Przez pierwsze trzy miesiące 2013 r. na polskich drogach zmarły w wyniku wypadków 562 osoby. W porównaniu z analogicznym okresem 2012 r., to o 156 zabitych mniej, co oznacza spadek o 22 proc. — podaje Partnerstwo dla Bezpieczeństwa Drogowego (dane dotyczą tylko osób, które zmarły na miejscu, dlatego ta liczba może jeszcze wzrosnąć).

Według organizacji, poprawa statystyk przyniosła 1,5 mld zł oszczędności (wyliczenia w oparciu o szacunki Banku Światowego). Po pierwszych trzech miesiącach 2013 r. doszło do 6118 wypadków (7377 w tym okresie 2012 r.). O 16 proc. spadła też liczba rannych — z 9008 do 7554.
Gdyby nie ta zima
Kiedy mowa o bezpieczeństwie drogowym i tym co wpływa na poprawę statystyk wymienia się wiele czynników: od stanu nawierzchni przez infrastrukturę po działania rządowe i organizacji pozarządowych. Ale co przeważa, dokładnie nie wiadomo. W ostatnich 10 latach bezpieczeństwo na drogach znacznie się poprawiło, wciąż jednak pod tym względem ciągniemy się w ogonie Europy. Zdaniem ekspertów, na początku 2013 r. pomogła nam pogoda.
— W 2013 r. przeciągająca się przez marzec i część kwietnia zima spowodowała, że kierowcy dłużej jeździli ostrożnie — tłumaczy Andrzej Grzegorczyk, wiceprezes Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego. Przedłużającą się zimę jako powód lepszych statystyk również wymienia Sylwester Pawłowski, ekspert od bezpieczeństwa we flotach w firmie SafetyLogic, ale dodaje, że to nie jedyny czynnik.
— Mamy sporo sygnałów od przedsiębiorstw, że z powodu spowolnienia ograniczyły trochę przewozy flotowe. Znaczna część samochodów na drogach krajowych, ale też w miastach, to auta firmowe. Także to miało wpływ na poprawę statystyk. Gdyby udało się utrzymać tendencję spadkową z pierwszego kwartału, rok 2013 mógłby być rekordowy pod względem bezpieczeństwa — ocenia Sylwester Pawłowski.
Gdzie stawiać radary
Jeszcze w 2013 r. na stan bezpieczeństwa drogowego trochę więcej światła rzuci audyt Najwyższej Izby Kontroli (NIK), którego pierwszy etap właśnie rozpoczęto. Izba sprawdzi m.in. oznakowanie dróg, organizację ruchu, jak zarządcy dbają o bezpieczeństwo, ale także miejsca, w których stoją fotoradary i czy rzeczywiście taki wybór wpływa na bezpieczeństwo. Andrzej Grzegorczyk spodziewa się, że kontrola NIK przyspieszy zmiany w ustawieniach niektórych fotoradarów.
— Niestety wiele fotoradarów nie spełnia swojej roli, bo nie stoją w odpowiednich miejscach. Poza tym nikt nie bada ich skuteczności i tego czy w konkretnej lokalizacji przyczyniają się do bezpieczeństwa. Nie mówiąc o nietrafionej polityce rządu, który pozwolił pomyśleć kierowcom, że zadaniem tych urządzeń jest pompowanie pieniędzy do budżetu a nie bezpieczeństwo — twierdzi Andrzej Grzegorczyk. Poza tym NIK chce także sprawdzić, czy w Polsce mamy system, który pozwalałby na zaplanowane i długofalowe działania w zakresie bezpieczeństwa.
Pamiętać o firmach
W 2013 r. kończy się także Krajowy Program Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego GAMBIT 2005. Jednym z jego celów było ograniczenie liczby ofiar śmiertelnych w 2013 r. do 2800. Nie wiadomo, czy uda się zrealizować to założenie. W 2012 r. w wyniku wypadków na polskich drogach zmarło 3571 osób. Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego pracuje już nad kolejnym Narodowym Programem Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego 2013-2020. Główne cele programu to kolejne ograniczenie liczby zabitych i rannych — do nie więcej niż 2 tys. ofiar śmiertelnych i 5600 rannych w 2020 r.
— Nadal nie wiadomo, kto będzie odpowiedzialny za realizację tego programu. Nawet jeśli obarczymy odpowiedzialnością Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, to nadal pozostają setki tysięcy dróg, którymi dyrekcja nie zarządza. Poza tym nie przewidziano dodatkowych funduszy na te działania, więc mniejsze samorządy nadal nie będą miały pieniędzy na realizację tych założeń — komentuje Andrzej Grzegorczyk. Według Sylwestra Pawłowskiego, należałoby się skupić na działaniach edukacyjno-informacyjnych w firmach.
— To właśnie biznes przyczynia się do największego ruchu na drogach. Ale jeśli mamy przekonać firmy do takich inicjatyw, musimy im pokazać, że będzie to dla nich opłacalne — twierdzi Pawłowski. Podaje przykład firmy, w której SafetyLogic przeprowadziło restrukturyzację floty. Przedsiębiorstwo ma 240 samochodów osobowych we flocie, a składka ubezpieczenia w wyniku szkód spowodowanych przez te auta wynosiła 1,3 mln zł. W pół roku przeprowadzono audyt floty, bilans otwarcia (ocenę bezpieczeństwa we flocie), przygotowano i wdrożono program bezpieczeństwa. Przez rok realizowano przyjętą strategię. W półtora roku udało się zmniejszyć liczbę szkód o 74 proc., a składka ubezpieczenia spadła o 800 tys. zł.
— Takie systematyczne działania dają obopólne korzyści. Firma oszczędza, a pracownicy widzą, że także dba o ich bezpieczeństwo. Firmy, które dostrzegają te korzyści, po 2-3 latach nie chcą wracać do stanu sprzed rozpoczęcia działań edukacyjno-informacyjnych — mówi Sylwester Pawłowski.