Europa weszła w erę zbrojeń, a Polska wiedzie i będzie wiodła w tym prym. Jako państwo wschodniej flanki NATO graniczące zarówno z Rosją, jak i Ukrainą, jesteśmy zmuszeni do szybkiego podnoszenia zdolności wojskowych, i to się pewnie długo nie zmieni. W tym roku wydatki na zbrojenia mają sięgnąć w sumie 4,7 proc. PKB wobec 3,8 proc. w 2024 r. i nieco ponad 3 proc. w 2023.
Aktualnie wygląda to tak, że duża część tego wysiłku zbrojeniowego idzie w import, czyli zasila budżety zagranicznych kontrahentów z USA, Korei Południowej, Tajwanu, Izraela. Widać to po stopniowo pogłębiającym się deficycie handlowym w sektorze zbrojeniowym: w czerwcu tego roku deficyt ten sięgnął 2,8 mld EUR w ujęciu sumy z ostatnich 12 miesięcy. To dobrze ilustruje brak mocy produkcyjnych w polskim przemyśle zbrojeniowym.
Najważniejsze pytanie jest więc takie: czy to może się zmienić? Czy jesteśmy w stanie stosunkowo szybko i na dużą skalę tchnąć życie w polski przemysł zbrojeniowy, by uniezależnić się od zagranicy, zbudować pewną samowystarczalność, budować armię opierając się na rodzimych zasobach produkcyjnych i technologicznych? Od tego będzie zależeć bardzo wiele rzeczy.
Po pierwsze nasze bezpieczeństwo (bo zawsze bezpieczniej mieć własne zasoby produkcyjne, a nie tkwić na garnuszku zagranicy), po drugie nasza stabilność makroekonomiczna (bo import uzbrojenia może w końcu powodować nierównowagi w szybko przyrastającym deficycie handlowym), po trzecie nasz wzrost gospodarczy (bo zamiast stymulować polski przemysł, będziemy stymulować zagraniczny).
Przedstawmy argumenty za i przeciw. Zacznijmy od tej optymistycznej sfery:
- Plan. Polski rząd ma już kilka projektów rozwoju krajowych mocy produkcyjnych. Trwają inwestycje w HSW, Mesko czy Bumarze, które mają umożliwić produkcję czołgów, haubic Krab czy nowoczesnej amunicji. W zamyśle mają one częściowo zastąpić import, a w dłuższej perspektywie dać też możliwości eksportowe.
- Przewagi kompetencyjne, technologiczne i produkcyjne. Polska ma już doświadczenia w budowie nowoczesnych dronów, systemów rakietowych Piorun i Krabów, które zdobyły uznanie na rynkach zagranicznych. Te nisze pokazują, że posiadamy bazę inżynieryjną i technologiczne know-how w kilku kluczowych segmentach, choć jednocześnie w wielu nie.
- Przemysłowa baza. Mamy duży przemysł i wciąż istotny udział produkcji w gospodarce – to odróżnia nas od części krajów Europy Zachodniej, które przeszły pełną dezindustrializację. Dzięki temu łatwiej uruchomić łańcuchy dostaw i wykorzystać istniejącą infrastrukturę do rozwoju produkcji obronnej.
Argumenty przeciw są natomiast takie:
- Kadry. Niedobory wykwalifikowanych inżynierów i techników mogą być wąskim gardłem, zwłaszcza gdy równolegle rośnie popyt na kompetencje w sektorach cywilnych, jak energetyka czy IT.
- Technologie i komponenty. Polska wciąż jest zależna od importu kluczowych elementów – elektroniki, systemów kierowania ogniem, silników. Bez transferu technologii nie zbudujemy pełnej niezależności.
- Koordynacja. Brakuje spójnej, długoterminowej strategii – każdy zakład działa w miarę swoich możliwości, a centralne planowanie rozwoju sektora często grzęźnie w polityce.
- System zamówień. Przepisy i procedury zakupowe są mało elastyczne, co wydłuża procesy i zniechęca prywatne firmy do wejścia w sektor zbrojeniowy.
Generalnie Polska ma realne szanse zbudowania własnych zdolności produkcyjnych w przemyśle zbrojeniowym, co mogłoby poprawić bezpieczeństwo, uchronić nas przed ryzykiem nierównowagi zewnętrznej, przyspieszyć wzrost gospodarczy. Pytanie, jak szybko. Bariery widoczne nie tylko w sektorze zbrojeń, ale generalnie w wielu innych dziedzinach – brak koordynacji, niedostatki technologiczne i kadrowe – sprawiają, że osiągnięcie tego celu w horyzoncie kilku najbliższych lat wydaje się wyzwaniem bardzo trudnym, bo wymagającym bardzo szybkich zmian w wielu sferach jednocześnie.