ARP może wesprzeć Stocznię Szczecińską

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2002-06-20 00:00

Resort skarbu pracuje nad innymi — niż renacjonalizacja — wariantami wznowienia produkcji statków w Stoczni Szczecińskiej. Jedną z możliwości jest przeniesienie zleceń na inną firmę, w której udziałowcem zostałaby Agencja Rozwoju Przemysłu.

Ministerstwo skarbu nie chce już przejmować akcji Stoczni Szczecińskiej. Rozważa podjęcie innych działań dotyczących spraw właścicielskich spółki. Wiadomo tylko, że jednym z wariantów jest włączenie do procesu reanimacji stoczni ARP.

— Rozważane jest m.in. powołanie nowego podmiotu, który przejmie majątek stoczni i w którym udziały będzie mieć agencja — mówi Arkadiusz Krężel, prezes ARP.

W grę wchodzi Allround Ship Service czy Porta Odra.

Maciej Leśny, wiceminister gospodarki, powiedział, że produkcja w spółce może ruszyć w kilka dni po decyzji sądu o upadłości stoczni.

Rafał Jesswein, rzecznik resor- tu gospodarki, dodał z kolei, że na wczorajszym spotkaniu w resorcie padło stwierdzenie, że spółka może budować 5-8 statków rocznie i zatrudnić 3 tys. osób. W Stoczni Sczecińskiej pracowało 4,5 tys. osób.

— To minimum warunkujące możliwość przetrwania spółki — uważa prezes Krężel.

Dziś prezes ARP ma przyjechać do stoczni i przedstawić te propozycje zarządowi. Komu konkretnie — tego nie wiadomo, ponieważ wczoraj odbyła się rada nadzorcza Porty Holding, która miała dokonać zmian w zarządzie. Do czasu zamknięcia wydania sprawa roszad nie wyjaśniła się. Nieoficjalnie wiadomo, że RN miała zmienić prezesa.

Warunkiem wznowienia produkcji przez spółkę, do której trafi majątek stoczni, jest zgoda banków na dalsze finansowanie budowy statków. Wczoraj przedstawiciele stoczni spotkali się w resorcie gospodarki z bankami i kooperantami.

— Celem spotkania nie było podjęcie konkretnych decyzji. Strony przedstawiły jedynie swoje opinie. Banki podkreśliły, że sektor stoczniowy to branża wysokiego ryzyka, stoczniowcy i kooperanci apelowali zaś, żeby problemów Stoczni Szczecińskiej nie przenosić na inne firmy — mówi Rafał Jesswein.

Niewykluczone, że instytucje finansowe pożyczą pieniądze na dokończenie budowy statków, muszą jednak mieć pewność, że armatorzy je odbiorą. Już dziś wiadomo, że nie wszystkie 11 statków znajdzie nabywców.

— Wstępne szacunki pokazują, że opłacalne dla banków jest dokończenie budowy 5-8 statków. Rozmowy w tej sprawie planujemy na przyszły tydzień — mówi Arkadiusz Krężel.

— Skredytowaliśmy cztery statki. Pieniądze, które pożyczyliśmy stoczni powinny wystarczyć na ich dokończenie. Zamierzamy natomiast pracować przy finansowaniu prac nowej firmy, która powstanie na bazie majątku stoczni — deklaruje Sebastian Łuczak, rzecznik Pekao SA.

Zgoda banków to szansa na przetrwanie także dla Stoczni Gdynia i kooperantów przemysłu okrętowego. Janusz Szlanta, prezes Grupy Stoczni Gdynia, już wcześniej nie ukrywał, że spółce coraz trudniej jest organizować finansowanie produkcji. Po ujawnieniu problemów Stoczni Szczecińskiej banki stały się bowiem bardziej wstrzemięźliwe w kredytowaniu spółki z Gdyni. W konsekwencji kooperanci obawiają się, czy otrzymają zapłatę za dostarczany towar.

— Sytuacja jest dramatyczna. Mamy obecnie zapasy dostaw dla Stoczni Gdynia. Nie zrealizujemy ich jednak, jeśli nie będziemy mieć gwarancji, że otrzymamy za nie zapłatę — mówi Eugeniusz Szamb, dyrektor odlewni Alstom.

Dostawy dla sektora stoczniowego to około 35 proc. przychodów firmy (10 proc. firma szczecińska i 25 proc. gdyńska) Jeśli stocznie nie będą w stanie zrealizować zamówień, firmę czekają redukcje zatrudnienia. Innych dostawców także.