Andrzej Duda kalkuluje, co mu się najbardziej opłaci

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2021-12-20 20:00

W poniedziałek do Kancelarii Prezydenta RP wpłynęła z Kancelarii Sejmu – to odległość 100 metrów przez dziedziniec – ustawa z 11 sierpnia 2021 r. o zmianie ustawy o radiofonii i telewizji.

Zaczął bić licznik decyzji podpisowej, Andrzej Duda musi ją podjąć najpóźniej w poniedziałek, 10 stycznia 2022 r. do północy. Konstytucyjny okres trafia na szczególny czas wyciszenia – przynajmniej teoretycznego – politycznych i społecznych sporów. Zbliża się Boże Narodzenie z ciepłymi życzeniami wigilijnymi, później w sylwestrowy wieczór głowa państwa wygłasza orędzie, także z elementami teoretycznie pojednawczymi, wreszcie trafia się kolejny weekend świąteczny z orszakami Trzech Króli. Dlatego niewiadomą jest nie tylko sama decyzja podpisowa, lecz także termin jej ogłoszenia. Andrzej Duda oczywiście wykalkuluje moment jak najkorzystniejszy wizerunkowo dla siebie.

Przeforsowana przez PiS z zaskoczenia lex anty-TVN nosi datę sprzed czterech miesięcy. Taka kalendarzowa anomalia występuje zawsze, gdy Senat odrzuca wersję sejmową w całości, a później Sejm odrzuca senackie odrzucenie – wtedy ustawa zachowuje datę pierwotnego uchwalenia, rozgrywka między izbami jest pomijana. Fatalną ułomnością Konstytucji RP jest natomiast nierówne traktowanie proceduralne obu izb. Senat musi rozpatrzyć wersję Sejmu w 30 dni (budżet w 20 dni, zaś ustawy ze statusem pilnych – już w 14 dni), natomiast w drugą stronę… nie ma jakiegokolwiek terminu! Właśnie dlatego odrzucona przez Senat lex anty-TVN została chytrze schowana w Sejmie i nagle wyjęta w piątek po południu na rozkaz Jarosława Kaczyńskiego. Po przepchnięciu budżetu 2022 w trzy minuty, zamiast uczciwego rozpatrzenia przez kilka godzin wszystkich poprawek, prezes postanowił wykorzystać mobilizację i pójść za ciosem. Do odrzucenia uchwały Senatu potrzebna jest w Sejmie większość bezwzględna i takowa się znalazła, chociaż o włos. Uderzenie w znienawidzoną przez władców TVN zatwierdzone zostało stosunkiem 229:212, ale przy 11 posłach wstrzymujących się (zatem konieczny próg wynosił 227) oraz 8 nieobecnych.

Prezydent konstytucyjnie ma trzy wyjścia, a w praktyce nawet cztery. Może ustawę podpisać, czym potwierdzi potulność wobec kaprysów Jarosława Kaczyńskiego i utrwali pozycję partyjnego funkcjonariusza oddelegowanego na odcinek prezydencki. Może również zawetować, czyli zwrócić do Sejmu w celu ponownego uchwalenia większością trzech piątych, co jest progiem dla PiS nieosiągalnym. Wetem wywołałby gniew matki partii, ale przecież założył pokazanie w ciągu kadencji synowskiej krnąbrności kilka razy, ze względów czysto sanitarnych, zaś lepsza okazja się nie trafi. Trzecia droga to prewencyjne skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego (TK) Julii Przyłębskiej, ale taki ruch wszystkie strony sporu w Polsce uznałyby za tchórzostwo i umycie rąk. Prezydent może również ustawę podpisać i od razu skierować ją do następczego zbadania przez TK, ale to byłaby całkowita lipa – przecież ustawa weszłaby w życie. Cztery możliwości, niczym w teleturniejowej grze o milion…

Tysiące ludzi w całym kraju – zdjęcie pochodzi akurat z Krakowa – w niedzielę postulowały zastosowanie przez prezydenta weta. Dziejowy paradoks polega na tym, że 99 proc. demonstrujących głosowało w lipcu 2020 r. nie na Andrzeja Dudę…
Jarek Praszkiewicz / Forum