
Choć w ciągu dnia podejmowane były próby odreagowania, nie przyniosły jednak pożądanego efektu. W rezultacie wszystkie trzy główne indeksy kończyły sesje w czerwonych odcieniach.
Na finiszu sesji wskaźnik blue chipów Dow Jones IA zniżkował o 0,33 proc. Indeks szerokiego rynku S&P500 tracił 0,60 proc. odnotowując najgorszy dzień od miesiąca. Z kolei technologiczny Nasdaq opadł o 0,80 proc.
Tesla rozczarowała ponad 20 proc. spadkiem zarówno dochodu netto, jak i zysków GAAP. Rynek obawia się rosnącej presji spadkowej na marże, co zauważalne jest choćby poprzez pryzmat kilku już obniżek cen samochodów elektrycznych tego producenta w ostatnich miesiącach.
Mocno zniżkujące walory Tesli (momentami ponad 9 proc.) pociągnęły za sobą innych przedstawicieli sektora motoryzacji oraz wiele dużych spółek technologicznych, co z uwagi o ich duże udziały w indeksach prowadziło do czerwieni wskaźników. Spadały m.in. kursy akcji Apple, Meta Platforms, Microsoftu i Nvidia.
Po wczorajszym wybiciu, korekcie poddał się dolar. Skorzystało na tym złoto. Ale już ropie ta sztuczka nie udała się. Przeważyły obawy o rozprzestrzeniające się spowolnienie gospodarcze, które ograniczy zapotrzebowanie na surowiec. Negatywnie przełożyło się to na wyceny czołowych koncernów paliwowo=energetycznych.
Wpływ na decyzje propodażowe inwestorów miały też czwartkowe dane makro, które zarówno zasygnalizowały schładzającą się koniunkturę jak i możliwość recesji. Rynek pracy odnotował kolejny wzrost liczby tzw. nowych bezrobotnych, choć nie był ona specjalnie duży, bo o zaledwie 5 tys. Jednak to kolejny tydzień ze wzrostem liczby roszczeń, co sugeruje, że w końcu ciągnące się już od roku podwyżki stóp procentowych zaczynają odciskać swoje piętno na tym segmencie.
Kolejnym potwierdzeniem wyhamowywania gospodarki są dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym. W marcu spadła ona o 2,4 proc., zaś roczny spadek cen był najwyższy od stycznia 2012 r.
Na niepokojące zmiany do jakich dochodzi w największej gospodarce świata wskazał również zaskakujący nie tylko samym spadkiem, ale i jego skalą wskaźnik produkcyjny oddziału Fed z Filadelfii. W przeciwieństwie do nowojorskiego odpowiednika, który poprawił swoje notowania, doszło do gwałtownego załamania i spadku z -23,2 do -31,3 pkt podczas gdy oczekiwano zwyżki do -19,2 pkt.
Również indeks wskaźników wyprzedzających nie dał powodów do optymizmu. W marcu spadł o 1,2 proc. przy prognozie 0,5 proc. Zdaniem ekspertów, obecny poziom wskaźnika sygnalizuje średnioterminową recesję.
Część analityków już ostrzega, że „jeśli Fed utrzyma dotychczasowe nastawienie, ogólne warunki finansowe będą nadal się zacieśniać, gospodarka powinna wyhamować w kierunku recesji, zaś kursy akcji powinny gwałtownie spadać”.
A to, że inwestorzy nie mają co liczyć na szybkie złagodzenie polityki monetarnej potwierdzają kolejni przedstawiciele Fed. Choćby Loretta Mester, szefowa Rezerwy Federalnej z Cleveland czy John Williamson jej kolega z Nowego Jorku. Oboje opowiedzieli się za co najmniej majową podwyżką stóp.
Wyraźnie spadły rentowności obligacji, zarówno dwulatek, które są mocno wrażliwe na podwyżki stóp procentowych, ale równocześnie skorelowane pośrednio z sytuacją sektora bankowego, jak i benchmarkowych papierów o 10-letnim terminie zapadalności.