Jest w Świdrze (tuż pod Warszawą) maleńkie miejsce, w którym ci sami kucharze gotują od 36 lat. Autentyczna smakowa oaza. Ale nie spodziewajmy się wypasionej restauracji. Ani oprawionej w skórę karty win. Więcej — żadnych win tam nie ma! Przynieśliśmy je ze sobą. Do tego lokal działa tylko do 18. A w poniedziałki jest nieczynny. Pełen PRL.
Za to w menu wiele smakowitości. Właściwie nie wiadomo, od czego zaczynać. Byliśmy tam wiele razy. Seweryn Krajewski zagląda zdecydowanie częściej. Zupy pani Zosi zawsze są świetne, zmieniają się tylko wraz z porami roku. Spektakularne kołduny w rosole są zawsze. Czasem zacierkowa z ziemniakami czy szczawiowa z jajkiem. Chłodnik tylko wtedy, gdy jest już przez wszystkich oczekiwany. Wszystkie powalają na kolana.
Puszysty, z jajeczkiem i nutką cebuli
Z przystawek zapadł nam w pamięć faszerowany karp w galarecie z chrzanem . Koniecznie z mozelskim Ries-lingiem Hochgewachs trocken, aus der steillage, Waldipol (w sklepach około 30 zł). Oczywiście i tym razem wzięliśmy go ze sobą. Głównie ze względu na jego przyjemną wszechstronność dla wielu dań podawanych w jadłodajni. Na przystawkę poprosiliśmy, nieskromnie, o móżdżek cielęcy . Przybył puszysty. Z mile rozłożonym (niedbale!) na wierzchu sadzonym jajkiem . Delikatnie dawała o sobie znać powiewna nutka cebuli. I dla kontrastu gruboziarnisty pieprz . Razem? Smakowe arcydzieło. Co ciekawe, schłodzony kolega z Mozeli bardzo się z móżdżkiem zaprzyjaźnił. Gadali do rana. Mimo zamknięcia lokalu.
Długo zastanawialiśmy się, co wybrać na drugie danie. Jako "przerywnik" pani Zosia podała pomidorową z domowym makaronem . Była — krótko mówiąc — zjawiskowa.
Peklowany faworyt w chrzanowym sosie
Początkowo poważnie rozważaliśmy na główne węgorza z wody w sosie koperkowym . Kusiły nas także swymi wdziękami nereczki cielęce . Koniecznie żądać, by były z czosnkiem ! Pan Andrzej wie, o co chodzi. Apetyczny był również zając w śmietanie . Czy duszona gicz cielęca ze śląskimi kluskami . Ostatecznie wybraliśmy naszego tutejszego faworyta: ozorek w sosie chrzanowym (100 g — 16 zł). W Świdrze jest niepowtarzalny. W naszym odczuciu to chyba jeden z najlepszych ozorków w Polsce. A już na pewno na Mazowszu. Żaden tam wołowy czy wieprzowy twardziel. Pod Otwockiem musi być młodzieńczo cielęcy, wcześniej dobrych parę dni peklowany. Gdy się już pojawia na talerzu, z wody, jest wręcz do zakochania miękki. A z sosem chrzanowym to już autentyczna poezja.
Podsunęliśmy mu kieliszek wcześniej degustowanego mozelczyka. Bardzo miło dygnął. Dla kontrastu polaliśmy także Chenin Blanc z Południowej Afryki. Wyraźnie (i skutecznie) Afrykanin zaczął uwodzić świderskiego ozorka . Jak na randkę w ciemno całkiem dobre trafienie! Nawet z założenia negatywnie nastawiony do wszystkich win sos chrzanowy (z dużą obfitością śmietany ) przyjemnie się uśmiechał. Miłe smakowe zaskoczenie! Zwłaszcza, że żywo mieliśmy w pamięci, jak w niedalekiej przeszłości z węgorzem w sosie koperkowym równo dawali sobie po pyskach.
Kompot do kisielu
A co na deser? Kisiel żurawinowy przełożony śmietaną . Z win z założenia zrezygnowaliśmy. Zwłaszcza, że w szklance na spodeczku dyżurował zapomniany już dzisiaj w restauracjach kompot .

Jest w Świdrze (tuż pod Warszawą) maleńkie miejsce, w którym ci sami kucharze gotują od 36 lat. Autentyczna smakowa oaza. Ale nie spodziewajmy się wypasionej restauracji. Ani oprawionej w skórę karty win. Więcej — żadnych win tam nie ma! Przynieśliśmy je ze sobą. Do tego lokal działa tylko do 18. A w poniedziałki jest nieczynny. Pełen PRL.
Za to w menu wiele smakowitości. Właściwie nie wiadomo, od czego zaczynać. Byliśmy tam wiele razy. Seweryn Krajewski zagląda zdecydowanie częściej. Zupy pani Zosi zawsze są świetne, zmieniają się tylko wraz z porami roku. Spektakularne kołduny w rosole są zawsze. Czasem zacierkowa z ziemniakami czy szczawiowa z jajkiem. Chłodnik tylko wtedy, gdy jest już przez wszystkich oczekiwany. Wszystkie powalają na kolana.
Puszysty, z jajeczkiem i nutką cebuli
Z przystawek zapadł nam w pamięć faszerowany karp w galarecie z chrzanem . Koniecznie z mozelskim Ries-lingiem Hochgewachs trocken, aus der steillage, Waldipol (w sklepach około 30 zł). Oczywiście i tym razem wzięliśmy go ze sobą. Głównie ze względu na jego przyjemną wszechstronność dla wielu dań podawanych w jadłodajni. Na przystawkę poprosiliśmy, nieskromnie, o móżdżek cielęcy . Przybył puszysty. Z mile rozłożonym (niedbale!) na wierzchu sadzonym jajkiem . Delikatnie dawała o sobie znać powiewna nutka cebuli. I dla kontrastu gruboziarnisty pieprz . Razem? Smakowe arcydzieło. Co ciekawe, schłodzony kolega z Mozeli bardzo się z móżdżkiem zaprzyjaźnił. Gadali do rana. Mimo zamknięcia lokalu.
Długo zastanawialiśmy się, co wybrać na drugie danie. Jako "przerywnik" pani Zosia podała pomidorową z domowym makaronem . Była — krótko mówiąc — zjawiskowa.
Peklowany faworyt w chrzanowym sosie
Początkowo poważnie rozważaliśmy na główne węgorza z wody w sosie koperkowym . Kusiły nas także swymi wdziękami nereczki cielęce . Koniecznie żądać, by były z czosnkiem ! Pan Andrzej wie, o co chodzi. Apetyczny był również zając w śmietanie . Czy duszona gicz cielęca ze śląskimi kluskami . Ostatecznie wybraliśmy naszego tutejszego faworyta: ozorek w sosie chrzanowym (100 g — 16 zł). W Świdrze jest niepowtarzalny. W naszym odczuciu to chyba jeden z najlepszych ozorków w Polsce. A już na pewno na Mazowszu. Żaden tam wołowy czy wieprzowy twardziel. Pod Otwockiem musi być młodzieńczo cielęcy, wcześniej dobrych parę dni peklowany. Gdy się już pojawia na talerzu, z wody, jest wręcz do zakochania miękki. A z sosem chrzanowym to już autentyczna poezja.
Podsunęliśmy mu kieliszek wcześniej degustowanego mozelczyka. Bardzo miło dygnął. Dla kontrastu polaliśmy także Chenin Blanc z Południowej Afryki. Wyraźnie (i skutecznie) Afrykanin zaczął uwodzić świderskiego ozorka . Jak na randkę w ciemno całkiem dobre trafienie! Nawet z założenia negatywnie nastawiony do wszystkich win sos chrzanowy (z dużą obfitością śmietany ) przyjemnie się uśmiechał. Miłe smakowe zaskoczenie! Zwłaszcza, że żywo mieliśmy w pamięci, jak w niedalekiej przeszłości z węgorzem w sosie koperkowym równo dawali sobie po pyskach.
Kompot do kisielu
A co na deser? Kisiel żurawinowy przełożony śmietaną . Z win z założenia zrezygnowaliśmy. Zwłaszcza, że w szklance na spodeczku dyżurował zapomniany już dzisiaj w restauracjach kompot .