Aktorki, kobiety biznesu, licealistki. Co je łączy? Lato spędzają z kijami na polu. Zadowolone, rozplotkowane, ale i waleczne.
Zbierają stonkę, przerzucają snopki, a może się wylegują? Skądże znowu, to nie obrazy Chełmońskiego, tu się gra w golfa! Kij pasuje nie tylko do męskich rąk. Udowodniła to prawie pięć wieków temu Maria Stuart, królowa Szkocji — według legendy pierwsza golfistka. Jej wyczynów nie transmitowała jednak telewizja.
— Nie zawsze jestem na polu. Co środa na Eurosporcie lecą profesjonalne turnieje golfowe. Dobrze się je ogląda, bo swing u pań jest wolniejszy, wyraźniejszy, elegantszy — uważa Dorota Mida, jedna z najlepszych polskich golfistek.
Niektórzy wolą swing jako taniec towarzyski, ale dla golfistów zamach (swing) to kluczowa sprawa. Na co dzień Dorota Mida trenuje i gra w Binowie nieopodal Szczecina. Nie tylko w lecie. Klimat zachodniego Pomorza pozwala zapaleńcom na grę także zimą.
— Jak wakacje, to nieopodal dołka. Hiszpania w lutym jest idealna — przyznaje Dorota Mida.
Pierwsze uderzenia, a raczej próby swingów, oddała sześć lat temu. I od razu chwyciła, o co w tym chodzi.
Skuś baba!
Polski Związek Golfa (PZGolf) liczy 15 lat, Dorota Mida może więc uchodzić za jedną z najbardziej doświadczonych zawodniczek. Choć w zawodow-stwo nie mierzy. Na razie nie ma żadnej Polki w tym gronie, żadna z naszych golfistek nie utrzymuje się z gry w golfa. Wśród tych, które nie pogardzą trafianiem piłeczką do dołka, znajdują się Grażyna Wolszczak czy Dorota Zawadowska-Woyciechowska. Zarówno aktorkę, jak i byłą współwłaścicielkę Radia ZET, można spotkać na polu częściej niż sporadycznie, ale wielkich wyników nie osiągają. Bo to niekoniecznie ich cel. Grażyna Wolszczak lubi cytować fragment „Samotności w sieci” Janusza Wiśniewskiego. Autor porównuje golf do seksu: „i w jednym, i w drugim nie trzeba być mistrzem, by odczuwać wielką przyjemność” — konkluduje pisarz.
W Polsce poziom kobiecej gry nie powala na kolana. Zaciętość i temperatura emocji podczas turniejów — i owszem.
— Uderzenie to sztuka koncentracji na samym ruchu, z wyłączeniem diabłów siedzących w głowie — tłumaczy Dorota Mida, z wykształcenia filozof, pracująca w gabinecie psychiatrycznym.
Czasem się i przeklnie pod nosem, ale adrenalina na zawodach to jest to!
— Kiedyś rywalka na mnie naskoczyła, że uderzenie jej nie wyszło, bo jej źle życzyłam — śmieje się Ewa Geritz, zapytana o rumieńce gry na serio.
Wyjście z dołka
Kiedy sprawy w domu i biznesie pozwalają, wyrywa się do Rajszewa pod Warszawą. Tam, wśród chorągiewek i piłek, jest u siebie. Chwali też Sierra Golf Club pod Wejherowem, nieopodal Półwyspu Helskiego, gdzie wraz z mężem mają drugie mieszkanie. On jest właścicielem dużej firmy obuwniczej współpracującej z CCC. Ona została stylistką, projektuje kolekcje butów. Prowadzi też salon kosmetyki laserowej w Warszawie. Razem toczą golfowe boje.
— „Zaraziłam się” golfem dekadę temu w pięknych okolicznościach, w Portugalii, gdzie zamieszkaliśmy przy pierwszym dołku renomowanego pola. Dziś, gdy sygnalizuję, że jadę na pole, mąż tak ustawia sobie sprawy, żeby też tam być — opowiada Ewa Geritz.
W domu obowiązkowo osobny pokój na golfowe trofea. Przeważają te dla Ewy Geritz, m.in. za trzecie miejsce w mistrzostwach Polski czy za zwycięstwo w zeszłorocznym rankingu PZGolf.
Lubi turnieje. Czasem w zimnie, deszczu, wietrze, z wieczornym suszeniem butów hotelową suszarką. Partyjki z koleżankami w słoneczne popołudnia też są miłe. Odstresowują — jak przekonują ostatnie badania amerykańskich uczonych, m.in. w ten sposób golf przedłuża życie o 4-5 lat.
— Mamy czas na ploteczki, żarty, pogaduchy — dodaje Ewa Geritz.
Juniorka goni króliczka
Zastrzega, że nie jest najlepsza w Polsce. Handicapem i rokowaniami przewyższa ją przede wszystkim Martyna Mierzwa, jeszcze juniorka. Nie gra w każdym seniorskim turnieju, dlatego nie wygrała dorosłej klasyfikacji PZGolf. Od kilku lat pozostaje najlepszą juniorką w kraju. Do czasu. Poznańska licealistka właśnie zaczęła ostatni sezon w tej kategorii wiekowej.
— Po maturze planuję wyjazd do Stanów Zjednoczonych na studia. Stypendium sportowe na dobrym uniwersytecie to jedyna droga, jeśli chcę coś osiągnąć w golfie — podkreśla Martyna Mierzwa.
Być jak Tiger Woods — to dla niej cel może trochę zbyt ambitny. Ale jak Michelle Wie, pierwsza kobieta grająca w zawodowych turniejach z mężczyznami, to już byłoby coś! Wie pierwszy raz wzięła kij do ręki w wieku czterech lat, jest zaprogramowana na bycie gwiazdą. Martyna Mierzwa zaczęła jako jedenastolatka.
— Mam tę przewagę, że gram z własnej woli i sama się motywuję, rodzice nie ciągną mnie na pole i nie hodują na gwiazdę — przekonuje.
Codziennie po szkole jedzie na minimum trzygodzinny trening. Rówieśnicy zazdroszczą jej tak pasji, jak i pięknej opalenizny. W golfowym światku stawiają na Martynę. Podobno Polki szybciej się uczą, dlaczego więc nie?
— Dużo gram z facetami i widzę jak zielenieją ze złości, gdy obrywają od małolaty. To lubię — śmieje się Martyna Mierzwa.
Na polu uchodzi za wzór opanowania i zimnej perfekcji. Po osiemnastym dołku jest już roześmianą nastolatką. Zapewnia, że wyzwań jej nie zabraknie. Ewa Geritz twierdzi, że w tym tkwi siła przyciągająca kobiety do golfa. Zawsze można uderzyć lepiej i gonić króliczka. Choćby i do emerytury.
