Alabania Macieja Susa

WYSŁUCHAŁA DANUTA HERNIK
opublikowano: 2015-11-26 22:00

WEEKEND W... Zakochał się w Górach Przeklętych, Dolinie Theth, tamtejszych szutrach, stromych i krętych górskich drogach…

Albania jest znakomitym miejscem do przejazdu na dłuższej trasie. Poznaliśmy w północnej Albanii Fina, który objeżdżał Bałkany. Sam. Z Dubrownika przez Albanię jechał do Bułgarii. Spotkaliśmy motocyklistów z Rosji, którzy jechali aż do Gruzji. Dla nas też to był fragment większego planu bałkańskiego. Ponieważ jeździmy z przyjacielem na motocyklach turystycznych enduro, którymi można się przemieszczać zarówno po drogach, ścieżkach, jak i bezdrożach, postanowiliśmy poszukać dla siebie terenu, gdzie można w pełni wykorzystać właściwości tych motorów i jednocześnie zwiedzać, obcować z przyrodą i przeżyć przygodę. To była nasza pierwsza daleka wyprawa motocyklowa. Wiedzieliśmy, że właśnie w Albanii są świetne — z naszego punktu widzenia — dzikie drogi. W górach możliwe jest jeżdżenie po nieutwardzonych trasach, przełęczach... Głównym argumentem na rzecz Albanii było to, że tam dużo się teraz dzieje „w infrastrukturze”. Albańczycy intensywnie asfaltują swoje drogi, dlatego uznaliśmy, że to ostatni moment, kiedy jeszcze dostępne są gruntowe i szutrowe szlaki. Dzikie, piękne trasy górskie, które oglądaliśmy na YouTube, teraz, kiedy po nich jechaliśmy, już w połowie były pokryte asfaltem, obok wielka tablica, że z pieniędzy unijnych. I chociaż w ten sposób mieliśmy już nieco mniej frajdy, to i tak krajobrazy górskie północnej Albanii nie mają sobie równych. To kraj surowy, nietknięty jeszcze przez globalizację.

Dolina Theth. Punkt obowiązkowy dla offroadowców to Dolina Theth i Albańskie Alpy. Theth to maleńka wieś w Górach Północno-albańskich. Stąd biegną szlaki wspinaczkowe i trekkingowe w wysokie partie gór. Jadąc do Theth ze Szkodry (stolicy północnej Albanii), można wybrać jedną z dwóch dróg. Pierwsza, krótsza, ale gorszej jakości, wiedzie przez miejscowości Koplik, Bogë oraz przełęcze Buni i Torrës. To około 70 km. Druga, dłuższa, około 130 km, ale bardziej przystępna, prowadzi przez wsie Mes, Prekal i Nikaj-Shalë. W lecie ze Szkodry przez Bogë do Theth kursują minibusy. Najpierw jedzie się asfaltem, później drogą szutrową, a wreszcie po kamieniach, rumowiskach skalnych. Niestety — dla nas — drogę do Theth też się asfaltuje.

Za rok, dwa będą tu jeździły samochody osobowe i być może harleye. Zatem do doliny można wjechać z dwóch stron. My wybraliśmy tę przez przełęcze (na około 1800 m wysokości), po drodze fantastyczne widoki, ale ponieważ trzeba bardzo uważać w czasie jazdy, nie można podziwiać ich cały czas. Jeśli chce się przeżyć, lepiej zatrzymywać się na oglądanie. Dolina Theth, Park Narodowy Thethit — tam jedzie się skalistą, bardzo krętą, wydrążoną w skale drogą szerokości jednego samochodu. Poruszają się nią głównie auta terenowe i przystosowane do takiej jazdy motocykle. Z jednej strony skała, z drugiej przepaść — bez żadnej barierki, w dole środkiem płynie piękna górska rzeka — coś pięknego, naprawdę! W dolinie ruina szkoły. Kiedy spadnie śnieg, to miejsce jest niedostępne przez wiele miesięcy. Dlatego pojechaliśmy tam pod koniec maja. Jeszcze nie jest gorąco, a śnieg już stopniał. Przejeżdża się całą dolinę, na drugą stronę rzeki brodem. Można tak przejechać około 200 km. Wyprawa na cały dzień. Spotkaliśmy trzy ekipy z Polski, pokonujące szlak samochodami terenowymi. Albańczycy jeżdżą starymi osobówkami, na łysych oponach. Nie przejmują się. Taki to kraj.

Z dala od cywilizacji. Stroniliśmy od większych miast. Przejechaliśmy północną Albanię, lekko zbaczając ku centralnej. Albańskie Alpy albo Góry Przeklęte — jak nazywają Góry Północnoalbańskie, są niezwykle malownicze, majestatyczne, ze strzelistymi skałami. Pięknym krajobrazowo i przyrodniczo akwenem jest Jezioro Szkoderskie na północ od Szkodry. Na południowy wschód od miasta, prawie przez całą szerokość Albanii, malowniczo meandruje rzeka Drin ze spiętrzeniami i sztucznymi zbiornikami.

Najpierw spaliśmy w Szkodrze. To miasto ma jakieś 100 tys. mieszkańców. Nocleg znaleźliśmy przez Booking.com. Wydawało się, że to hotel, ale na miejscu okazało się, że to duża restauracja ze stolikami na zewnątrz, a na piętrze znajduje się coś na kształt sali weselnej, kolejne piętro zajmują zaś pokoje dla weselników, które właściciel wynajmuje turystom. Później polecono nam nocleg w Kukesz na północnym wschodzie Albanii. Na pytanie o hotel w tym rejonie, wspomniany właściciel restauracji wyjął wizytówkę, sam zadzwonił i zarezerwował nam pokój. Posiłki jedliśmy na miejscu. Właściciel osobiście je przygotowywał, m.in. rybę, którą jego syn złowił w jeziorze. Wszystko, co tam jedliśmy, było naturalne, nieprzetworzone. Sery owcze i kozie, warzywa, mleko, ryby, oliwa... To kraj bez przemysłowej żywności, konserwantów. I generalnie bardzo biedny. Na postoju otoczyły nas dzieciaki — zawsze trzeba mieć przy sobie cukierki, batoniki, bo to dla nich skarby trudne do zdobycia. Hotele są, chociaż ich standard jest daleki od europejskiego. Może w Tiranie jest inaczej, tego nie wiem. Samochodów jest niewiele, głównie stare mercedesy. Ale zdarzają się już i nowe. Kraj się zaczyna zmieniać. Są jakieś miejscowe firmy, prywatne stacje benzynowe, lokalne sieci. W porównaniu z Polską tanio, ale lepiej mieć tamtejszą walutę, żeby nie kłopotać się przelicznikami. I lepiej poza miastami mieć gotówkę, bo kartą nie wszędzie można zapłacić. Za to bardzo się zdziwiliśmy, kiedy wjechaliśmy do Albanii jak do strefy Schengen — na dowody osobiste. Nikt nas nie pytał o paszporty.

Wygląd i zachowanie. W Albanii niektóre miasteczka wyglądają tak, że strach przejść. Kukesz miejscami przypomina zniszczone przez wojnę części Bejrutu — zdewastowane budynki, gęsta zabudowa z wywieszonymi sznurami z praniem, pozamykane okiennice. Spotykaliśmy młodych mężczyzn ze złotymi łańcuchami na szyjach. Ciemna karnacja, orientalna uroda, mocna postura, świdrujący wzrok... Ma się wrażenie, że zaraz zabiorą ci motocykl i jeszcze może zrobią krzywdę. Ale nic podobnego! W kontakcie z nimi doświadczasz niebywałej życzliwości i gotowości pomocy. Ze wszystkich krajów, które przejechaliśmy, czyli Chorwacji, Czarnogóry, Macedonii, Serbii, najsympatyczniejszych ludzi spotkaliśmy właśnie w Albanii. Machali, gdy staliśmy na drodze, zatrzymywali się i pytali, czy nie trzeba pomocy. Gdzie indziej tego nie spotkaliśmy. Bardzo przyjaźni ludzie. Nawet jeśli w zajeździe nie było restauracji, gospodarze z domowych zapasów robili nam wyborną kolację.

Tak dobrych świeżych serów nigdy nie jadłem. Baliśmy się jednak komplementować jedzenie, bo od razu przynosili kolejne, jeszcze większe porcje. Opisy Albanii w internecie nie oddają tego, jak wyjątkowy to kraj. &© Ⓟ

Pozostałości historii

Przez wieki to państwo nie mogło się wyzwolić spod obcego panowania, głównie tureckiego — postępowała islamizacja ludności. I chociaż na początku XX w. kraj odzyskał niepodległość, wciąż był przez kogoś okupowany — a to przez Serbów, a to przez Włochów. Po wojnie Albania przez lata stanowiła żywy skansen komunistyczny. Do dziś jest zacofana gospodarczo i cywilizacyjnie. Przekroczenie granicy oznacza przeniesienie się w czasie — na drogach rządzą 30-letnie mercedesy, auta tam kultowe, a poboczami głównych dróg pędzi się owce. Mleko sprzedaje się prosto z kanki. Zupełnie brakuje reguł w ruchu drogowym, miejscowi jeżdżą pod prąd na rondach, a policjanci ignorują kompletny chaos na skrzyżowaniu. Jeśli ktoś chce poczuć ten klimat, musi się spieszyć. Na każdym kroku widać, że Albania się modernizuje i chce równać do europejskich standardów. Aspiruje do Unii. Nie zmieni się, mam nadzieję, jedno — nastawienie mieszkańców do życia. Może dlatego, że nigdy nie mieli bogactwa, być jest dla nich ważniejsze niż mieć. Żyją bez pośpiechu, spędzają czas razem, siedzą, jedzą, piją, gawędzą...

FOT. ARCHIWUM PRYWATNE MACIEJA SUSA

Jedyny taki kraj. Albania zachwyca dzikimi górskimi krajobrazami, zdrowym i smacznym jedzeniem, życzliwością mieszkańców. Tu można zwiedzać, obcować z przyrodą i... przeżyć przygodę.

Maciej Sus. Dyrektor departamentu klienta biznesowego w Deutsche Banku Polska. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Krakowie i studiów MBA na Uniwersytecie Warszawskim. Z zamiłowania motocyklista offroadowy.