Artyści wyciągają rękę po haracz

Albert Stawiszyński
opublikowano: 2007-10-19 07:27

Fundacja Obserwatorium Kultury Polskiej chce powołać pięć instytutów finansowanych przez biznes. To absurd — twierdzą eksperci.

Zanosi się na wprowadzenie kolejnego podatku. Artyści, kompozytorzy i pisarze zrzeszeni w Fundacji Obserwatorium Kultury Polskiej (FOKP), przygotowują nowy plan finansowania kultury. Mają już niemal gotowy projekt ustawy, powołującej pięć państwowych instytutów, które zajęłyby się: literaturą i teatrem, muzyką, sztukami wizualnymi, dziedzictwem narodowym oraz edukacją kulturalną. Szczegóły trzymane są w tajemnicy. Wiadomo jedno: na państwowe instytuty mają się zrzucić prywatne firmy.

— Wejście na nasz rynek, zwłaszcza przez zagraniczne koncerny, powinno mieć swoją cenę, płaconą na rzecz narodowej kultury. Taka praktyka jest stosowana na całym świecie i nie ma się tu czego wstydzić. Zamierzamy ten pomysł skonsultować z politykami — mówi Maciej Strzembosz z FOKP.

Wydawcy są przeciw

Maciej Strzembosz jest szefem Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych, zrzeszającej m.in. podmioty, które muszą finansować w dużej części Polski Instytut Sztuki Filmowej (PISF). Właśnie PISF, który ma prawo pobierać 1,5 proc. przychodów od telewizji, sieci kablowych, jest prawzorem dla nowych instytutów.

Nowo powstały Polski Instytut Literatury i Teatru pobierałby pieniądze od wydawców prasy i książek, a Polski Instytut Muzyki — od firm z branży muzycznej.

— Ten pomysł jest zwariowany. Wydawcy płacą twórcom pieniądze za ich publikacje. Działa również wiele organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi, które pobierają wynagrodzenie w imieniu twórców — komentuje Maciej Hoffman, dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy.

Przetarta ścieżka

Nowym instytutom ma pomóc sukces PISF.

— Projekt ustawy o finansowaniu kultury wzorowany ma być na ustawie o kinematografii, która sprawdziła się w praktyce. Dzięki niej polskie kino jest widoczne — mówi Jacek Bromski, prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich i szef rady PISF.

PISF działa krótko (od 2005 r.), ale w ubiegłym roku wydał już ponad 78 mln zł na kinematografię.

— Zaczynaliśmy pracę w trudnych warunkach. Opinię publiczną informowano, że powołanie PISF to skok na kasę, że tu nie chodzi o produkowanie dobrych filmów. Rzeczywistość pokazała, że jest inaczej, że uporządkowaliśmy rynek filmowy, że polskie filmy — po latach nieobecności — zaczęły pojawiać się w obiegu międzynarodowym — mówiła w wywiadzie dla „Pulsu Biznesu” Agnieszka Odorowicz, dyrektor PISF.

Wśród dofinansowanych projektów w 2006 r. znalazły się 44 filmy fabularne (w tym 21 koprodukcji międzynarodowych), 86 dokumentalnych i 16 animowanych.

Proponowana nowa ustawa nie zamyka pola działania dla istniejących już instytucji (m.in. dla PISF). Proponuje uzupełnienie systemu.

— Zasadą działania nowych instytutów ma być dofinansowywanie wszelkich inicjatyw w wysokości nie więcej niż 50 proc. Za dwa tygodnie ujawnimy szczegóły projektu ustawy — twierdzi Maciej Strzembosz.

Brak entuzjazmu

Co o pomyśle sądzi biznes?

— To szukanie łatwych pieniędzy pod szczytnymi sztandarami. Nowe instytuty mogą być bardzo pożyteczne, ale nie podoba mi się sposób ich finansowania. Zdroworozsądkowe jest dobrowolne przekazywanie pieniędzy na kulturę przez prywatne firmy —mówi Wojciech Warski z Business Centre Club.

Politykom PO haracz się nie podoba. Poseł Zbigniew Chlebowski podkreśla, że wszelkie nowe obciążenia fiskalne dla przedsiębiorców budzą jego sprzeciw.

— Już dziś firmy napotykają zbyt dużo barier — mówi Zbigniew Chlebowski.

— Wspierać kulturę powinno głównie państwo. Nie znam szczegołów ustawy, więc trudno ją oceniać — mówi Joachim Brudziński z PiS.

Według Jolanty Szymanek-Deresz z SLD, na poparcie zasługuje każda forma wspierania kultury.

— Zanim jednak powstaną instytuty, należy przeanalizować, efekty jakie przyniosło powołanie PISF, o który walka w Sejmie trwała lata — mówi Jolanta Szymanek-Deresz.

Okiem eksperta:

Aleksander Werner, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej

Prawa rynku

Działalność kulturalna podlega regułom rynkowym. Nie można jednak zapominać, że funkcjonowanie na tym rynku odbywa się na zasadach takich samych bądź zbliżonych do działań w innych obszarach gospodarki. Uważam, że ingerencja państwa w taki rynek i wprowadzanie instrumentów o charakterze fiskalnym nie jest dobrym rozwiązaniem. Tworzy się w ten sposób regulacje, które ograniczają wolność gospodarczą. Redystrybucja dochodów narusza konkurencję między podmiotami. W przypadku pewnych rozwiązań można się zastanawiać nad ich zgodnością z konstytucją.

Albert Stawiszyński, [email protected]