Tłumnego świętowania 11 listopada naturalnie nie odpuściły środowiska narodowo-kibolskie. Przekształcenie tradycyjnego już w Warszawie pieszego przemarszu w antyepidemicznie bezpieczny przejazd samochodowo-motocyklowy teoretycznie było pomysłem znakomitym. Ta ocena dotyczy jednak tylko wstępnego planu, który się posypał – dołączyło kilka tysięcy demonstrantów pieszych, doszło do ich starć z policją, czyli kibolski standard. Setki prowokacyjnych rac od takich obchodów wręcz odstraszają. Minister zdrowia Adam Niedzielski przed 11 listopada nagłaśniał tezę, że w obecnej sytuacji „wyrazem patriotyzmu jest pozostanie w domu”, a zatem według członka rządu PiS uczestnicy przejazdu/przemarszu okazali się niepatriotami. Notabene po nadaniu dworcowi Warszawa Wschodnia imienia Romana Dmowskiego właśnie przy nim mógłby zakończyć się rajd rozpoczęty w centrum stolicy na rondzie tegoż samego patrona. Wtedy narodowe samochody i motocykle – chociaż marek niepolskich – przedefilowałyby dosłownie pod oknami… „Pulsu Biznesu”, na szczęście aż na Starą Pragę nikt nie dotarł.
Wizerunkowe zdominowanie święta przez środowiska narodowe nie może dziwić. Koło jakże tragicznej polskiej historii po 102 latach wykonało pełen obrót i wróciło na pozycję z przełomowych dni roku 1918. Wtedy brygadier Józef Piłsudski w poniedziałek 11 listopada przejął od Rady Regencyjnej zwierzchnictwo nad wojskiem, potem w czwartek 14 listopada całość władzy państwowej i w sobotę 16 listopada wymienił lewicowego premiera Ignacego Daszyńskiego na technokratycznego Jędrzeja Moraczewskiego. Ale prawica i tak uważała to wszystko, łącznie z osobą samego brygadiera, za nieakceptowalne jedno wielkie lewactwo. Dlatego w niedzielę 17 listopada 1918 r. przeszedł przez Warszawę pierwszy w niepodległej Polsce ogromny pochód narodowy. Nie była jeszcze ustalona flaga, dominowały chorągwie kościelne i nabożne hasła. Na starcie II RP prawica była opcją najsilniejszą, dwa miesiące po pochodzie wygrała pierwsze wolne wybory do Sejmu, chociaż już wtedy podzielona była na rywalizujące o te same dusze partie – Związek Ludowo-Narodowy oraz Narodową Demokrację. Współcześnie Konfederacja Wolność i Niepodległość tworzy w Sejmie jedynie 11-osobowe kółko, mandatów nie wystarcza jej na 15-osobowy klub, w ogóle to cud, że ostatnio przekroczyła 5-procentowy próg. To charakterystyczne rozwarcie nożyc – środowisko, które w społeczeństwie ma poparcie minimalne, okazuje się na ulicy tak silne, że rządzące PiS akurat 11 listopada taktycznie schodzi mu z drogi.
