Atom za polskie pieniądze

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2018-05-17 22:00
zaktualizowano: 2018-05-17 20:48

Nie wiadomo, kto sfinansuje polski atom, ale wiadomo, że będą to pieniądze krajowe. Inwestor pojawi się wtedy, gdy pierwszy blok będzie już stał.

Atom odegrał główną rolę w dyskusjach energetycznych podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Temat narzucił Krzysztof Tchórzewski, minister energii. Już pierwszego dnia zadeklarował w kuluarach, że w finansowaniu tej potężnej inwestycji nie wezmą udziału, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, ani energetyczny Tauron, ani miedziowy KGHM. Kolejne dni energetycy spędzili więc na spekulowaniu, kto i kiedy wyłoży 70-75 mld zł na budowę pierwszej polskiej elektrowni jądrowej. — Moim zdaniem, kwestia finansowania atomu jest już dookreślona i można to przedstawić Radzie Ministrów — zadeklarował z kolei ostatniego dnia kongresu Józef Sobolewski, dyrektor departamentu energii jądrowej w Ministerstwie Energii (ME).

OSTROŻNI I PEWNI: Chętny do budowy polskiego atomu jest francuski EDF, reprezentowany przez wiceprezesa Brunona Blotasa. Nie chce jednak szacować, ile inwestycja mgłaby kosztować. Resort energii mówi o 15 mln zł za 1 MW energii.
fot.michał legierski

15 mld zł na pierwszy blok

Szczegółów tego, kto w finasowaniu będzie uczestniczył, Józef Sobolewski nie podał. Podtrzymał natomiast, że w pierwszej fazie mają to być pieniądze „polskie”, czyli krajowych firm państwowych i instytucji.

— Jeśli sami sfinansujemy pierwszy etap budowy, elektrownia zostanie postawiona i będzie już produkować energię, to do kolejnych etapów ustawi się kolejka inwestorów — przekonywał Józef Sobolewski. Miał na myśli przyszłą sprzedaż udziałów w elektrowni. W tym modelu konstruowano, a następnie sprzedawano udziały w elektrowniach np. w USA. Pierwszy etap budowy będzie droższy od kolejnych ze względu na inwestycje w infrastrukturę.

— Szacujemy, że w pierwszym etapie będziemy budować elektrownię przy koszcie 15 mln zł za megawat, co daje 15 mld zł w przeliczeniu na blok o mocy 1000 MW. Drugi etap będzie prawdopodobnie tańszy o 20 proc., a następny — o kolejne 20 proc. — zapowiedział Józef Sobolewski.

W ostatnich tygodniach pojawiły się spekulacje, że z ostateczną decyzją dotyczącą atomu rząd wstrzyma się ze względu na jesienne wybory samorządowe. Polityczna decyzja tego kalibru miałaby być zbyt ryzykowna w gorącym przedwyborczym okresie. — W ogóle nie wiązałbym tego z wyborami samorządowymi — podkreślił jednak Józef Sobolewski.

EDF w blokach startowych

Wśród firm bacznie obserwujących polskie plany jądrowe jest francuski EDF, który wchłonął niedawno atomową Arevę.

— Jesteśmy gotowi przedstawić ofertę — zapewnił Bruno Blotas, wiceprezes EDF ds. rozwoju projektów jądrowych. Do szacunków związanych z kosztami budowy elektrowni w Polsce podchodzi jednak ostrożnie, skoro nieznana jest jeszcze choćby lokalizacja (w grę nadal wchodzą dwa miejsca nad Bałtykiem).

— Żeby poznać cenę, trzeba zorganizować przetarg — stwierdził Bruno Blotas. Do ewentualnego przetargu ME zaprosi też inwestorów z Azji.

— To decyzja polityczna. Można zwrócić się do Rosatomu, który okazałby się pewnie najtańszy, ale raczej nie o to nam chodzi — stwierdził Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.

Bangladesz dał radę

Sceptyczny co do możliwości sfinansowania polskiego atomu jest Konrad Świrski, ekspert związany z Politechniką Warszawską. — Energetyka jądrowa nie jest przystosowana do dzisiejszego modelu rynku energii. Kiedyś finansowano ją, zwiększając rachunki odbiorców, dziś np. Wielka Brytania zdecydowała się na kontrakt różnicowy [gwarantujący stałą cenę odbioru energii z bloku jądrowego — red.]. Skoro Polska odrzuca ten model, zostaje nam własna gotówka — uważa Konrad Świrski.

Skąd polska energetyka ma ją wziąć?

— Z dystrybucji, która daje dziś dobre wyniki? To by oznaczało, że atom zabije inne możliwości inwestowania. Mamy problem z finansowaniem przy doskonałej koniunkturze gospodarczej. Co będzie, gdy przyjdzie kryzys? Dlatego jestem sceptyczny. Nie znajdziemy pieniędzy na atom — stwierdził ekspert.

— Tym, którzy zastanawiają się, czy nas stać, czy nie stać, przypominam, że ostatnio Bangladesz wylał beton pod reaktor nuklearny. To oznacza, że finanse nie są największym problemem — argumentował Józef Sobolewski.