Czekający na telefony są przyszłością TP SA
TP SA ma znacznie więcej minusów niż atutów. Nieliczne plusy i wiele wad są niczym w porównaniu z jedną wielką zaletą: działaniem w rozwojowej branży na nienasyconym rynku.
Telekomunikacja Polska nie należy do spółek, których przyszłość jest przejrzysta. Jej wyniki finansowe są słabe, a planowany na ten rok zysk netto będzie niższy od ubiegłorocznego. Należy wziąć też pod uwagę ponad 40-proc. zadłużenie w obcych walutach i możliwe straty wynikłe z postępowań podatkowych (1,9 mld zł). Całościowo TP SA zadłużona jest na ponad 5 mld zł.
Kondycję finansową powinna poprawić emisja, jeszcze w tym roku, obligacji za 800 mln USD, czyli 2,72 mld zł.
Nadal największym akcjonariuszem TP SA pozostaje Skarb Państwa. W przyszłym roku, kiedy to nastąpi drugi etap prywatyzacji, sprzedane zostanie do 35 proc. akcji inwestorowi strategicznemu. Podanie wiadomości o tym fakcie było bardzo odważną decyzją rządu, gdyż właściwie do momentu rozpoczęcia sprzedaży akcji nic nie było wiadomo o drugim etapie.
Mimo niedostatków, Telekomunikacja to przede wszystkim potężny rynek. Dwa miliony Polaków czeka na podłączenie linii telefonicznej. Takich możliwości rozwoju nie miał żaden ze sprzedawanych w tym roku telekomów (japoński, szwajcarski). Do tego należy dodać obsługę i szybką rozbudowę telefonii cyfrowej w systemie DCS 1800. Na razie TP SA jest również najpoważniejszym kandydatem do wygrania przetargu na obsługę trzeciej telefonii w systemie GSM 900.
Ze 130 tys. drobnych inwestorów gros należy do grupy mało aktywnych, takich, którzy zapisują się tylko na wielkie prywatyzacje typu KGHM, czy Pekao SA.