Czy nadchodzi rewolucja?

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2015-03-31 00:00

To początek końca wspólnego rynku UE. Brutalna walka o miejsca pracy dla własnych obywateli bez oglądania się na zapisy traktatu wspólnotowego.

ROZMOWA Z MACIEJEM WROŃSKIM, PRZEWODNICZĄCYM ZWIĄZKU PRACODAWCÓW TRANSPORT I LOGISTYKA POLSKA

„Puls Biznesu”: Zaczęli Niemcy, a teraz Francuzi i Włosi orężem płacy minimalnej poprawić sytuację swoich przewoźników drogowych. Spisek?

Maciej Wroński, przewodniczący Związku Pracodawców Transport i Logistyka Polska:

Nie trzeba być zwolennikiem spiskowych teorii, aby rozumieć, że w polityce głównych państw Unii Europejskiej nic nie dzieje się przypadkowo. Swoboda przepływu towarów i otwarcie z chwilą rozszerzenia Unii w 2004 r. dużego rynku zbytu pozwoliły na dalszy rozwój gospodarek starych państw Unii. Dziś korzyści z rozszerzenia zostały już skonsumowane, a pojawiły się zagrożenia, m.in. większa konkurencyjność środkowoeuropejskich przedsiębiorców w transporcie i w budownictwie. I trzeba się bronić metodami, które są skuteczne, choć nie zawsze zgodne z fundamentalnymi zasadami wspólnoty europejskiej.

Nie obawia się pan, że jeśli Niemcom uda się przewojować swoje pomysły w UE, to stanie się to precedensem dla innych państw?

Postępowanie Niemiec może być początkiem końca UE jako wspólnego rynku, którego efektywność wynika m.in. ze swobodnej alokacji kapitału i pracy. Możemy już mówić o efekcie domina, gdyż niemieckie pomysły na ochronę rynku za pomocą płacy minimalnej podchwytują Francja, Włochy, Holandia i Belgia. Inne państwa „starej” Unii wyczekują na rozwój wydarzeń. Jeżeli stanowisko Komisji i innych państw członkowskich nie będzie zdecydowane, to może się zdarzyć, że pod koniec 2015 r. będziemy mieli znacznie większy problem.

Jakie mogą być konsekwencje dla polskich przewoźników?

Konieczność dostosowania się do wymagań niemieckiej ustawy o płacy minimalnej oznacza wzrost kosztów przewozów dwustronnych co najmniej o 9 proc., podczas gdy ich dzisiejsza rentowność wynosi około 2 proc.. Prawa ekonomii są nieubłagane i oznaczają, że w najbliższych miesiącach wielu przedsiębiorców będzie musiało zakończyć wykonywanie przewozów do, z i przez Niemcy. Obawiam się, że pierwszymi ofiarami będą firmy rzetelne, stosujące najwyższe standardy techniczne, socjalne i etyczne. Nawet niektórzy niemieccy eksperci mówią, że płaca minimalna spowoduje rozszerzenie szarej i czarnej strefy.

Namiesza to również w naszej gospodarce?

Wartość wykonywanych przez polskich przedsiębiorców przewozów drogowych z przejazdem przez Niemcy to około 16 mld zł. Przewozy te stanowią około 70 proc. wszystkich realizowanych przez polskie firmy transportowe. Z kolei wartość polskiego eksportu do Niemiec i państw, do których potrzebny jest tranzyt przez Niemcy, wynosi ponad 70 mld euro. Każde zaburzenie w przewozach na zachód może oznaczać znaczne zmniejszenie polskiego PKB. Poza tym transport drogowy napędza cały polski sektor motoryzacyjny i branżę leasingową. W razie masowych upadłości przewoźników zagrożone są zobowiązania wynikające z umów leasingowych, których wartość szacuje się na około 10 mld zł.

Zamiar wprowadzenia przepisów o płacy minimalnej to próba zrewolucjonizowania układu sił w europejskim transporcie drogowym. To musi mieć wpływ na klientów.

To prawda. Polscy przewoźnicy realizują około 25 proc. wszystkich przewozów w międzynarodowym transporcie drogowym, więc wyparcie ich z tego rynku oznaczać będzie zmniejszenie podaży usług, a także docelowo dość duży wzrost stawek frachtów. Odbije się też na jakości usług, szczególnie tych, które wymagają specjalistycznego sprzętu lub są realizowane w reżimie „just in time” i „door to door”. Na wymagającym europejskim rynku zdobyliśmy swoją pozycję nie dzięki niskim cenom (to działało dawniej), ale najnowocześniejszemu taborowi, doskonałym kierowcom i elastyczności pozwalającej przygotować ofertę dla najbardziej wymagającego klienta. Wprowadzanie dyskryminujących przepisów o płacy minimalnej wpłynie negatywnie na efektywność całej europejskiej gospodarki. Niemieckie przepisy i inne próby narzucania płacy minimalnej są krokiem w kierunku stagnacji, pogorszenia sytuacji socjalnej pracowników, bezrobocia i obniżenia poziomu życia Europejczyków.

Polski rząd powinien reagować?

Działania rządu są niewystarczające. Liczy on w dużej mierze na Komisję Europejską, a ta ma przecież dość ograniczone możliwości. Postępowania Komisji przeciwko naruszeniom prawa wspólnotowego trwają ze względów proceduralnych nawet kilka lat. Tego się nie przyspieszy. Konieczne są samodzielne zdecydowane działania: niezwłoczne skierowanie przez Polskę lub przez utworzoną przez polski rząd koalicję państw wniosku przeciwko Niemcom do Trybunału Sprawiedliwości bez oglądania się na rezultat prac Komisji. Taki wniosek skróciłby o co najmniej 9 miesięcy postępowanie o naruszenie przez Niemcy prawa unijnego, dałby wyraźny polityczny sygnał, że sprawa jest poważna i godzi w podstawy UE, oraz być może zahamowałby inicjatywy legislacyjne innych państw. Nasz rząd nie powinien prosić Niemców o wzięcie pod uwagę polskiego stanowiska, ale protestować i żądać zaprzestania niezgodnych z prawem unijnym praktyk, które godzą w suwerenność legislacyjną i jurysdykcyjną Polski.

Ma pan nadzieję na powodzenie takich akcji?

Niestety, mamy kompleksy paraliżujące wolę działania, a sprowadzające się do stwierdzenia, że mając słabą pozycję, nic nie zdziałamy, dlatego lepiej nic nie robić. Jest też lęk, że ostre działania byłyby źle odebrane przez europejską opinię publiczną. Nie zgadzam się z takim podejściem. Zagraniczna opinia publiczna nie da miejsc pracy naszym zwalnianym pracownikom. Żeby mieć szanse na sukces, należy najpierw spróbować wszelkich możliwych i zgodnych z prawem międzynarodowym działań. Nawet jeśli szanse nie są duże, a co dopiero przy tak ewidentnym naruszeniu acquis communautaire.

A jeśli te przepisy wejdą w życie, to jaka będzie nasza branża transportowa za 5 lat?

Na początku 2014 r. branża była przekonana, że jedynym poważnym problemem są działania rosyjskie, wypierające nas ze wschodniego rynku. W połowie ubiegłego roku pojawił się problem ryczałtów, uznawany wtedy za gwóźdź do trumny. Nikt się nie spodziewał kolejnego ciosu, jakim była niemiecka ustawa o płacy minimalnej. Dlatego strach wybiegać wyobraźnią w tak daleką przyszłość, szczególnie, że trudno liczyć na realne wsparcie branży przez rząd. Składa on deklaracje, powołuje zespoły i komisje, ale unika działania i przygotowuje akty prawne, które pogarszają warunki prowadzenia działalności gospodarczej.

Co z kierowcami? Przeniosą się do zagranicznych firm?

Najbardziej poszkodowani będą polscy kierowcy, bo to u nas zostanie zlikwidowanych co najmniej kilkadziesiąt tysięcy miejsc pracy. A na pracę za granicą i lepsze warunki nie mają co liczyć. Przecież już dziś mogą teoretycznie podjąć pracę w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii lub innych państwach Unii. Tylko w Niemczech brakuje kilkudziesięciu tysięcy kierowców. Nie ma przeszkód formalnych, a mimo to nie wyjeżdżają. Bo wbrew twierdzeniom działaczy związków zawodowych per saldo ich zarobki i warunki pracy w Polsce nie są wcale gorsze niż za granicą. A też nie po to niemieccy związkowcy podejmowali batalię o płacę minimalną, aby dać pracę Polakom. © Ⓟ