Ministerstwo skarbu liczy, że nowelizacja prawa ułatwi wyprzedaż niechcianych spółek
Mała prywatyzacja może uczynić wiceministra szefem MSP. Gorzej, że zainteresowany… nie jest zainteresowany.
Znalezienie inwestorów dla setek małych spółek i wyprzedaż niewielkich pakietów akcji, które pozostały w rękach państwa po prywatyzacji, to najbardziej niewdzięczne zajęcie w Ministerstwie Skarbu Państwa (MSP).
— Małe prywatyzacje toczą się bez blasku reflektorów. Nie przynoszą też spektakularnych efektów fiskalnych, choć ich realizacja wymaga często nie mniej pracy niż upublicznienie dużej spółki — przyznaje Adam Leszkiewicz, wiceminister skarbu odpowiedzialny za sprzedaż małych państwowych firm i tzw. resztówek.
Ponieważ jednak wielkie projekty prywatyzacyjne powoli się kończą, to właśnie mała prywatyzacja — oprócz nadzorowania spółek kluczowych, które mają pozostać w domenie państwa — będzie głównym zadaniem resortu skarbu na kolejne lata.
Prawdopodobnie tym właśnie kierował się Aleksander Grad, minister skarbu, który — jak wynika z nieoficjalnych informacji uzyskanych przez "Puls Biznesu" z kręgów rządowych — namaścił Adama Leszkiewicza na swojego następcę, jeśli po jesiennych wyborach dojdzie do reelekcji rządu. Problem w tym, że kandydat na przyszłego szefa MSP wcale się do tego nie pali.
— Pierwsze słyszę. Przyszłą aktywność zawodową planuję na zupełnie innym polu, niezwiązanym z administracją i polityką — zapewnia Adam Leszkiewicz.
Bariera ceny
Ile pracy zostanie kolejnemu ministrowi skarbu? Wygląda na to, że sporo, choć resort robi, co może, żeby pozbywać się spółek i spółeczek.
— W 2010 r. udało nam się sprzedać 57 resztówek [MSP tak określa udziały w spółkach mniejsze niż 10 proc. — red.]. 17 z nich, za które uzyskaliśmy 921 mln zł, to były akcje spółek giełdowych. Pozostałych 40 projektów przyniosło 358 mln zł przychodów — mówi Adam Leszkiewicz.
Obecnie skarb prowadzi ponad 300 małych prywatyzacji. Od początku 2011 r. do 7 lutego resort zakończył 31 kolejnych projektów — niestety, zaledwie w siedmiu przypadkach doszło do sprzedaży akcji lub udziałów.
— W 21 spółkach prywatyzacja zakończyła się niepowodzeniem z powodu braku chętnych. W trzech pozostałych musieliśmy odstąpić od negocjacji, bo warunki cenowe proponowane przez oferentów były niekorzystne. Naszym zadaniem jest przygotować spółkę do sprzedaży i zaprosić inwestorów, reszta zależy od rynku — wyjaśnia Adam Leszkiewicz.
Od początku roku do 7 lutego nie powiodło się skarbowi aż 14 aukcji, siedem przetargów publicznych i trzy procesy negocjacji. Mimo wszystko MSP jest zadowolone z wprowadzenia aukcji jako ścieżki prywatyzacyjnej.
— Ich skuteczność rośnie. Mamy nadzieję, że jeszcze lepiej będzie po wejściu w życie nowelizacji ustawy o komercjalizacji i prywatyzacji [co nastąpi za kilka dni — red.], która pozwoli nam ustalać cenę wywoławczą poniżej wartości księgowej. Wiele aukcji, gdy nikt się nie zgłaszał, powtarzaliśmy kilkakrotnie, sukcesywnie obniżając cenę. Jednak prędzej czy później zatrzymywała nas właśnie bariera wartości księgowej, której nie ma np. w trybie przetargowym — mówi Adam Leszkiewicz.
Ze skarbem można więcej
Zbyt wysoka cena to tylko jeden z powodów braku zainteresowania małymi spółkami, które ma w ofercie MSP.
— W przypadku pakietów mniejszościowych inwestorzy często nie są zainteresowani odkupem udziałów od skarbu, bo w praktyce i tak w pełni kontrolują spółki. Skarb nie ma wpływu na ważne decyzje, a często należące do niego pakiety są tak małe, że wręcz nie ma sensu ponoszenie kosztów związanych np. z wyjazdem na walne zgromadzenie, które odbywa się w Wałbrzychu. Bywają też przypadki, że inwestorom wręcz zależy, żeby skarb pozostał wśród udziałowców. Jak słyszymy nieoficjalnie, pozostałym akcjonariuszom wydaje się, że banki czasem łaskawiej patrzą na taką spółkę i łatwiej jej np. uzyskać kredyt. Tego, że skarb państwa w praktyce nie ma tam nic do powiedzenia, w ogóle nie biorą pod uwagę — mówi wiceminister.
907
Tyle projektów prywatyzacyjnych (dla 716 spółek) zrealizowano w obecnej kadencji rządu.
450
Tyle prywatyzacji zakończyło się sukcesem. Sprzedano 348 spółek, 56 skomunalizowano, a 50 wniesiono do innych spółek.
266
Dla tylu spółek nie udało się zakończyć sukcesem rozpoczętej prywatyzacji. Do niektórych skarb podchodził wielokrotnie.
Brakuje promocji
Więcej marketingu i badania rynku, mniej biurokracji — to recepta na skuteczną sprzedaż małych spółek.
Resztówki w rękach skarbu państwa to często pozostałość po rezerwach reprywatyzacyjnych, głupich programach prywatyzacji, które zmuszały ministra skarbu do zachowania części akcji, bankowych postępowaniach ugodowych. Skarb i doradcy są zgodni, że trudno się ich pozbyć.
— W spółkach akcyjnych skarb państwa może sobie z nimi poradzić stosunkowo łatwo, żądając wykupienia swoich akcji, jeśli ma ich mniej niż 10 proc. Z pozostałymi ma problem. Jeśli nie ma wpływu na funkcjonowanie spółki, inwestorzy często nie mają żadnego interesu w tym, żeby odkupić pakiet od skarbu. Nie muszą nawet dzielić się zyskami, bo jest mnóstwo sposobów na wyprowadzenie pieniędzy ze spółki: np. umowy o zarządzanie, licencje, dostawy towarów czy materiałów — mówi Dariusz Olszewski, prezes firmy doradczej TDI Corporate Finance.
Przyznaje, że małej prywatyzacji nie sprzyja koniunktura. Trudno się dziwić, że ministrowi trudno sprzedać małe spółki, zwłaszcza jeśli — jak większość — mają problemy.
— Dlatego Ministerstwo Skarbu Państwa powinno kłaść większy nacisk na marketing niż na formalności. Tymczasem umowy z firmami doradczymi często zawierają wymóg aktualizowania wyceny ze z góry ustaloną częstotliwością, aż do zakończenia prywatyzacji. Jeśli spółka nie chce się sprzedać, po pewnym czasie doradca zaczyna dokładać do interesu. Znam firmy doradcze, które od dawna zajmują się wyłącznie aktualizowaniem wycen takich spółek. Gdyby zamiast tego skarb skierował wysiłek na jakąś akcję marketingową promującą prywatyzację spółki i poszukiwanie inwestora, skuteczność byłaby z pewnością większa — uważa Dariusz Olszewski.
Według niego, resort skarbu nie przywiązuje dużej wagi do realiów rynkowych.
— Często działa niczym radziecka gospodarka planowa. Zamiast zawczasu zbadać zainteresowanie konkretnymi spółkami, planuje realizację tylu i tylu projektów i w ciemno zaczyna prywatyzację. Zakładanie, że potencjalni inwestorzy codziennie śledzą ogłoszenia na stronie internetowej MSP, to nieporozumienie — mówi prezes TDI.
Jego zdaniem, w przypadku wielu małych spółek dobrym pomysłem może być również powrót do prywatyzacji pracowniczej, ale — jak zastrzega — na rozsądnych warunkach.
— Rozsądnych, czyli takich, które umożliwią postawienie takiej spółki na nogi i rozwój —dodaje Dariusz Olszewski. [AMB]