Najdroższą biżuterię znaleźć można, podobno, w Past Times, salonie jubilerskim tuż obok British Museum. Do dzisiaj najstarsi sprzedawcy ekscytują się sprzedażą naszyjnika za 50 tysięcy funtów, chociaż zdarzyło się to 20 lat temu. Kto go nabył, nie zdradzą. Dyskrecja nade wszystko!
Ścisłą tajemnicą objęta była także misja bohatera powieści Aleksandra Dumasa, d’Artagnana, który by odzyskać spinki biżuteryjne od kompletu ofiarowanego Annie Austriaczce przez jej męża Ludwika XIII, odbył sekretną podróż do Londynu. To historia z „Trzech Muszkieterów” i jest fikcją literacką, ale tak jak w literaturze, tak i w życiu biżuteria odgrywała ważną rolę. Pierścionki zaręczynowe nadal są modne, chociaż może nie w tej dawniej, sentymentalnej wersji z sekretnikiem, gdzie ukryta była miniaturka z podobizną ukochanego, kosmyk jego włosów lub tajny bilecik.
Poszukiwane pierścionki i wzgardzone bransolety
– Secesyjny pierścionek, choćby i za 10 tysięcy złotych, idzie od ręki – mówi Maria Sowińska z salonu krakowskiej Desy przy ul. Floriańskiej. – Na pewno znaleźliby się też kupcy na starodawne kolczyki – dodaje antykwariuszka. Przyznaje, że poszukiwana jest stara, dobra biżuteria posiadająca dziś wartość muzealną. Tak popularne niegdyś w Krakowie wyroby wiedeńskie pojawiają się coraz rzadziej. Biżuteria z początków XX wieku nie cieszy się wśród klientów takim zainteresowaniem jak dzieła z XIX wieku. – Zmienił się nie tylko rynek antykwaryczny, ale i klient, który stał się bardziej wymagający – dodaje Sowińska.
Choć stara biżuteria jest tak poszukiwana, nie oznacza to, że podczas aukcji wszystko można sprzedać. – Zawsze istotną rolę odgrywają indywidualne gusty i emocje – mówi Elżbieta Wasilewicz z salonu krakowskiej Desy przy ul. Mikołajskiej. Przykładem jest piękny złoty medalion, który wypatrzyłam w witrynce. Wykonany z czternastokaratowego złota, zdobiony 37 diamentami ułożonymi w formie kwiatka pochodzi z początku XIX wieku z Wiednia. Wystawiony na aukcji w grudniu ubiegłego roku, w cenie wywoławczej 6 tysięcy złotych, nie znalazł nabywcy.
– Mniejszym powodzeniem cieszyły się dotąd broszki, współcześnie mniej noszone– opowiada Elżbieta Wasilewicz. Dlatego okazała brosza ze złota, z 18 diamentami naturalnymi o łącznej masie 1,5 karata, o ładnej barwie i czystości, z opalem australijskim, za cenę wywoławczą 8 tysięcy złotych też nie rzuciła klientów na kolana. Antykwariuszki pokazują kilka starych bransoletek tzw. lokatówek ze złota, które mimo ładnego splotu nie znajdują jak dotąd nabywców. – Biżuteria jest wyceniona przez rzeczoznawców i posiada certyfikaty, ale nie osiąga, szczególnie w przypadku bransolet, spodziewanego przez właścicieli pułapu ceny. - To budzi rozczarowanie osób, które niegdyś w nie zainwestowali – dodaje Wasilewicz.
Międzywojenne „lokatówki” osiągają ceny ok. 2 tysięcy złotych (w zależności od wagi), co właściwie jest wartością kruszcu. Potwierdza to Krystyna Drabińska z Warszawy, rzeczoznawca z ul. Chmielnej. – Stare 30-, 40- i 50-gramowe bransolety złote „idą” w cenie złomu – objaśnia, bo za jeden gram w zależności od próby kruszcu cena wynosi około 50 złotych.
Biedermeier znów w cenie!
Ten styl biżuterii antykwarycznej jest obecnie bardzo modny – twierdzi Elżbieta Wasilewicz. – Może to być wyrób ze złota o niskiej próbie, albo ze zwykłego metalu, który tworzy całość na przykład z ładnymi granatami. Renata Olszewska właścicielka salonu Antique &Art z Warszawy przy Nowym Świecie jest tego samego zdania. – XIX-wieczna biżuteria jest dziś poszukiwanym rarytasem. Od roku obserwuję też większe zainteresowanie wyrobami sprzed 1939 roku. Chętnie kupowane są kolczyki, naszyjniki i bransolety z diamentami. Mam w komisie naszyjnik wysadzany diamentami w cenie 20 tysięcy złotych i broszę art dèco wycenioną na 33 tysiące złotych.
Sprzedaż biżuterii wymaga czasu. – Niekiedy klient pojawi się w ciągu tygodnia, czasem trzeba czekać nawet trzy lata – mówi Ewa Rzemińska z Sopockiego Domu Aukcyjnego. – Zainteresowanie starą biżuterią było zawsze, a teraz jest jeszcze większe. Bardzo drogie kolczyki, pierścionki, bransolety i wisiorki a nawet niepopularne dotąd broszki traktowane są jako lokata kapitału. Słusznie, bo biżuterii biedermeierowskiej, secesyjnej czy art dèco jest na rynku coraz mniej – mówi antykwariuszka, która ostatnio sprzedała pierścionek z rubinem i z brylantami z okresu międzywojennego za 40 tysięcy złotych. Takie transakcje zdarzają się jednak sporadycznie.
– Stare wyroby jubilerskie nie tracą na wartości jedynie wtedy, kiedy są dobrej jakości – podkreśla Elżbieta Wasilewicz. Wystarczy je porównać z wyrobami współczesnymi. Od razu widać różnicę na korzyść dawnych jubilerów. – Rzadko się zdarza, aby ktoś potrafił taką biżuterię współcześnie naprawić, albo też „odrobić” stary, piękny wzór – dodaje.
Coś, co zachwyca...
...nie zawsze daje się przeliczyć na złotówki. – Biżuteryjny krzyż powstańczy ma wartość historyczną i emocjonalną, ale tego nie da się łatwo wycenić. Podobnie jest ze złotem biżuteryjnym. Cena kruszcu wzrosła, ale nie biżuteryjnego – twierdzi Krystyna Drabińska. Coś co zachwyca, to spory kolorowy kamień, a najlepszą lokatą jest brylant nowego szlifu, oprawiony ręcznie najlepiej w platynę – radzi Drabińska. – To musi kosztować co najmniej 10-20 tysięcy złotych – dodaje.
Marian Jewdokimow, rzeczoznawca zajmujący się wyceną w Warszawie przy ul. Korsykańskiej, twierdzi, że w przypadku masowej produkcji cena uncji złota ma związek z wyrobami biżuteryjnymi bardziej psychologiczny niż ekonomiczny. – Co innego kupić sztabkę złota, a co innego bransoletę „lokatówkę”. To stary nawyk, kiedy inwestowało się w dolary i złote obrączki kupowane na wagę – mówi rzeczoznawca. – Stara biżuteria np. art dèco to jednak zawsze jest inwestycja – przyznaje Jewdokimow. Co do tego wszyscy są zgodni, nie wiadomo jednak, o ile w ciągu ostatnich lat naprawdę podrożała. – Nikt nie robił takich zestawień – podkreśla Renata Olszewska.
– Porównywanie cen biżuterii z perspektywy paroletniej mija się z celem. Taki okres nie ma znaczenia. O biżuterii i kamieniach szlachetnych trzeba myśleć długofalowo i nie można liczyć na szybki zysk. Lokowanie w biżuterię wymaga luksusu, jest dla ludzi, którzy nie muszą zbytnio spekulować – dzisiaj kupię broszę czy kolczyki, a za pół roku odsprzedam z zyskiem – mówi wiceprezes Zarządu Stowarzyszenia Rzeczoznawców Jubilerskich w Polsce Krzysztof Jacobson.
A kuku, przyjaciółko!
– Wiem na pewno, że moja przyjaciółka nie będzie mieć takiego samego wisiorka ani bransolety jak ja – mówi Lidia Buchowski, stała klientka antykwariatów. – Stara biżuteria ma indywidualny charakter i jest oryginalna – wyjaśnia Buchowska swoje upodobanie do antycznych ozdób. Doceniają te wartości coraz częściej ludzie młodzi, którzy kupują stare pierścionki na zaręczyny i obrączki, które wewnątrz są grawerowane.
Jaki jest udział procentowy kruszcu, starego wzoru i perfekcyjnego wykonawstwa w wyrobie dawnym niełatwo jest ustalić i nie da się tego przeliczyć na cenę wyrobu. Prezes firmy jubilerskiej W. Kruk SA, Jan Rosochowicz, twierdzi, że we współczesnych wyrobach jubilerskich zaledwie 30-40 procent ceny stanowi koszt kruszcu, reszta to twórczość projektanta i udział pracy jubilerskiej, niejednokrotnie bardzo misternej i starannej.
Jeszcze inaczej widzą to projektanci, tworzący współczesne unikatowe wyroby, które tak lubią kobiety. Takie okazy nigdy się nie powtarzają. Nie zawsze liczy się sam pomysł, ale kontekst. Kto to będzie nosił i do czego? Dlatego Marcin Giebułtowski, projektant biżuterii nowoczesnej, lubi tworzyć biżuterię dla konkretnej osoby, swojej muzy. Tak było z Kasią Klich i Iwoną Felicjańską, które zostały obdarowane przez artystę unikatowymi wyrobami.
Marzenia na sprzedaż
– Nie zwracamy uwagi na cenę kruszcu, a pomysł nie jest adekwatny do ceny złota. Sprzedajemy marzenia – twierdzi Grażyna Dunin-Majewska, kierowniczka krakowskiego salonu Kruka przy ul. Floriańskiej. – Wzrosły zamówienia klientów na pierścionki z brylantem powyżej 0,5 karata, co rok temu było jeszcze rzadkością. Są tacy, którzy lokują w same 1,5-karatowe brylanty. Nie zaobserwowałam jednak lokowania w samo złoto. Owszem, mamy w ofercie łańcuszki i naszyjniki wykonane tylko w złocie, najdroższy w cenie 10 tysięcy złotych. Przykładowe kolczyki o wadze 2,66 grama kosztują 379 złotych, co w tym wyrobie oznacza, że wartość 1 grama 14-karatowego złota wynosi 140 złotych.
W firmie W. Kruk każdy znajdzie coś w zależności od zasobności portfela. Są to jednak wyroby powszechne, których nabycie nie daje pewności wzrostu ceny. – Nie są kupowane na lokatę, ale na uroczystości zaręczynowe, ślubne i jako ozdoby do eleganckich sukien. Nadal cieszy się powodzeniem pierścionek zwany „jedyny” – opowiada Violetta Gacek z salonu przy Floriańskiej. Są też „frywolitki” komplety autorskie Anny Orskiej, głównej projektantki firmy. To biżuteria filigranowa, przetykana złotą nitką jakby wykonana na szydełku.
Ażurowe kolczyki, zawieszki i wisiory, wszystko wykonane ręcznie z 14-karatowego złota, zdobione maleńkimi cyrkoniami, onyksami i perełkami. Niesłabnącym powodzeniem cieszą się komplety biżuterii importowanej – „Kruk Fashion”. Te wykwintne wyroby nie stanowią jednak pewnej lokaty, są tylko wyrazem dążenia ludzi do luksusu i chęci otaczania się pięknymi przedmiotami.
Uwaga na dmuchany marketing
– Lokowanie w biżuterię ma sens, a szczególnie w starą biżuterię, sygnowaną i w bardzo dobrym stanie. Takich wyrobów, podobnie jak innych dzieł sztuki jest coraz mniej i ich wartość będzie rosła. Nie można na tym stracić, co jest widoczne z perspektywy ostatnich kilkudziesięciu lat – mówi Krzysztof Jacobson.
Należy też pamiętać, że korzystając z pośrednictwa komisu czy antykwariatu, pobierana jest prowizja zależna od wysokości wyceny.
Do współczesnej biżuterii trzeba mieć inne podejście. – Na niej trudno zarobić. Chyba że kupimy unikatowe dzieło bardzo dobrego i uznanego projektanta, tak jak kiedyś wartość wyrobu podwyższała sława artystów reprezentujących art dèco, Faberge czy dzieła Tiffany`ego – wyjaśnia Jacobson.
Cena współczesnej biżuterii, jeśli chcemy ją sprzedać, zależy od aktualnej ceny kruszcu oraz zainteresowania kupujących. W ostatnich latach cena złota wzrosła trzykrotnie, taka sytuacja zdarza się rzadko i nie można liczyć, że będzie to stały wzrost wartości.
Kupując biżuterię sygnowaną przez współczesnych designerów, trzeba kierować się rozsądkiem i uważać, czy twórca nie jest tylko wielkością sztucznie „nadmuchaną” przez marketing. Biżuterię współczesną należy traktować jako przedmiot użytkowy, w danym okresie modny i nie przykładać do niej wagi jako do lokaty kapitału. Biżuteria stara jest ponadczasowa i to ona stanowi naprawdę dobrą lokatę.