W Austrii zrobiło się nam ostatnio jakoś gorzko. A organizm domagał się choćby szczypty słodyczy. Z góry wiedzieliśmy, co trzeba w Wiedniu w takiej sytuacji zaćwiczyć. W ciemno pognaliśmy do restauracji Weibels. Na klasyczny apfelstrudel. Wiedzieliśmy, że tam będzie taki jak trzeba. I był, mimo że wokół nagle rozpętała się burza. Z gradem wielkości gołębich jaj. On tego nie zauważył. Niewzruszony wystąpił tradycyjnie na ciepło (5,7 euro). Był z cieniutkiego jak pergamin ciasta wypełnionego płatkami pokrajanych jabłek. Także z powiewami cynamonu i rodzynek. Tradycyjnie przy akompaniamencie lodów waniliowych i bitej śmietany. Delikatnie spróbowaliśmy całość na łyżeczce. Bingo.
Ale jakie wino? Wiedzieliśmy, że musi być austriackie. Do tego koniecznie deserowe. W karcie win były trzy możliwości: auslese, beerenauslese i trocken-beerenauslese. Zdecydowaliśmy się spróbować każdego z nich. Auslese odpadło w przedbiegach. Trocken-beerenauslese okazało się dla strudla za słodkie i zbyt dominujące. Ale Beerenauslese, 2005, Kracher, Burgenland (kieliszek 5 euro) okazał się strzałem w dziesiątkę.
Weibels Wirtshaus
Kumfgasse 2, Wiedeń