Problemy polskich finansów odstraszają inwestorów. Dobra koniunktura już nie wystarczy.
Sympatia rynków odwraca się od Polski, do łask wracają Węgry
Problemy polskich finansów odstraszają inwestorów. Dobra koniunktura już nie wystarczy.
Sympatia rynków odwraca się od Polski, do łask wracają Węgry
Problemy polskich finansów odstraszają inwestorów. Dobra koniunktura już nie wystarczy.
Wydawało się, że Polska jest prymusem Europy Środkowej i Wschodniej. Tylko nam rośnie PKB, tylko u nas rynek wewnętrzny pozostał silny, tylko nam Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał elastyczną linię kredytową. A jednak w ostatnich dniach, zwłaszcza po ogłoszeniu szczegółów dotyczących nowelizacji budżetu, nasz wizerunek mocno ucierpiał. Wśród inwestorów narasta strach o nasz system fiskalny, tymczasem sympatię rynków wyraźnie zdobywają Węgrzy. Dotąd czarna owca regionu.
A jednak można
Jeśli porównujemy twarde dane z gospodarki, Węgry nie mają z nami szans. Możemy uniknąć recesji, tymczasem nasi konkurenci doświadczają spadku PKB o 5-6 proc. (rok do roku), a wcześniej przez dwa lata byli pogrążeni w stagnacji. Komisja Europejska prognozuje, że węgierska gospodarka będzie się kurczyć nawet w przyszłym roku, kiedy nasza wzrośnie o 0,8 proc.
Jednak w opinii części analityków to Budapeszt, a nie Warszawa w dłuższej perspektywie jest najlepszym miejscem do lokowania kapitału. Powód? Węgry już przeszły konieczne reformy, tymczasem w Polsce jest coraz gorzej, a rząd żadnych reform nie zapowiada. Według Angusa Halketta, londyńskiego stratega Deutsche Banku, po tym, jak wzrósł deficyt budżetowy Polski, inwestorzy, którzy do tej pory postrzegali nasz kraj jako najlepszą gospodarkę w Europie Środkowej i Wschodniej, muszą teraz przemyśleć sprawę.
— Przez dłuższy czas panowała opinia, że gospodarka węgierska jest słaba. Polska była natomiast oceniana pozytywnie. Ale po rozczarowaniu, jakim jest pogorszenie sytuacji fiskalnej, opinie zaczęły się zmieniać. W przeciwieństwie do polskiego, węgierski rząd robi wszystko, by zmniejszyć rozmiary kryzysu, m.in. tnie wydatki i zmniejsza potrzeby pożyczkowe —twierdzi strateg Deutsche Banku.
Dlatego nasz deficyt finansów publicznych rośnie, a nad Dunajem spada. Jak twierdzi Piotr Kalisz, ekonomista Citi Handlowego, w perspektywie kilku lat Węgry mogą wyrosnąć na najdynamiczniejszą gospodarkę regionu.
— Kryzys zaczął się u nich znacznie wcześniej i przebiega znacznie gwałtowniej niż u nas. To doprowadziło węgierski rząd do ściany, musiał przeprowadzić bolesne, ale w dłuższym okresie zbawienne reformy. Nasz rząd takiej motywacji nie ma — mówi Piotr Kalisz.
W podobnym duchu w ostatnich dniach wypowiadali się analitycy Bank of America — Merrill Lynch i Nomury. Ekonomiści japońskiego banku dodatkowo krytykowali nasz rząd za "zbytnie samozadowolenie z sytuacji budżetowej".
Oni luzują, my dociskamy
Drastycznym przykładem, jak odmienne podejście do uzdrawiania finansów publicznych mają rządy Polski i Węgier, są zmiany podatkowe. Niedawno węgierski parlament przyjął pakiet, zgodnie z którym zredukowane zostanie opodatkowanie pracy kosztem wyższych danin na konsumpcję. Obniżone zostały stawki PIT, w górę poszedł natomiast VAT — tańsza praca ma pobudzić aktywność gospodarczą. Nadmierne opodatkowanie dochodów pracownika to poważna bolączka również polskiego systemu podatkowego, tymczasem bardzo prawdopodobne jest, że od przyszłego roku to właśnie te daniny pójdą u nas w górę.
— Pakiet pokaże Europie i światu, że Węgry są w stanie właściwie zarządzać kryzysem w długim okresie, a nie tylko przed wyborami — mówił po głosowaniu Gordon Bajnai, premier Węgier.
Ekonomiści przyjmują jednak te deklaracje z ostrożnością. Węgrzy już kilka razy zawiedli ich zaufanie.
— Problem z Węgrami jest taki, że ich polityka fiskalna wyraźnie zmienia się wraz z kalendarzem wyborczym. Wcześniej już kilka razy w czasie kampanii rząd poluzowywał dyscyplinę w państwowej kasie i zaciskał społeczeństwu pasa po wyborach. Kto wie, może tym razem jest podobnie i niedługo rząd znowu zapomni o dyscyplinie — mówi Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
95%
O tyle od połowy kwietnia wrósł kurs forinta do złotego. Węgierska waluta wyraźnie zyskała na wartości, co może być dowodem, że inwestorzy wolą Budapeszt niż Warszawę.
Jacek
Kowalczyk
Podpis: Jacek Kowalczyk