Ceny spadają, a ryzyko rośnie

Mariusz Gawrychowski
opublikowano: 2011-10-26 00:00

O co najmniej 20 proc. spadły stawki za ubezpieczenie należności. Ubezpieczyciele mówią o początku wojny cenowej

W tym roku branża ubezpieczeniowa nie rozpieszcza przedsiębiorców. Muszą drożej płacić za ubezpieczenia komunikacyjne — wzrost cen jest nawet trzycyfrowy. Rosną także stawki za inne rodzaje ważnych dla firm polis, np. ogniowych. Restrykcyjne podejście towarzystw do ryzyka w tym obszarze spowodowało, że sytuacja niektórych branż stała się dramatyczna. We wrześniu na łamach „Pulsu Biznesu” ich przedstawiciele alarmowali, że ceny są zaporowe albo też żadne towarzystwo nie jest zainteresowane ubezpieczeniem ich mienia.

Wojna trwa

Są jednak produkty ubezpieczeniowe, których cena zachowuje się zupełnie inaczej. Zamiast rosnąć lub stać w miejscu — spada. Mowa o ubezpieczeniach należności.

— Średnia obniżka kosztów tych ubezpieczeń wynosi około 20 proc. — mówi Marcin Olczak z działu ryzyk kredytowych i politycznych w firmie brokerskiej Marsh. Wtóruje mu Iwona Sawicka, broker ubezpieczeniowy w Gras Savoye Polska.

— Obserwowane na rynku zniżki w stawkach sięgają 30-35 proc. w porównaniu z ubiegłym rokiem — twierdzi Iwona Sawicka.

O spadku cen na rynku mówią także ubezpieczyciele. Zygmunt Kostkiewicz, prezes KUKE, tłumaczy, że kierowana przez niego firma miała w pierwszej połowie roku przypis składki zbliżony do tego z analogicznego okresu 2010 r. Ponadto wzięła na siebie ryzyko o 25 proc. większej wartości.

— To oznacza, że nasze stawki spadły o tyle samo — twierdzi szef KUKE. Jego zdaniem, KUKE nie jest jedyny na rynku, który decyduje się na niższe ceny. To samo robią konkurencji.

— Najbardziej agresywną politykę cenową prowadzą Euler Hermes oraz KUKE. W poszczególnych przetargach widać determinację pozostałych graczy: Atradiusa, Coface czy Ergo Hestii — podkreśla Marcin Olczak.

Zastrzega jednak, że na niższe ceny nie mogą liczyć wszystkie firmy. Ostra walka trwa bowiem o klientów bezszkodowych z branż uważanych za bezpieczne, stawki dla firm z branż szkodowych (np. budownictwo, transport czy ostatnio branża spożywcza) idą w górę lub się nie zmieniają.

To wszystko powoduje, że sytuacja na rynku staje się nerwowa, a ubezpieczyciele zaczynają oskarżać się o prowadzenie wojny cenowej.

— Nie ma sensu startować w przetargu z Euler Hermes, bo zawsze zaproponuje niższą cenę, by zdobyć klienta — mówi przedstawiciel jednego z towarzystw.

— Bolesna lekcja z 2008 r. poszła w zapomnienie i znów rozpoczęła się walka ceną — twierdzi rozmówca reprezentujący innego ubezpieczyciela.

Wojna cenowa doprowadziła już do gwałtownego spadku cen w latach poprzedzających wybuch kryzysu w 2008 r. Stawki wówczas należały do najniższych w Europie i były oderwane od rzeczywistości. Doprowadziło to do wysokich strat finansowych ubezpieczycieli na tracących płynność i bankrutujących przedsiębiorstwach. Efektem były wysokie podwyżki cen w latach 2009 i 2010.

— Walka ceną, mimo różnych wypowiedzi ubezpieczycieli, nadal trwa — ocenia Iwona Sawicka.

Wojny nie ma

Tymczasem Krzysztof Chechłacz, prezes Euler Hermes, uważa, że ani jego firma, ani też konkurencja nie obniżyła cen i są one na poziomie z ubiegłego roku.

— Nie zauważyliśmy większych ruchów cenowych, a na pewno nie w wielkości 20 czy 30 proc. Takie zachowanie byłoby niezrozumiałe w kontekście spodziewanego przez wszystkich pogorszenia sytuacji gospodarczej i idącego za tym wzrostu szkodowości w ubezpieczeniach należności — mówi Krzysztof Chechłacz.

Jego zdaniem, sytuacja na rynku jest zbliżona do tej z 2008 r.

— Uzbrajamy się na ciężkie czasy, które nas czekają — podkreśla prezes Euler Hermes.

O tym, że sytuacja gospodarcza się pogarsza, świadczy choćby ostatni raport Coface, który mówi o wzroście liczby bankructw firm czy też obniżaniu przez kolejnych ekonomistów prognoz wzrostu gospodarczego dla Polski w przyszłym roku. Dodatkowo gospodarkom państw strefy euro, która jest naszym głównym partnerem handlowym, zagraża recesja.

— Stawki zbliżają się do granicy rozsądku. Ich dalszy spadek byłby bolesny dla rynku — przestrzega Zygmunt Kostkiewicz.

Natomiast Elwira Ostrowska-Graczyk, dyrektor biura ubezpieczeń finansowych w PZU, apeluje, by kalkulacji cen ubezpieczeń należności dokonywać w perspektywie średnioterminowej, a nie co roku. — Drastyczne ruchy cenowe psują rynek i powodują, ze stajemy się mniej wiarygodni dla naszych klientów — tłumaczy dyrektor biura ubezpieczeń.

280 mln zł Na tyle szacowany jest tegoroczny przypis składki ze sprzedaży ubezpieczeń należności.