Od 2019 do 2023 r. import cementu z Ukrainy do Polski wzrósł o ponad 1500 proc. Największy wzrost nastąpił po wybuchu wojny w Ukrainie. W 2020 r. z Ukrainy przyjechało do Polski 32 tys. ton cementu, w 2021 — 52,6 tys., w 2022 — 101,7 tys., a w 2023 r. — według szacunków Stowarzyszenia Producentów Cementu (SPC) — blisko 340 tys. ton. W tym roku natomiast import ma sięgnąć znacznie powyżej pół miliona ton, zaś w przyszłym może to być nawet 1,5 mln. Uderza to bezpośrednio w polskich producentów.
Nieuczciwa konkurencja
Ukraiński cement na naszym rynku pochodzi głównie z prywatnej cementowni w Iwano-Frankiwsku, która sprzedaje go przez spółkę założoną w naszym kraju mającą przedstawicielstwa w Białej Podlaskiej, Chełmie, Zamościu, Jarosławiu i Rzeszowie.
Ukraińska cementownia jest obecnie rozbudowywana, a docelowo jej moce produkcyjne mają wynieść do 4 mln ton rocznie. Przedstawiciele polskiego sektora cementu widzą w tym coraz większe zagrożenie.
— Niekontrolowany napływ cementu z Ukrainy jest nieuczciwą konkurencją, bo jego producenci nie ponoszą kosztów polityki klimatycznej Unii Europejskiej w przeciwieństwie do naszych. Dlatego nie jesteśmy w stanie konkurować z ukraińskim importem — mówi Zbigniew Pilch, dyrektor SPC.
Według danych stowarzyszenia w przyszłym roku do Polski ma przyjechać blisko 1,5 mln ton cementu z Ukrainy.
— W takiej sytuacji istnienie np. cementowni w Chełmie, 25 km od granicy z Ukrainą, nie będzie miało uzasadnienia. W efekcie co najmniej 1300 osób straci pracę — podkreśla Zbigniew Pilch.
Kluczowa umowa
Branża cementowa będzie więc domagać się, aby Polska jako kraj najbardziej odczuwający negatywne skutki importu z Ukrainy złożyła wniosek do Komisji Europejskiej o wprowadzenie kontyngentu na cement z Ukrainy.
— Nasz postulat to ograniczenie bezcłowego importu na poziomie średniej z trzech ostatnich lat. Jeżeli tego nie zrobimy, będziemy musieli wkrótce zamykać cementownie. W przyszłym roku Komisja Europejska będzie negocjować nową umowę handlową między UE a Ukrainą, wnioskujemy więc, aby ten temat został wniesiony na agendę jako pilny — podkreśla szef SPC.
Pomoc publiczna
Nie jest to jedyny postulat, którego domaga się branża. Zabiega też o wpisanie cementowni na listę przedsiębiorstw energochłonnych, co umożliwiłoby ubieganie się o pomoc publiczną, czyli rekompensatę pośrednich kosztów emisji.
— To jest pomoc publiczna, która musi być zaakceptowana przez Komisję Europejską. Aby znaleźć się na takiej liście, dany sektor musi mieć intensywność wymiany handlowej z krajami spoza UE na poziomie ponad 20 proc. W przypadku przemysłu cementowego wskaźnik znajduje się na poziomie 10 proc., więc nie spełnia tego kryterium. W związku z tym postulujemy, aby Komisja Europejska obniżyła ten próg do 10 proc. — informuje Zbigniew Pilch
Jego zdaniem w tej chwili jest to kluczowa sprawa.
— Brak możliwości skorzystania z tego wsparcia może skończyć się tym, że w konsekwencji produkcja cementu przeniesie się z naszego kraju za granicę — do Afryki, Turcji, byłych krajów ZSRR czy Azji. Ucierpi na tym cała polska gospodarka, a my w konsekwencji uzależnimy się od importowanych surowców — podkreśla szef SPC.
Eksportowa nadwyżka
Polska jest trzecim graczem w sektorze cementu w UE. Sektor cementowy wraz z budowlanym zapewniają blisko 2 mln miejsc pracy i 8 proc. PKB. W kraju funkcjonuje 12 cementowni, głównie na południu ze względu na dostęp do surowców. W 2023 r. krajowa produkcja cementu wyniosła w 16,6 mln ton.
Przed atakiem Rosji Ukraina zużywała 12 mln ton cementu rocznie, dziś zużywa tylko 4 mln. Nadwyżkę eksportuje więc do Europy, czyli przede wszystkim do sąsiedniej Polski.