pod adresem administracji. Andrzej
Romaczuk-Fiederowicz, prezes Novum Pro, zwrócił uwagę na dublujące się
kompetencje różnych kontroli.
— Kolejna kontrola w 95 proc. kontroluje to samo, co poprzednia, tylko
pod innym kątem — stwierdził Andrzej Romaczuk- Fiederowicz.
Zwrot kosztów po kontroli
Potwierdził te słowa Mariusz Cząstkiewicz, prezes Voice Netu, w którego
firmie w tym roku było dziewięć kontroli z 13 instytucji. Najbardziej
uciążliwa jest kontrola z UOKiK trwająca już dwa lata. Te same dokumenty
sprawdzały UKE i UOKiK — pierwszy pod kątem prawa telekomunikacyjnego,
drugi w kontekście klauzul niedozwolonych.
— 80 proc. kontroli to skutki donosów, często od konkurentów oraz byłych
urażonych pracowników — powiedział Mariusz Cząstkiewicz, zaznaczając, że
tak jak przypadku kontroli VAT, kiedy urząd blokuje pieniądze na koncie,
a po kontroli niestwierdzającej naruszeń je zwraca, również po innych
kontrolach przedsiębiorca powinien otrzymywać zwrot kosztów związanych z
inspekcją.
Roman Kluska stwierdził, że w 40-letniej karierze biznesowej tylko raz
zetknął się z inspekcją „z ludzkim podejściem”.
— Pozostałe przypadki to historie gnębienia od początku do końca z
wykorzystaniem całego aparatu — podkreślił Roman Kluska.
Andrzej Romańczuk-Fiedorowicz wiązał duże nadzieje z Konstytucją dla
biznesu, obowiązującą od kwietnia, jednak — jego zdaniem — podejście
administracji do przedsiębiorców jest niezmienne od dekad.
— Z roku na rok jest coraz gorzej i co roku słyszymy, że udało się
zidentyfikowaćgłówny problem. Logicznie nie mieści się w głowie, żeby
państwo gnębiło własnych przedsiębiorców, cytując premiera Morawieckiego
— „sól ziemi” — stwierdził Andrzej Romańczuk-Fiedorowicz.
Roman Kluska powiedział, że od 40 lat toczy się ta sama dyskusja o
potrzebie deregulacji.
— Nie zmienia się nic. Niestety, głęboko w mentalności społeczeństwa
tkwi przekonanie, że wszystko musi być wyregulowane — uważa Roman
Kluska.
Grzegorz Piątkowski, dyrektor oddziału rzecznika MŚP w Krakowie, zwrócił
uwagę, że niechętny stosunek administracji do firm ma negatywne
konsekwencje dla gospodarki, gdyż przesiębiorcy przenoszą biznes na
Słowację i do Czech nie dlatego, że podatki są tam niższe, ale ze
względu na przyjazne nastawienie państwa do przedsiębiorczości.
Strajk przedsiębiorców
Uczestnicy panelu — zapytani, czy widzą szansę na poprawę sytuacji
przedsiębiorstw, jeśli chodzi o deregulację przepisów i sposobu
działania aparatu urzędniczego — zgodnie mówią „nie”.
— Mimo życiowego optymizmu trudno mi dostrzec światełko w tunelu. System
z natury rzeczy jest skomplikowany. Powstaje poprawka do ustawy,
poprawka do poprawki, kolejna zmiana i efekt jest taki, że
przedsiębiorcy mają problemy z interpretacją niejasnego prawa, więc
potrzebne są kontrole. Im bardziej skompilowane przepisy, tym większa
zasadność istnienia instytucji kontrolnych — uważa Andrzej
Romańczuk-Fiedorowicz.
Dlaczego tak trudno zderegulować system? Tadeusz Wojciechowski z Biura
Promocji Jakości jako jedną z przyczyn wskazał „sektorowy” sposób
funkcjonowania państwa. Inspekcje podlegają różnym resortom, mającym
czasem zupełnie odmienne cele. Nie komunikują się ze sobą, mają inne
procedury i sposób działania. Jeśli dodać do tego bezwład instytucji,
obronę własnych interesów, miejsc pracy, władzy, to perspektywy
deregulacji nie są obiecujące.
— Dwa razy widziałem władze, które poprawiły sytuację przedsiębiorców:
raz za ministra Wilczka, który wprowadził zasadę, że co nie jest
zakazane, jest dozwolone, i drugi raz za premiera Millera, który
wprowadził podatek liniowy. Słowem — sytuacja musi być kryzysowa, żeby
państwo zmieniło nastawienie do przedsiębiorców — powiedział Roman
Kluska.