Boom inwestycyjny zakorkuje system gwarancji

Sylwia WedziukSylwia Wedziuk
opublikowano: 2025-07-06 20:00

Dzisiaj gwarancje są tanie i dostępne, ale możliwości sektora finansowego są ograniczone, a brak zabezpieczeń może się okazać przeszkodą w realizacji planowanych przedsięwzięć

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • Jak kumulacja inwestycji wpłynie na rynek gwarancji?
  • Dlaczego to dobry moment na zakup gwarancji kontraktowych?
  • Co, jeśli rynek dostanie zadyszki?
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W najbliższych dekadach Polskę czeka fala inwestycji związanych z transformacją energetyczną, obronnością i w dziedzinie infrastruktury, których wartość jest liczona w bilionach złotych. Tylko budowa elektrowni atomowej czy Centralnego Portu Komunikacyjnego to wydatki rzędu 130-150 mld zł w każdym przypadku. A do tego trzeba dodać rozbudowę sieci przesyłowych, modernizację linii kolejowych i infrastruktury obronnej. To wyłącznie projekty państwowe, a przecież chociażby farmy wiatrowe na Bałtyku będą w dużej mierze realizowane przez kapitał prywatny. Szacunki dotyczące nakładów koniecznych na transformację energetyczną mówią nawet o kilku bilionach złotych.

Ogromne inwestycje oznaczają też skokowy wzrost zapotrzebowania na gwarancje kontraktowe. Ich głównymi oferentami są banki i ubezpieczyciele, których możliwości w tym zakresie nie są nieskończone. Ograniczenia wynikają z możliwości kapitałowych i przepisów, mających chronić bezpieczeństwo systemu finansowego.

Efekt konkurencji

Teraz moment na zakup takich zabezpieczeń jest wyjątkowo dobry.

– Rynek gwarancyjny w Polsce wszedł w fazę miękką, co oznacza znacznie lepsze warunki negocjacyjne dla firm wykonawczych. To rzadka okazja, z której warto skorzystać – mówi Paweł Sajewicz, dyrektor do spraw rozwoju biznesu w Aon Polska.

– Ubezpieczyciele chętniej niż rok temu podwyższają limity, obniżają stawki, renegocjują zabezpieczenia pod umowy limitowe i proponują niestandardowe rozwiązania, które jeszcze rok temu były niemożliwe do osiągnięcia. Można również zaobserwować większy popyt na gwarancje ubezpieczeniowe niż bankowe, gdyż wykonawcy oszczędzają swoje limity kredytowe, czekając na to, co przyniesie przyszłość – wtóruje mu Agata Rembalska, dyrektor ds. obsługi klienta w firmie Marsh Polska.

Łagodniejsza polityka ubezpieczycieli to efekt dużej konkurencji i mniejszej liczby zleceń. Luiza Bednarowska-Kopyść, dyrektorka departamentu rozwoju produktów w Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), przyznaje, że w ostatnim czasie panowała prawdziwa posucha - ponieważ było mało zleceń i przetargów na nowe inwestycje, dlatego wystawcy gwarancji intensywniej rywalizowali o mniejszy kawałek tortu.

– To wywołało presję na stawki. Staramy się je utrzymywać jednak na poziomie odzwierciedlającym rzeczywiste ryzyko – tłumaczy ekspertka KUKE.

Dodaje, że w ubiegłym roku wartość sumy gwarantowanej przez KUKE wzrosła o kilkanaście procent i wynagrodzenie spółki z tego tytułu również się zwiększyło. Tymczasem wypłaty były znacząco niższe niż w 2023 r.

– W ostatnich miesiącach coraz więcej firm wykonawczych zgłasza się po gwarancje kontraktowe. W tym półroczu nie spodziewamy się jednak silniejszego odbicia, ponieważ oczekiwane pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) zapewne dopiero w przyszłym roku będą trafiać w formie zleceń na nowe inwestycje do firm budowlanych i wykonawczych. Póki co nie materializuje się więc ryzyko kumulacji w jednym okresie inwestycji z różnych obszarów: finansowanych z KPO, związanych z transformacją energetyczną oraz z wydatkami na szeroko rozumianą obronność – tłumaczy ekspertka KUKE.

Kumulacja nastąpi

Jeśli jednak dojdzie do kumulacji zadań inwestycyjnych rynek gwarancji może dostać poważnej zadyszki. Wtedy będzie nie tylko drogo, ale i zabraknie możliwości otrzymania zabezpieczenia na realizację kontraktu.

– Rynek ma swoje ograniczenia. Jeżeli nie zbudujemy pojemności gwarancyjnej teraz, to za dwa-trzy lata wiele firm nie będzie w stanie zdobyć gwarancji na nowe kontrakty – przestrzega Paweł Sajewicz.

Podkreśla, że brak dostępnych limitów gwarancyjnych może skutkować pogorszeniem płynności wykonawców. Wtedy banki też odmówią finansowania. Jeśli natomiast firmy nie spełnią wymogów odnośnie zabezpieczeń, to przetargi czekają opóźnienia.

– To nie teoria, podobne mechanizmy widzieliśmy już choćby w 2012 r. Boom inwestycyjny kończy się nagle, kiedy system finansowy traci zdolność do dalszego kredytowania inwestycji – przestrzega ekspert z Aon Polska.

Ryzykowna gra

Paweł Sajewicz zwraca uwagę na dodatkową komplikację - długość okresu gwarancji, którego w Polsce wymagają instytucje publiczne. W odniesieniu do kwestii usunięcia wad i usterek jest to nawet 15 lat. W połączeniu z terminami gwarancji należytego wykonania daje to często okresy ponad 20-letnie.

– W takim horyzoncie czasowym trudno ocenić ryzyko. Ubezpieczyciele nie mogą oferować tak długich terminów, co skutecznie wypycha ich z rynku i generuje duże obciążenia dla wykonawców. W Zachodniej Europie standardem są gwarancje na maksymalnie 7-8 lat. Dłuższe zobowiązania to absurd – tłumaczy Paweł Sajewicz.

Eksperci wskazują na jeszcze inny problem - drastyczne zmiany sytuacji gospodarczej. Np. z powodu gwałtownego wzrostu cen materiałów, paliw i kosztów pracy znaczna część kontraktów drogowych zawartych przed atakiem Rosji na Ukrainę przynosi wykonawcom straty finansowe.

– To niebezpieczne, tym bardziej, że w ciągu roku albo dwóch rynek czeka kumulacja inwestycji infrastrukturalnych, która niemal na pewno doprowadzi do wzrostów cen materiałów i usług, a także kosztów wynagrodzenia i energii. To może mieć wpływ na rentowność MŚP. Już obecne statystyki dotyczące niewypłacalności są niepokojące – zwraca uwagę Agata Rembalska.

Warto więc zawczasu zabezpieczyć sobie limit gwarancyjny, korzystając z sytuacji na rynku oraz dywersyfikować źródła gwarancji, nie ograniczając się tylko do jednego ubezpieczyciela czy banku.

– Firmy, które zabezpieczają się wcześniej, zyskają przewagę, a ci, którzy obudzą się za późno, mogą nie wejść na plac budowy, mimo dobrych kompetencji technicznych – przestrzega ekspert Aonu.