Pięć dni — mniej więcej tyle czasu potrzebują dyskonty Biedronki, by wypracować taką sprzedaż, jaką cała polska branża e-grocery, czyli handlu spożywczego przez internet, osiąga w ciągu... roku. W branży, rozwijającej się od połowy poprzedniej dekady, dużą skalę zbudować trudno, ale obecni w niej gracze przyszłość widzą w jasnych barwach.

— Rynek e-spożywczy w Polsce to przede wszystkim Warszawa. Szacujemy, że przez internet sprzedano tu w 2018 r. żywność i inne dobra szybkozbywalne za 254 mln zł, co stanowi 40 proc. wartości całego polskiego rynku. Obroty rosną w tempie 14-15 proc. rocznie, my urośliśmy w ubiegłym roku o 33 proc. — mówi Grzegorz Bielecki, prezes Frisco.pl, największego e-sklepu spożywczego bez zaplecza w postaci tradycyjnej sieci handlowej.
Zamiast ludzi
Choć dynamika wzrostu rynku jest spora, to prognozy z początku dekady, zgodnie z którymi segment e-grocery miał do 2020 r. odpowiadać za około 5 proc. sprzedaży spożywczej, okazały się znacznie przesadzone.
— W Warszawie internet odpowiada za około 2,4 proc. całej sprzedaży artykułów FMCG. To i tak dużo. Problemem branży jest to, że duże sieci spożywcze albo nie weszły w ten segment w ogóle, albo weszły nieśmiało, nie przeznaczając znacznych pieniędzy na promocję tej formy zakupów. My jesteśmy tu jedynym „czystym” graczem, który nie obsługuje zamówień z istniejących sklepów stacjonarnych, i po wakacjach zamierzamy wystartować z dużą kampanią marketingową — mówi Grzegorz Bielecki.
Frisco właśnie przeprowadza się z magazynu na warszawskiej Pradze do nowego obiektu pod Warszawą, po drugiej stronie Wisły.
— Nasz nowy magazyn zaczął działać w maju, stopniowo przejmuje obsługę zamówień od starego. Będzie w stanie obsługiwać ich czterokrotnie więcej. Mocno postawiliśmy na automatyzację, dzięki czemu możemy zredukować koszty zatrudnienia — taka liczba zamówień, do której obsługi w poprzednim magazynie potrzebowaliśmy 180 osób, tu będzie wymagała 80 pracowników — mówi Grzegorz Bielecki.
Koszt rozwoju
Spółka, której udziałowcami są hurtowniczy Eurocash i fundusz MCI, nie ujawnia wartości inwestycji w nowy magazyn. Wiadomo, że Frisco.pl przez wiele lat generowało straty, co tłumaczyło ciągłymi inwestycjami w rozwój.
— Jesteśmy ciągle w fazie wzrostu rynku, na którym możemy stać się na długie lata liderem. W ubiegłym roku mieliśmy 96 mln zł przychodów, a w tym roku szacujemy wzrost na poziomie około 30 proc., w czym pomoże nowy magazyn, inwestycje w system IT, rozbudowę floty samochodów dostawczych i działania marketingowe, budujące kategorię sprzedaży e-grocery. Na rynku warszawskim ciągle jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia, o uruchamianiu działalności w innych miastach nie będziemy myśleć w perspektywie półtora roku — mówi Grzegorz Bielecki.
Zdaniem prezesa Frisco.pl wzrostowi sprzedaży żywności przez internet sprzyja to, że takie zakupy są wygodne dla klientów.
— Przejmujemy tę funkcję zakupową, którą wcześniej realizowano w hipermarketach — czyli duże, robione raz na tydzień zakupy, które są dodatkowo dostarczane pod drzwi w dogodnej porze. Co ciekawe, nie zaobserwowaliśmy pozytywnego wpływu na nasze obroty zakazu handlu w niedzielę w sklepach stacjonarnych. Przeciwnie, to w niedziele handlowe klienci kupują u nas więcej niż w dni, w które zwykłe sklepy są zamknięte — mówi Grzegorz Bielecki.
OKIEM EKSPERTA
Problemem są ceny i dostępność
AGNIESZKA GÓRNICKA, prezes firmy badawczej Inquiry
Polski handel e-spożywczy cały czas boryka się z problemami rynku niszowego. Podobne bariery występują wszędzie tam, gdzie rynek nie osiągnął odpowiedniej skali — na przykład tak było jeszcze do niedawna w segmencie żywności ekologicznej. Mimo dwucyfrowego wzrostu żywność „bio” ciągle była za droga i zbyt mało dostępna dla przeciętnego Kowalskiego, by można było mówić o masowej dystrybucji. Wszystko zmieniło się wtedy, gdy półki z takimi produktami wprowadziły dyskonty i supermarkety.Na rynku e-spożywczym także dostępność i ceny są podstawowym problemem: klienci interesują się taką ofertą, ale poza Warszawą dostęp do niej jest ograniczony, a nawet w Warszawie logistyka sklepów e-spożywczych pozostawia wiele do życzenia. O ile na odzież czy elektronikę z internetu można poczekać kilka dni, o tyle żywność powinna być dostępna następnego dnia, a tak naprawdę ciągu kilku godzin. By to osiągnąć, konieczne są znaczące inwestycje, i to w każdym dużym mieście, co powoduje, że na tym rynku trudno osiągnąć rentowność.