Koncern Toyota od wielu lat ma do czynienia ze sportami samochodowymi — wcześniej rajdy teraz Formuła 1. Zrozumiałe więc, że w gamie modeli tej firmy muszą być samochody ze sportowymi aspiracjami. Taka jest właśnie Corolla T Sport.
Corolla T Sport na pierwszy rzut oka nie różni się niczym od zwykłego modelu. Spore przednie reflektory zachodzące wysoko na błotnik, masywny zderzak, maska z charakterystycznym garbem nad osłoną chłodnicy. Tył niby ten sam — prosta klapa, lampy też z seryjnego modelu. Ale wprawne oko zauważy kilka szczegółów. Trochę inna osłona chłodnicy niż w modelach z silnikami 1.4 i 1.6. Z tyłu — końcówka rury wydechowej. I drobiazg — czerwony, a nie srebrny napis Toyota. Można było zrobić wielkie wloty powietrza czy spoilery. Ale wtedy każdy wiedziałby, z czym ma do czynienia.
Wnętrze Corolli T Sport także nie różni się zbytnio od oferowanych w Toyotach ze słabszymi silnikami. Prosta, czytelna deska rozdzielcza, podświetlona — z racji temperamentu auta — na czerwono. Panel środkowy z radiem i sterownikami do klimatyzacji oraz małym ekranem, na którym widzimy opcje sprzętu audio czy komunikaty komputera pokładowego. W drzwiach ukryto przyciski podnoszenia i opuszczania szyb. Do tego kilka schowków — całkiem pojemnych. Mały szczegół — czerwone podświetlenie zegarów nie do końca pasuje do zielonego środkowej konsoli. Detal, ale może razić. Pominąwszy jednak tę dysharmonię, kierowca zasiada w sporym, rozsądnie zaplanowanym i doskonale wykończonym wnętrzu auta.
Tak naprawdę istotą Corolli T Sport jest silnik VVTL-i o pojemności 1.8 l i mocy 192 KM. Taką mocą nie dysponują czasem samochody z wyższych półek. Konstruktorzy nie zamontowali tu żadnego doładowania, jednak silnik VVTL-i przy wyższych obrotach zwiększa skoko zaworów dolotowych i do cylindrów dostaje się więcej mieszanki, co to oznacza — wiadomo.
Testowany samochód miał 3- -drzwiowe nadwozie i ważył ponad 1200 kg. Jednak dzięki silnikowi — porusza się naprawdę szybko. Od 0 do 100 km/h rozpędza się w 8,4 s. Można wyciągnąć 225 km/h. Nawet przy szybkościach powyżej 200 km/h kierowca nie traci poczucia kontroli nad autem. Spora w tym zasługa szerokich opon 195/55/16, no i zawieszenia, które dobrze trzyma zarówno na prostej, jak i w ciasnych zakrętach. Żeby jednak ułańska fantazja nie wywiodła kierowcy w las lub do rowu, japońscy inżynierowie zamontowali tu kilka elektronicznych strażników. System kontroli trakcji, który zdejmie moc przenoszoną na koła, jeśli poczuje, że samochód się ślizga, a nie jedzie. Do tego mocne hamulce z systemem ABS, wspomaganym przez EBD i BA (Breake Assist). Jeśli ktoś chce w pełni wykorzystywać możliwości T Sport, musi liczyć się, że auto skonsumuje nawet i 14 litrów benzyny na 100 km. Przy spokojnej jeździe — około 9 l. I najważniejsze — za takie auto trzeba zapłacić ponad 83 tys. zł. Ale chyba warto.