Tak zapewne będzie — za chwilę odezwą się głosy, że to już było, że brzydkie, że głupie. Że na zlecenie polityczne, że za drogie. Choć i tak warto spróbować, tym bardziej że z publicznej kasy nie pójdzie na to ani grosz.

Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR (SKMSAR) nie zamierza się poddać i wkrótce oczom Polaków ukażą się trzy propozycje nowych znaków graficznych Polski. Wszystkie są do siebie podobne, jeden z nich zresztą widoczny był już w kampanii reklamowej w CNN.
Legendarna podpora
Znaki i idąca za nimi strategia oparte są na idei kreatywnego napięcia i sprężyny według projektu pracowni legendarnego Wally’ego Olinsa, który nadawał tożsamość wielkim korporacjom oraz narodom.
— Autorytet Olinsa to dla nas podpora. Ale jako SKMSAR zrobiliśmy jeszcze coś innego, by uwiarygodnić ten projekt. Z partnerami zorganizujemy 1 mln zł potrzebny na zakup praw do znaku graficznego wraz z tzw. brandbookiem — mówi Paweł Tyszkiewicz, pełnomocnik zarządu SKMSAR.
Partnerzy to nie rządowe instytucje, lecz przedstawiciele organizacji biznesowych. Gdy powołana do całej operacji fundacja zapłaciAnglikom, prawa do znaku przejdą do domeny publicznej.
W ostatnim 25-leciu Polska dorobiła się kilkudziesięciu koncepcji kreatywnych, część z nich miała ambicje ogólnonarodowe, część ograniczała się do wąskiego wycinka. Tylko obecnie ministerstwa, agencje i organizacje publiczne używają kilkunastu różnych projektów graficznych: od miksu słońca, gór i morza po połączone biało-czerwone punkty i latawiec.
— Dla mnie to kolejny projekt do szuflady — tak „sprężynę” ocenia Roman Jędrkowiak, właściciel butiku kreatywnego ADHD Warsaw, pracujący projektowo nie tylko dla marek pokroju ING, ale też dla Platformy Obywatelskiej. Jego zdaniem, słabość projektu SKMSAR nie dotyczy samego kształtu projektu.
— Tu nie chodzi o walory estetyczne, lecz o grę zespołową. Taki projekt powinien być przyjęty przez wszystkie partie polityczne. Wtedy uwierzyłbym, że można stworzyć jedno silne centrum zarządzające wizerunkiem Polski za granicą i narzucające tę wizję innym publicznym instytucjom — mówi marketingowiec.
Paradoksalnie, podobne myślenie przyświecało SKMSAR, gdy Ministerstwo Spraw Zagranicznych (MSZ) zwróciło się do organizacji o wsparcie przy opracowaniu znaku i strategii wizerunkowej dla Polski. Paweł Tyszkiewicz zapewnia, że dostał od strony rządowej silne wsparcie i zapewnienie, że powstanie osobny departament w MSZ, nadzorującywdrażanie strategii marketingowej dla Polski. No i oczywiście gwarancję, że „sprężyna” zagości wszędzie.
Nie tylko wódka
Jednak mimo dobrych recenzji „sprężyny” Olisa nie ma szans, by z miejsca znalazła się ona we wszystkich instytucjach. Część z nich przy projektowaniu własnych znaków wspierała się bowiem funduszami unijnymi, zobowiązując się w zamian na kilkuletni okres eksploatacji opłaconych projektów. SKMSAR nie zamierza jednak na nie czekać.
— Działamy. Sami wyłożyliśmy 0,5 mln zł na opłacenie znaku od Olinsa. Jak będzie trzeba, wyłożymy pozostałe 0,5 mln zł. Choć mamy kilka pomysłów na to, jak zaangażować biznes i społeczeństwo w finansowanie nowego logo dla Polski — mówi Paweł Tyszkiewicz.
SKMSAR do współpracy chce powołać fundację Logo dla Polski i w jej ramach zaprząc do wsparcia finansowego i marketingowegom.in. organizacje biznesowe. Te mogłyby nie tylko wyłożyć pieniądze na kupno logo, ale także nakłaniać swoich członków do używania grafiki na opakowaniach produktów i w kampaniach reklamowych. Wsparcie już zadeklarowali przedstawiciele Pracodawców RP, PKPP Lewiatan oraz Krajowej Izby Gospodarczej. Marian Owerko, wiceprezes Polskiej Rady Biznesu i współwłaściciel m.in. Bakallandu, także jest za.
— Kiedyś wstydziliśmy się produktów z Polski, teraz obserwuję, że hasło „Polska” działa w Chinach oraz w części europejskich krajów. Czy taki znak pojawi się na produktach np. Bakallandu? Oczywiście, nie wstydzę się polskości. Niech świat wie, że u nas nie tylko wódka z ziemniaków i kiełbasa ze świni — twierdzi Marian Owerko.
Inne pomysły SKMSAR to m.in. społeczny crowdfunding, by idea logo dla Polski rozniosła się w społeczeństwie, tym samym nie dając się zamknąć w ministerialnej szufladzie.