Biura maklerskie się unifikują
Różnice między ofertami dużych biur maklerskich zaczynają się powoli zacierać. Ułatwia to znacznie wybór biura. Pomimo że konkurencja rośnie, wiele największych przedsiębiorstw, będąc świadome unifikacji, pozwala sobie na mniejsze zabiegi o klienta niż wymagałyby warunki ostrej konkurencji. Taką sytuację w znacznej mierze unaoczniły warszawskie targi kapitałowe Twoje Pieniądze.
RZUT OKA na ofertę biur maklerskich wystarczy, by zauważyć coraz mniejszy rozrzut prowizji. Przynajmniej tych stałych, gdyż prowizje liniowe są najczęściej negocjowane i zależą w znacznej mierze od miesięcznych bądź kwartalnych obrotów klienta. Postępująca unifikacja została wywołana coraz poważniejszą walką o inwestorów, którzy z kolei mają o wiele większy wybór. Paradoksem wydaje się to, że konkurencja powoduje ujednolicenie. Jednak dziś jest tak, że jeśli jedno biuro opracuje nowy produkt lub udogodnienie, konkurencja szybko idzie jego śladem.
TRADYCYJNIE najbardziej dynamiczne i pomysłowe są niewielkie biura niebankowe, wprowadzające coraz to nowe udogodnienia dla inwestorów. Lecz to nie one nadają kierunek rozwoju usług maklerskich. Są po prostu zbyt małe i słabe kapitałowo, więc ich oferta niknie pośród standardów narzuconych przez największe domy bankowe.
POZA TYM biura maklerskie stopniowo odchodzą od specjalizacji. Jeszcze dwa-trzy lata temu jedno biuro było znane z obrotu obligacjami, inne zaś ze sprawnej obsługi dogrywki. To przyciągało konkretny typ klienta. Obecnie idąc do bankowego biura maklerskiego, możemy być prawie pewni, iż zaproponowane usługi tylko w minimalnym stopniu będą się różniły od biura znajdującego się obok.
Takie wnioski mogły się nasunąć zwłaszcza po odwiedzeniu warszawskich targów kapitałowych Twoje Pieniądze, które z wielką pompą odbyły się w ubiegłym tygodniu.
NA TARGACH wystawiły się m.in. wszystkie liczące się banki, towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze powiernicze, biura maklerskie. Nie zabrakło też spółek giełdowych — tych, które przejmują się kontaktami z inwestorami, a jednocześnie chcą poprawić swój wizerunek, szczególnie na tle nie najlepszych wyników finansowych. Jednym słowem obecni byli właściwie wszyscy, dla których masowy klient jest podstawą egzystencji.
BYŁY więc kolorowe stoiska, bogate oprawy i wystroje, piękne hostessy, kolorowe ulotki, błyskające światła, clowni na szczudłach etc. I co? Ano nic. Niewiele z tego wynikało dla inwestorów, którzy interesują się finansami choć trochę bardziej niż dziatwa szkolna zwożona tłumnie autokarami.
TAK NAPRAWDĘ delikwent, który przyszedł się czegoś więcej dowiedzieć, mógł liczyć, że poza uśmiechem — a i to nie zawsze — nic go już więcej nie spotka. Refleksja ta nasunęła mi się po odwiedzeniu wszystkich stoisk biur maklerskich i banków.
OGARNĘŁA mnie trwoga, bowiem największe biura maklerskie, należące do banków notowanych na giełdzie, były praktycznie nie przygotowane do udziału w imprezie. Niewiele mówiące foldery (prawie same ogólniki) i nie zorientowani wystawcy — oto obraz liderów branży. Zdarzało się wręcz, że w odpowiedzi na nieco bardziej skomplikowane pytania, np. o wysokość oprocentowania rachunku inwestycyjnego, radzono mi... zatelefonować do biura.
— Najlepiej jak pan sam pójdzie do biura, to oni tam wszystko dokładnie powiedzą — rozbrajająco odpowiedziała mi miła pani pilnująca jednego ze stoisk (z litości nie podam którego).
OCZYWIŚCIE zawsze w oceanie nieszczęścia i amatorszczyzny znajdą się wyspy zamieszkane przez finansistów z prawdziwego zdarzenia. Tym razem jednak było ich bardzo niewielu.
Dla poprawienia samopoczucia rodakom donoszę, iż w pierwszym dniu targów jedna z największych i najstarszych na naszym rynku zachodnich firm maklerskich skończyła pracę już o 16.00, chociaż wystawa trwała jeszcze przez dwie godziny.
NIECO lepsza sytuacja wydawała się panować pośród biur prywatnych, lecz one nie mając wsparcia bogatych central (którymi są banki) muszą się dwoić i troić, aby przyciągnąć klienta. Widać to było doskonale po ofercie kredytowej na zakup akcji Telekomunikacji Polskiej. Ponieważ biura prywatne muszą negocjować z bankami wysokość oprocentowania, a także możliwą wysokość kredytu, powinny być gorzej przygotowane niż bankowe. Sytuacja była jednak odwrotna.
PER SALDO obraz branży maklerskiej po warszawskich targach jest pesymistyczny. Nie wiadomo, kto ma wziąć na siebie ciężar przyciągnięcia i efektywnego obsłużenia nowych klientów. A o tych w tych coraz cięższych czasach jest i będzie coraz trudniej.