Dziś w Krajowej Izbie Odwoławczej (KIO) zostanie wznowiona rozprawa dotycząca stołecznego przetargu śmieciowego. Dwaj oferenci — Byś oraz Remondis — odwołali się od jego wyników. Rodzima firma zarzuca zwycięzcom zmowę cenową i zaproponowanie rażąco niskich cen. To właśnie Byś jest uważany za największego przegranego śmieciowej rewolucji. Kilka lat temu wydał 70 mln zł (część pieniędzy dała UE) na nowoczesną instalację do przerobu odpadów.
— Zatrudniamy około 300 osób. Jeśli nie zdobędziemy żadnego zlecenia na odbiór i zagospodarowanie warszawskich odpadów komunalnych, zwolnię 50 osób — mówi Wojciech Byśkiniewicz, właściciel Bysia. Przychody z przetwarzania odpadów komunalnych zapewniały firmie 25 proc. przychodów. Dziś musi skupić uwagę na odpadach przemysłowych i surowcowych.
— Instalacja, która rocznie jest w stanie poddawać recyklingowi 25 tys. odpadów, będzie wykorzystywana jedynie kilka godzin dziennie, choć mogłaby pracować przez 20 — mówi właściciel.
Uważa, że samorządy nie dorosły do idei przetwarzania odpadów, a zmiany w prawie poszły w złym kierunku, bo w przetargach liczy się najniższa cena, a nie ekologia.
— Nie zakładamy, że przegramy walkę o śmieci w stolicy, bo mamy mocne argumenty. Jeśli trzeba będzie, pójdziemy do sądu i Komisji Europejskiej. Zwycięskie firmy nie redukują śmieci, lecz je składują. Nie wyobrażam sobie, że Lekaro i MPO, które wzięły niemal wszystkie obszary, będą w stanie obsłużyć całą Warszawę. Do tej pory robiło to ponad 50 firm. Będziemy mieć Neapol — uważa Wojciech Byśkiniewicz. Uważa, że doszło do zmowy cenowej między MPO i Lekaro. Zamierza zawiadomić urząd antymonopolowy.
— Dwie największe firmy śmieciowe w stolicy nie konkurowały ze sobą w tym przetargu. Obstawiły wszystkie rejony, ale w żadnym się nie powieliły. Dlaczego MPO nie dało oferty na Pradze, gdzie ma spalarnię, co im się bardziej opłaca? Firmy umówiły się też co do cen — mówi właściciel Bysia. Byś złożył też zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez MPO w składaniu oświadczeń o zdolności finansowej zakładu.
— Ze względu na dobro postępowania w Krajowej Izbie Odwoławczej MPO nie komentuje sprawy — mówi Joanna Mroczek, rzeczniczka samorządowej spółki.
— Byś zachowuje się jak tonący, który brzytwy się chwyta. Firma proponowała dwa razy wyższe ceny niż najniższe na przetargach w regionie Warszawy, a teraz walczy oskarżeniami i odwołaniami — denerwuje się Leszek Zagórski z Lekaro.
Podkreśla, że firma wybierała „najlepsze” dla niej rejony Warszawy.
— Składaliśmy oferty tam, gdzie nasz udział w rynku był największy i pozwolił na zaproponowanie konkurencyjnych cen. Tak się złożyło, że MPO wybrało inne rejony. Nasze ceny jednostkowo różniły się od kilku do nawet 40 proc. od cen MPO w różnych dzielnicach — zaznacza Leszek Zagórski.