PKP Polskie Linie Kolejowe (PKP PLK) wysłały do przewoźników, spedytorów i innych firm transportowych pismo z prośbą o udział w ankiecie. Na zlecenie zarządcy torów przeprowadzi ją Szkoła Główna Handlowa. PKP PLK chcą się dowiedzieć, jakie towary i na jakich trasach przewożą jego klienci, jaka obniżka stawek zachęci ich do częstszego korzystania z infrastruktury spółki oraz jak dużą podwyżkę są w stanie zaakceptować, nie uciekając na drogi.

— Wyniki badań mogą uzasadnić częściowe uzależnienie minimalnej stawki za dostęp do infrastruktury kolejowej od rodzaju przewożonych ładunków — mówi Mirosław Siemieniec, rzecznik PKP PLK. Powołuje się na rządowe rozporządzenie oparte na unijnych przepisach. Zezwala ono na wprowadzanie w stawkach dostępu do infrastruktury tzw. składników opłat zależnych od elastyczności popytu na przewóz poszczególnych towarów, jeśli analizy wykażą, że rynek akceptuje ich wysokość, czyli nie ma zagrożenia rezygnacją z usług kolei na rzecz innego rodzaju transportu, w praktyce głównie samochodowego.
— Mówiąc w uproszczeniu, np. w przypadku węgla czy kruszyw, które na długich trasach są przewożone wyłącznie koleją, można by wprowadzać dodatkowe składniki opłat, bo przewoźnicy i tak nie są w stanie przerzucić ładunków na drogi — mówi Jakub Majewski, prezes Fundacji ProKolej.
Jednocześnie można także ograniczyć opłaty, np. za przewozyintermodalne, w których kolejowi gracze przegrywają z przewoźnikami drogowymi. Jakub Majewski informuje, że różnicowanie stawek opłat w zależności od tego, czy ładunki łatwo przenosić na inne środki transportu, funkcjonuje w Wielkiej Brytanii.
Zarządcy infrastruktury w innych krajach Unii Europejskiej na razie, podobnie jak PKP PLK, tylko testują rynek. Polscy przewoźnicy i spedytorzy obawiają się, że ankieta jest przymiarką do podwyżek.
— Analiza może przyczynić się do ustanowienia stawek minimalnych na poziomie przewyższającym obecnie obowiązującei wpłynąć na podniesienie cen produktów o mało elastycznym popycie — uważa Marcin Dobruchowski, prezes firmy Spedcont z grupy Pekaes. Jego zdaniem, zmiana stawek za przewóz węgla na odległych trasach i w składach całopociągowych o dużym tonażu nie spowoduje ucieczki na drogi.
— Węgiel jest produktem mało elastycznym i w szczególności dostawy do elektrowni lub ciepłowni realizowane są koleją. W ostatnich latach ceny węgla — zarówno na skalę globalną, jak i lokalną — uległy jednak bardzo silnej deprecjacji. Dlatego spółki zajmujące się obrotem szukają oszczędności, szczególnie w transporcie. Z uwagi na wielkość przewozów, mierzoną w milionach ton, ciężko byłoby zastąpić kolej innym rodzajem transportu. Ewentualne podwyżki przełożą się na konsumenta kupującego energię bądź ciepło — twierdzi Marcin Dobruchowski. Przewiduje również, że znaczący wzrost cen może się przełożyć na zmianę tras dostaw towarów, wyodrębnienie głównych arterii i marginalizację pozostałych, oraz skrócenie dostaw drogą kolejową mniejszych ładunków i ich dowóz z centralnego terminalu do składów i placów samochodami.