
Firma o korzeniach francuskich, to i prezes jest Francuzem. Ale tak… nie do końca. Polskie biuro audytorsko-doradczej grupy Mazars na początku lat 90. stworzył i rozwija Michel Kiviatkowski. A co to za nazwisko – Kiviatkowski?
– Gdy byłem dzieckiem we francuskiej szkole, podczas odczytywania listy obecności nauczyciele zawsze mieli problem z moim nazwiskiem, więc gdy tylko zaczynali się jąkać, natychmiast wstawałem mówiąc „jestem” i oszczędzałem im trudu. Lądując pierwszy raz w Polsce, pomyślałem sobie, że wreszcie koniec z problemami z wymową mojego nazwiska i… dopiero w Warszawie zorientowałem się, że z nim naprawdę jest coś nie tak – opowiada Michel Kiviatkowski.
Źródłem problemu okazał się francuski urzędnik z połowy XX w. To on, zapisując w aktach dane syna polskiego imigranta – a ojca obecnego szefa Mazars w Polsce – zamiast „w” wstawił „iv”.
– Dziadek pochodził spod Łodzi i z większością rodzeństwa wyemigrował z Polski na początku lat 20. Jako jedyny z rodziny trafił na południe Francji, gdzie nie było silnej polskiej społeczności, więc relatywnie szybko się zasymilował. Nie było to łatwe, ale to był bardzo silny człowiek. Jego syn, a mój ojciec, już jako 14-latek zaczął pracować w kopalni, potem wykształcił się na inżyniera. Tuż po trzydziestce kładł podwaliny pod pierwsze specjalne strefy ekonomiczne we Francji. Miał ducha przedsiębiorczości. Mama pochodziła z rodziny z tradycjami. Wychowali mnie na Francuza, który dotąd nie mówi po polsku... Zawsze jednak miałem przekonanie, że po dziadku i ojcu mam w sobie polską krew, polską dumę i polskiego ducha, taką wewnętrzną siłę, która pozwala stawiać czoła przeciwnościom – mówi Michel Kiviatkowski.
Pożytki z audytu

„Wielu uważa, że praca w audycie i konsultingu nie jest już dla młodych ludzi tak atrakcyjna jak kiedyś” – tak w ubiegłorocznej rozmowie z PB szef polskiego biura Mazars opisywał problemy z rekrutacją pracowników, z którymi boryka się jego branża. Z jego perspektywy jest to jednak jedna z branż, która daje największe szanse na rozwój i awans. Co kilka dekad temu skłoniło młodego Michela Kiviatkowskiego do badania sprawozdań finansowych firm?
– Do audytu przyciągnęła mnie praca pełna wyzwań, z dobrymi perspektywami zawodowymi i niezłym wynagrodzeniem, a przy tym pozwalająca szybko zrozumieć, jak funkcjonuje świat biznesu. Praca sama w sobie nie jest celem, tylko środkiem do celu, trampoliną do życia w lepszy sposób. Są ludzie, którzy negatywnie postrzegają ambicję i chęć awansu społecznego, obawiają się łatki karierowiczów. Ja do nich nie należę. Ambicja popycha do działania, pozwala robić rzeczy dobre dla siebie, co z kolei przekłada się na możliwość realnego pomagania ludziom w swoim otoczeniu i całej społeczności – tłumaczy Michel Kiviatkowski.
Jako dziecko nikt jednak nie marzy o byciu audytorem. Nie inaczej było w jego przypadku.
– Od dzieciństwa kochałem sport i sportową rywalizację. Na boisku piłkarskim biegałem do utraty tchu, płakałem po porażkach i jako kapitan krzyczałem na kolegów, gdy źle zagrali. Jako 15-latek mogłem wybrać karierę zawodowego piłkarza, miałem nawet propozycję dołączenia do szkółki Olympique’u Marsylia. Potem zainteresowałem się wyścigami samochodowymi. W związku z tym przez dwa lata należałem do zespołu wyścigowego, jednocześnie studiując inżynierię w Aix-en-Provence. To w trakcie studiów przyszedł moment objawienia: jeśli będę studiował zgodnie z prywatnymi zainteresowaniami, w życiu nie zarobię pieniędzy na realizację tych pasji. Dlatego zmieniłem kierunek studiów na finanse i okazało się, że świetnie się w tym odnajduję – opowiada szef polskiego Mazarsa.
Polskie początki

Młody absolwent z Prowansji w połowie lat 80. przeniósł się do Paryża i szybko zaczął się wspinać po szczeblach kariery audytorskiej. Przez kilka lat pracował dla jednej z firm z tzw. wielkiej czwórki i pewnie pracowałby w niej dłużej, gdyby pewnego dnia nie zadzwonili do niego z propozycją przedstawiciele Mazarsa, największej francuskiej firmy z branży.
– Po upadku komunizmu w Polsce zaproponowano mi, bym otworzył biuro Mazars w Warszawie. Długo się nie namyślałem – to była duża szansa, a Polska pociągała mnie jako ojczyzna dziadka i kraj wielkich możliwości w trakcie transformacji ustrojowych i gospodarczych – wspomina Michel Kiviatkowski.
Francuz po trzydziestce, przyzwyczajony do wakacji na słonecznym Lazurowym Wybrzeżu i wielkomiejskiej atmosfery Paryża, trafił więc do zaśnieżonej polskiej stolicy na początku 1993 r.
Poznaj program 3 edycji “Forum na Wzgórzach”, 1-2 czerwca 2023, Ostróda >>
– Pamiętam dobrze ten dzień, bo to był 4 lutego, moje urodziny. Wylądowałem na lotnisku w Warszawie i nie wziąłem taksówki, lecz wsiadłem do miejskiego autobusu. Szczerze mówiąc, byłem przerażony i przygnębiony tym, co widziałem. Przez kilka kolejnych dni chodziłem po mieście i myślałem, że to jednak nie jest miejsce dla mnie, że nie dam rady – wspomina Michel Kiviatkowski.
Tamta szara i zimna rzeczywistość warszawska przytłaczała. Polska miała jednak swoje dobre strony. Menedżer odkrył je... w restauracji hotelu Marriott, w którym się zatrzymał.
– Następnego dnia zszedłem na śniadanie i usłyszałem język francuski: przy jednym stoliku siedział prezes czołowej firmy z branży spożywczej, przy innym przedstawiciel dużej firmy motoryzacyjnej, a wszyscy przyjechali w interesach. Wtedy uwierzyłem, że tu naprawdę można zrobić wielkie rzeczy, że transformacja jest wyjątkowym i niepowtarzalnym momentem. Od tamtego poranka zacząłem dostrzegać szanse tam, gdzie wcześniej widziałem niedostatki ówczesnej polskiej rzeczywistości. Mazars, który nie miał wtedy wielkich doświadczeń z ekspansją międzynarodową, oczekiwał początkowo, że założę małe, kilkuosobowe biuro. Obserwując tutejszy potencjał rynkowy, zdecydowałem się na znaczące poszerzenie biznesplanu i zatrudnienie ponad 100 osób, widząc, że klientów nie zabraknie. Pierwszych już miałem, bo spółki, których szefów spotkałem w hotelu Marriott, zaczęły z nami współpracę. Sprawdzony w Polsce model ekspansji powielano potem w innych krajach – opowiada Michel Kiviatkowski.
Biznesowa stabilizacja

Mazars jest dziś jedną z największych firm audytorsko-doradczych w Polsce.
– Polski rynek jest teraz dojrzalszy. Pierwszych 10 lat przed wejściem Polski do Unii Europejskiej to było coś więcej niż przygoda – międzynarodowe inwestycje napływały wtedy w błyskawicznym tempie i imponującej skali, w czym przodowała m.in. Francja. Prawo krajowe za tym nie nadążało. To, czego w tym czasie dokonano, wciąż procentuje. Dziś prawo jest względnie stabilne, biznes funkcjonuje w jasnych ramach, polscy menedżerowie stopniowo przejmują stery, a pod względem poziomu życia Warszawa nie różni się zbytnio od miast zachodnioeuropejskich, od których kiedyś odstawała – mówi Michel Kiviatkowski.
Choć prowadzenie biznesu wcale nie jest dziś łatwiejsze, menedżer zarządzający 400-osobowym zespołem jest teraz o wiele spokojniejszy niż w szalonych latach 90., gdy nocami odreagowywał stres na korcie tenisowym.
– Tenis zawsze był dla mnie sposobem na regulowanie emocji i pozbywanie się nadmiaru adrenaliny. Sport zresztą stanowi dla mnie jeden z filarów życia i metodę weryfikacji, czy zwyczajnie mi się chce. Teraz często mówi się o work-life balance. Ja zawsze podchodziłem do tego tak: na pierwszym miejscu jest rodzina, na drugim spełnienie zawodowe, a obok tego zainteresowania i pasje, głównie sport – mówi partner zarządzający firmy Mazars w Polsce.
Sportowe lekcje

Michel Kiviatkowski podkreśla, że umiejętności sportowe przydają się też w biznesie.
– Wspominałem już, że jako młody piłkarz krzyczałem na kolegów z drużyny. Na szczęście wyciągnąłem z tego wnioski. Sport uczy, by być wymagającym przede wszystkim wobec siebie i dobrze się przygotowywać do rywalizacji. W biznesie i w grach zespołowych nie można oczekiwać od ludzi poświęcenia, jeśli samemu nie daje się z siebie wszystkiego – i trzeba polegać na ludziach, którzy kompensują nasze braki. Inną lekcję wyciągnąłem z golfa. Otóż gdy po drodze do dołka jest przeszkoda wodna, to przed uderzeniem nie można myśleć o niej i o tym, że piłka może wpaść do wody, bo wtedy na pewno wpadnie. Trzeba myśleć o celu, nie o przeszkodzie – podkreśla Michel Kiviatkowski.
W golfa zaczął grać w Polsce. U ludzi biznesu to dość częste – na polu golfowym można spotkać znajomych ze swojej sfery, odetchnąć świeżym powietrzem…
– Nie, nie, to nie do końca mój przypadek. Nie gram wyłącznie dla relaksu, ani dlatego, że golf stał się modny. Gram, żeby podtrzymać sportowego ducha, lubię grać i wygrywać, życie to też walka – mówi prezes polskiego Mazarsa.
Zwycięstw w karierze trochę się nazbierało. Michel Kiviatkowski w swojej kategorii wygrał m.in. krajową rywalizację Porsche Golf Cup i pojechał na światowy finał tego turnieju.
– W golfie, jak w życiu, nigdy nie można powiedzieć, że osiągnęło się perfekcję. Zawsze jest coś do poprawy. Kilka razy w roku przychodzi okres, gdy trenuję bardziej intensywnie i potrzebuję turniejów, by zweryfikować mój poziom – tłumaczy menedżer.
Relaks i spokój znajduje jednak gdzie indziej.
– Najspokojniejszy jestem na torze wyścigowym, za kierownicą samochodu sportowego. Gdy wszystko wokół mnie przyśpiesza, konieczne jest spowolnienie i uspokojenie umysłu. To niesamowite doznanie i zdolność, która niezwykle przydaje się również w trudnych sytuacjach zawodowych. Na torze nie wygrywa ten, kto na krótkich odcinkach jedzie najszybciej, lecz ten, kto najlepiej kontroluje pojazd. Czyż w biznesie nie jest podobnie? – pyta retorycznie szef Mazarsa.
To co stoi w garażu? Praca w audycie, która dziś nie zawsze brzmi zachęcająco dla młodych absolwentów studiów finansowych, przyniosła owoce?
– Jako wielki fan motoryzacji mam kilka pojazdów, w tym jedno porsche wyłącznie do jazdy po torze wyścigowym oraz rodzinny samochód tej samej marki. I na dokładkę zabytkowy Jaguar E-Type. Lubię samochody. Cieszę się, że dzięki mojej pracy mogłem realizować sportowe i samochodowe marzenia. Pracy, która daje pieniądze i ogromną satysfakcję, a jednocześnie nie stanowi jedynego sensu życia. Przypominają mi o tym moje polskie korzenie. Nie przeraża mnie myśl o nadchodzącej emeryturze. Widzę życie poza Mazarsem i na pewno znajdę sobie ciekawe zajęcie – kończy Michel Kiviatkowski.