Nawozowa konkurencja stanowi dla chemicznej firmy poważny problem.

— Zarząd podjął wiele działań, oczywiście zgodnych z prawem, w celu wyegzekwowania przynależnych nam praw. My się konkurencji nie boimy, ale import musi być legalny i transparentny — deklaruje Wojciech Wardacki, prezes Grupy Azoty. Już w sierpniu mówił o sprowadzaniu do kraju „bliżej nieokreślonych nawozów z bliżej nieokreślonych źródeł” i krokach, które podejmuje w tej sprawie jego firma. W okresie wielkiego popytu Grupa Azoty odmówiła dostaw kilku znaczącym dystrybutorom nawozów, którzy musieli posiłkować się transportami z zagranicy. W ten sposób importerzy weszli i zostali na naszym rynku. Zdaniem szefa Grupy Azoty, importowane nawozy są transportowane i składowane niezgodnie z obowiązującymi normami, co stanowi nieuczciwą konkurencję wobec rodzimych wytwórców.
Kilka miesięcy temu Wojciech Wardacki krytykował też konkurencyjny Anwil, który bez konsultacji postanowił rozbudować moce produkcyjne nawozów azotowych (o ponad 400 tys. ton rocznie). Teraz szef Grupy Azoty ocenia, że jego apele najwyraźniej „padły na podatny grunt”, bo prowadzone obecnie z przedstawicielami Anwilu rozmowy dotyczące tej kwestii są „bardzo owocne”. Grupa Azoty szacuje, że postawienie kompleksu polipropylenu w Policach będzie kosztować ponad 5 mld zł. Produkcja ruszyłaby w 2022 r. Według założeń z 2015 r., policki zakład wytwarzałby prostszą substancję — propylen, ale budowa fabryki kosztowałaby tylko 1,7 mld zł. Produkcja miała się rozpocząć w 2019 r. i zwiększyć roczną sprzedaż grupy o ponad 2 mld zł.
— Wszystkie materiały dotyczące tej instalacji należy wyrzucić. Było to raczej pobożne życzenie, a nie rzetelne wyliczenia. Projekt nie nadawał się w ogóle do realizacji — twierdzi Wojciech Wardacki, który został prezesem pod koniec zeszłego roku. Nie powiedział, o ile obecnie projektowana fabryka zwiększyłaby skalę sprzedaży firmy. © Ⓟ