To jedna z najważniejszych zmian kadrowych w branży bankowej, choć dotyczy jednego z mniejszych banków (10. pod względem sumy bilansowej), ale od lat skupiającego uwagę rynku. Po pięciu latach kierowania Getinem Artur Klimczak złożył dymisję. Funkcję przestanie pełnić od początku czerwca. P.o. prezesa ma zostać jeden z członków zarządu.
Bank poinformował w komunikacie, że przyczyną rezygnacji szefa Getinu są względy zdrowotne i z naszych informacji wynika, że nie jest to choroba dyplomatyczna. Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) od kilku miesięcy miała świadomość, że Artur Klimczak wcześniej niż później odejdzie z zarządu. Szczególnie po tym, jak nagle w marcu trafił do szpitala. Dla nadzoru był gwarantem, że w banku nie wydarzy się nic niespodziewanego, dlatego KNF zależało na tym, żeby jak najdłużej trwał na posterunku. Relacje prezesa z szefem nadzoru, choć trudne, były transparentne i oparte na wzajemnym szacunku. Przetrwały też niejedną burzę, jaka przetoczyła się nad Getinem w ostatnich kilku latach.

Było to tym istotniejsze, że KNF miała utrudniony kontakt z Leszkiem Czarneckim, właścicielem banku, który od kilku lat przebywa głównie za granicą. Prezes Getinu był łącznikiem między dwoma stronami, czasem negocjatorem, a kiedy indziej buforem.
Skuteczna transformacja Millennium
Artur Klimczak zgodził się przyjść do Getinu w 2016 r. Długo się zastanawiał, bo miał dobrą posadę w Millennium, gdzie odpowiadał za detal, sporo sukcesów na koncie i szacunek pracowników. Wyrobił sobie pozycję dzięki skutecznej i spektakularnej transformacji części detalicznej banku (to podstawowa linia biznesowa, dla której pion korporacji stanowił tylko dodatek), który w latach 2009-10 zaliczył wiele wpadek, mocno nadwerężających jego wizerunek. Głośny był skandal związany z fikcyjną sprzedażą kart kredytowych (m.in. na nazwiska spisywane z nagrobków), systemem premiowym w banku oraz konfliktem z częścią załogi. Morale w organizacji sięgnęło dna, podobnie słaba była percepcja marki na rynku. W kilka lat Millennium dokonał zmiany, która pozwoliła mu uplasować się w ścisłej czołówce instytucji finansowych pod względem obsługi klienta. Stał się też pożądanym pracodawcą. Niemały udział w tym miał Artur Klimczak.
Trupy w szafie
Kiedy dostał ofertę od Leszka Czarneckiego, reputacja Getinu była dużo gorsza niż Millennium w 2010 r. Jeden z dziennikarzy ekonomicznych napisał w 2013 r., że zmienić Getin w bank to jak nauczyć konia latać. Artur Klimczak wierzył, że zadanie jest wykonalne. Na początek dokonał głębokich zmian kadrowych i zrobił potężne odpisy na złe kredyty. W 2016 r. bank miał 58 mln zł straty, rok później 574 mln zł. To były efekty kreatywnej oferty banku z poprzednich lat, m.in. kredytów na condo hotele czy kredytów z funduszami inwestycyjnymi. Kiedy nowy prezes powyrzucał większość trupów z szafy, w 2018 r. wybuchła afera GetBacku. Artur Klimczak już w 2016 r. zakończył wszelką współpracę z tą spółką. Dużo biznesów robiła z nim Idea, drugi bank Leszka Czarneckiego. Jak się okazało — z naruszeniem prawa i ze szkodą dla klientów. Odium spadło pośrednio na Getin.
Była to jednak przygrywka do burzy, jaka rozpętała się jesienią 2018 r. W listopadzie Leszek Czarnecki ujawnił zapis rozmowy z Markiem Ch., ówczesnym przewodniczącym KNF, nagranej potajemnie w marcu tamtego roku. Szef nadzoru miał wówczas przedstawić mu korupcyjną ofertę. Z treści rozmowy wynikało, że wiosną ówczesny szef BFG miał opowiadać się za rozpoczęciem operacji resolution, czyli przymusowego przejęcia, wobec Getinu.
Po ujawnieniu taśm nastąpił run na Getin, który przez lata był jednym z najpopularniejszych banków depozytowych dzięki oferowaniu dobrych cen. Znalazł się wówczas o włos od upadłości. Kryzys udało się bankowi przetrwać, ale koszt hamowania odpływu depozytów pogrzebał wynik finansowy.
Właściciel na pracy zdalnej
Skutkiem afery Getbacku, ale też taśmowej było to, że prokuratura zaczęła ścigać Leszka Czarneckiego i postawiła mu zarzuty karne. Gotowa była rozesłać za nim list gończy, ale sąd utrącił pomysł w dość dosadnych słowach, a Leszek Czarnecki przestał przyjeżdżać do Polski.
Tymczasem sytuacja jego banków zaczęła mocno się komplikować. Początkowo planował połączenie banków, co wydawało się rozwiązaniem sensownym, gdyż Idea uchodziła za zdrowy, dobrze skapitalizowany bank, czyli miała to, czego brakowało Getinowi. Tyle że na początku 2019 r. zrobiła gigantyczny odpis — na 1,9 mld zł. Kapitał wyparował do zera. Fuzja przestała mieć sens. Fiaskiem zakończyły się też próby znalezienia inwestorów.
W sylwestra 2021 r. BGF rozpoczął procedurę resolution wobec Idei, której zdrowy biznes przejął Pekao. Bank od dłuższego czasu miał niemal zerowe kapitały.
Klątwa franka
Getin, który od lat wymagał dokapitalizowania, długo utrzymywał bufor kapitałowy, co prawda poniżej krajowych minimów, ale zgodnych z unijnym wymogiem 6 proc. Jesienią 2021 r. przełamał kapitałowy próg. Był to skutek wzrostu kursu franka i przeszacowania papierów skarbowych. Wtedy wydawało się jeszcze, że dzięki prosperity, której wszyscy oczekiwali w 2022 r., bank wreszcie się odkuje, zacznie zarabiać i stopniowo uzupełniać kapitały. Przed dwoma tygodniami bank poinformował, że strata w 2021 r. wyniosła 1 mld zł w związku z odpisami na ryzyko frankowe. Kapitały stopniały do 2,6 proc.
Co ciekawe — wyniki za I kw. bieżącego roku pokazują, że bank zarabia na fali rosnących odsetek. Gdyby nie franki, byłby w stanie „wyciągnąć” rocznie do 0,5 mld zł zysku. W przeciwieństwie do konkurentów Getin nie robił dużych odpisów na kredyty walutowe, ponieważ nie miał problemu z klauzulami abuzywnymi. Przy całej kreatywności poprzednich zarządów i wynikających z tego problemów jedno zostało zrobione niestandardowo, ale poprawnie — kredyty walutowe w większości przypadków były przeliczane po kursie NBP, a nie kursie własnym. Orzecznictwo sądów poszło jednak już w takim kierunku, że tego rodzaju niuanse przestały mieć znaczenie. Getin zaczął przegrywać z frankowiczami i audytor kazał robić rezerwy.
Dwa razy Złoty Bank
Mimo bardzo trudnych warunków rynkowych i pozarynkowych Getinowi faktycznie w ostatnich latach wyrosły skrzydła, czego potwierdzeniem może być tytuł Złoty Bank — uzyskany w ramach największych na rynku badań nad jakością obsługi klienta Złoty Bankier — zdobyty dwukrotnie: w 2020 r. i 2021 r. Nikomu wcześniej taka sztuka się nie udała.
Jak wynika z komunikatu opublikowanego przez bank, „intencją Pana dr Leszka Czarneckiego jest zaproponowanie kandydatury Pana Artura Klimczaka do składu Rady Nadzorczej Banku”.
Decyzja o złożeniu dymisji z pewnością nie przyszła Arturowi Klimczakowi łatwo. Ma interesujący back ground zawodowy, rzutujący na postawę i decyzje biznesowe. Zanim zaczął pracę w Citigroup w USA, służył w rangersach (Green Berets), elitarnej formacji US Army, jako podoficer, a później instruktor. Od kilku lat zasiada w radzie fundacji Sprzymierzeni z GROM.
Artur Klimczak wykonał olbrzymią pracę, podjął się zadania typu mission impossible. Przy sprzyjających wiatrach i regulacjach misja miała szanse powodzenia. Pojawiło się jednak wiele negatywnych czynników, a największy skutek miało tzw. duże TSUE, czyli wyrok w sprawie państwa Dudziaków. Dla Getinu był to prawdziwy game changer.
Najważniejszą z rzeczy, jakie zrobił prezes, było uruchomienie całego pionu ryzyka i doprowadzenie do tego, że jakość nowych kredytów była znacznie lepsza niż stara produkcja. Zrobił też odpisy na wszelkie negatywne aktywa i finalnie, gdy popatrzymy teraz na poziom „obrezerwowania” kredytów, to jest powyżej rynku. Widać, że praca została dobrze wykonana. To, co prezes mógł zrobić w realiach, jakich przyszło mu pracować, czyli bez odpisów na kredyty frankowe i bez zasilenia kapitałem przez właściciela, zrobił prawidłowo. Ale sytuacja banku była trudna i wielu rzeczy nie mógł przewidzieć.