Azoty to lubią

Magdalena GraniszewskaMagdalena Graniszewska
opublikowano: 2015-06-10 00:00

Po Davos czas na wpływowy think tank i rozpoznanie londyńskich mediów. Azoty „chcą przestać być w menu, tylko usiąść przy stole i zacząć zamawiać”

Anegdota z Londynu. Urzędnik Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju widzi polską flagę w reprezentacyjnej sali banku, w niej grono oficjeli oraz zmierzającego tam żwawym krokiem Sumę Chakrabartiego, prezesa banku. — Polski premier przyjechał! — mówi podekscytowany urzędnik. — Przecież polski premier jest kobietą — oponuje drugi. — Nie, nie, przecież sam widziałem wysokiego faceta — kontynuuje pierwszy.

MILIARDOWY PLAN:
MILIARDOWY PLAN:
Paweł Jarczewski, prezes (z prawej), i Andrzej Skolmowski, wiceprezes, mają powody do radości. Kredyty od Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (budynek w tle) i Europejskiego Banku Inwestycyjnego pomogą Azotom zrealizować plan inwestycyjny wartości 7 mld zł.
Jakub Krupa

Szef EBOR deklaruje

Wysoki jest Paweł Jarczewski, prezes grupy Azoty, numeru dwa na europejskim rynku nawozów. Przyjechał do Londynu na podpisanie umów kredytowych z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym (EBI) i z Europejskim Bankiem Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Kwoty niebagatelne: 550 mln zł i 150 mln zł.

Stąd też pompa — flagi, liczna delegacja z Polski, a także z Luksemburga, gdzie siedzibę ma EBI. Polska delegacja jest przejęta, lokalna — nieco mniej. — Firmy przyjeżdżają tu czasem na podpisanie umowy — rzuca Axel Reiserer z londyńskiego biura prasowego EBOR. Z prezesem Azotów mam umówiony wywiad jeszcze przed ceremonią.

— Może porozmawiamy potem? — mówi Paweł Jarczewski. I tak, zamiast przeprowadzać wywiad, widzę, jak zamaszyście spaceruje i ćwiczy przemówienie. Słyszę potem, że mowa się podobała. Było o reindustrializacji Europy, miejscu Azotów w globalnym łańcuchu żywnościowym, o organizacji Fetilizers Europe, w której działalność Azoty mocno się angażują.

— Gdyby Azoty rozważały emisję obligacji, mogłoby to być interesujące — stwierdza w swoim przemówieniu Suma Chakrabarti, co polska delegacja przyjmuje z radością. Od 2013 r. EBOR jest akcjonariuszem Azotów. Może być zadowolony — kurs zyskał blisko jedną trzecią. Przy kolacji reprezentanci EBOR wspominają, że „chcieliśmy wam dać nawet więcej”.

Hipoteka dla pary

Dla EBI i EBOR Azoty to pierwszy projekt przemysłowy, który finansują wspólnie. Podoba im się w Azotach to, że spółka jest liderem rynkowym, ma zdrowy biznesplan, a pieniądze wyda na poprawę efektywności. Czy sfinansują zagraniczne przejęcia, do których szykują się Azoty?

— Nasza polityka nie obejmuje prostego finansowania zagranicznych przejęć, ale inwestycje w rozbudowę przejętej firmy — dlaczego nie? — stwierdza Tilman Seibert, dyrektor w EBI. Dla Azotów kredyty z EBI i EBOR, a miesiąc wcześniej od konsorcjum polskich banków to pierwsze zobowiązania zaciągane przez spółkę matkę.

— To dla grupy Azoty potężna zmiana mentalna. Trochę jak wzięcie przez parę kredytu hipotecznego. Już nie mogą się rozstać — rzuca światło Artur Zawadowski, partner w kancelarii Weil, Gotshal & Manges i doradca Azotów. To ważne, bo Azoty są młodą grupą. Powstała ledwie pod koniec 2012 r., z połączenia państwowych zakładów w Tarnowie, Puławach, Policach i Kędzierzynie-Koźlu.

Połączono je niejako przymusowo, w ramach obrony polskiej chemii przed wrogim przejęciem przez rosyjski Acron. Do dziś widać w grupie podziały — wspólny kredyt mógł być wyzwaniem.

Być tam, gdzie Putin

Wyzwaniem mentalnym jest też ekspansja międzynarodowa. Grupa kupiła już złoża fosforytów w Senegalu, ale równolegle buduje wpływy, nazwijmy je — intelektualnymi: „przestać być w menu, tylko usiąść przy stole i zacząć zamawiać” — z takim cytatem w przemówieniu Paweł Jarczewski pojechał w tym roku do Davos. Azoty postanowiły być partnerem Światowego Forum Ekonomicznego w Davos jako pierwsza firma z Polski, bo Paweł Jarczewski lubi budować własną ścieżkę.

Po podpisaniu umów z EBI i EBOR pojechał do Chatham House, który w 2009 r. dostał miano najbardziej wpływowego nieamerykańskiego think tanku na świecie. Jadę z nim, w nadziei na wywiad w taksówce. Ciężko idzie, napięcie po ceremonii podpisania dopiero spada. W Chatham House luksusów nie ma, są natomiast obrazy ojców założycieli (założony w 1920 r.), balustrady, biblioteka w drewnie oraz sala: dwa fotele na podwyższeniu, do tego niewielka publiczność.

— 10 lat temu mieliśmy tu spotkanie z Władimirem Putinem, siedział tu też Michaił Chodorkowski — mówi oprowadzający.

Z gazetki ściennej wyczytuję jeszcze, że w 2006 r. przemawiał tu również Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Polski. Dyskutuje się tu choćby o TTIP, także o bezpieczeństwie żywnościowym. To interesuje Azoty — Paweł Jarczewski z delegacją idzie na spotkanie. Wychodzi podekscytowany. — Trzy-cztery osoby z grupy można by w to zaangażować — rzuca tuż po wyjściu. Członkami Chatham House są i wielkie korporacje, i osoby fizyczne. Z Polski nie ma nikogo. Azoty to lubią.

Przebij się!

W londyńskim programie jest też wyjście do mediów. Londyńskich. Zaproszeni na konferencję dziennikarze pytają głównie o niepewną przyszłość branży chemicznej w Europie. — To nie nasz case — odpowiada krótko Paweł Jarczewski. Jedzie na spotkanie w BBC World. — Wiesz, dziennikarze pracują tu inaczej. Dobijają się do nich setki lub tysiące firm takich jak Azoty. Trzeba się przebić — tłumaczy mi londyński doradca medialny Azotów. Azoty to lubią. © Ⓟ