Produkcja budowlano-montażowa wzrosła w lutym o 31,4 proc. r/r — taką informacją uraczył nas w poniedziałkowy poranek GUS. Nad roczną dynamiką przekraczającą 30 proc. nie ma co się rozwodzić — ta cząstka naszej gospodarki pracuje pełną parą. Warto jednak osadzić tę liczbę w szerszym kontekście. Wtedy powie więcej.
Urok liczb
Budowlane parametry wprawiły w zdumienie już miesiąc temu. Wtedy roczna dynamika poszybowała do 34,7 proc. Przyspieszenie, najmocniejsze od kwietnia 2007 r., przeniosło nas na poziom porównywalny do notowanego w latach 2011-12, kiedy polski sektor budowlany był w szczytowej formie. Styczniowy odczyt poprzedza jednak mocna, dwucyfrowa seria, trwająca od połowy ubiegłego roku.
Lutowe 31,4 proc. r/r pozytywnie zaskoczyło ekonomistów, choć nie tak mocno jak dane styczniowe, kiedy różnica między rynkową medianą prognoz a statystyką GUS wyniosła aż 14,3 pkt. proc. W lutym odczyt też przeskoczył poprzeczkę — z 1,6-punktowym zapasem.
Wzrost produkcji w lutym zanotowały wszystkie działy budownictwa (w ujęciu r/r), ale na szczególną uwagę zasługują poczynania podmiotów specjalizujących się we wznoszeniu obiektów inżynierii lądowej i wodnej, mocno powiązane z inwestycjami publicznymi. Roczna dynamika produkcji sięgnęła tu aż 65 proc. Warto zapamiętać tę liczbę. Większą (69,1 proc.) oglądaliśmy tylko raz — w styczniu 2012 r.
„Pokazuje to siłę popytu, podpartego wyborami samorządowymi na jesieni i silniejszym wykorzystaniem funduszy unijnych niż rok temu” — wyjaśnia zespół ekonomistów BZ WBK.
Powrót na ziemię
Tegoroczne wyniki budowlanki mogą łatwo zawrócić w głowie, ale nie ekspertom.
„(…) nie oczekujemy aby sektor budowlany był w stanie utrzymać ponad 30-procentowe tempo wzrostu ze stycznia i lutego — są to miesiące, kiedy skala aktywności jest dużo niższa niż przez resztę roku, co sprawia, że relatywnie łatwo o uzyskanie bardzo wysokiej dynamiki produkcji. W kolejnych miesiącach produkcja budowlana będzie się zmagać z ograniczeniem ze strony możliwości produkcyjnych” — komentuje ekipa z BZ WBK.
Zespół podtrzymuje prognozę wzrostu PKB na pierwszy kwartał 2018 r. — ma być „porównywalny lub nieco niższy niż wynik za czwarty kwartał 2017 r.”, kiedy rośliśmy w tempie 5,1 proc. r/r.
„(…) tempo wzrostu PKB w pierwszym kwartale bieżącego roku powinno ukształtować się na poziomie zbliżonym do zanotowanego w końcu poprzedniego roku. W całym 2018 r. dynamika PKB wyniesie, według moich prognoz, około 4,5 proc.” — zgadza się Monika Kurtek, główna ekonomistka Banku Pocztowego.
W zachowaniu zdrowego rozsądku ekonomistom pomogła kolejna informacja zaserwowana przez GUS, dotycząca produkcji przemysłowej. W lutym wzrosła o 7,4 proc. r/r, a więc nieco słabiej, niż sugerował rynkowy konsensus (8,1 proc.).
To dobry wynik, ale trzeba powiedzieć wprost, bez rozmachu — podobnie zresztą jak wyniki tegorocznych badań PMI. W lutym indeks dla polskiego przetwórstwa przemysłowego sturlał się do poziomu najniższego od października ubiegłego roku. Ponadto spada, rozczarowując ekonomistów (odczyty są niższe od rynkowych prognoz), drugi miesiąc z rzędu.
„Obecny poziom indeksu PMI wskazuje na utrzymanie pozytywnych tendencji w sektorze przemysłowym, jednak następuje osłabienie mocy ożywienia, które trwa już 41 miesięcy i jest najdłuższe w historii” — tak lutowy odczyt PMI komentował zespół ekonomistów PKO BP.
Po poniedziałkowych danych GUS główne przesłanie tej narracji nie straciło na aktualności — jest dobrze, ale (prawdopodobnie) lepiej nie będzie.