Czysty zysk z brudnych odpadów

Aleksandra RogalaAleksandra Rogala
opublikowano: 2019-06-03 22:00

Kiedy inni narzekają na wzrost cen za wywóz odpadów, Mo-Bruk cieszy się z restrykcyjnego prawa, liczy zyski, inwestuje i chce się konsolidować

Przeczytaj tekst i dowiedz się:
  • jak Mo-Bruk zarabia na przetwarzaniu  śmieci
  • czy będzie przejmował, emitował akcje, a może sam pozyska inwestora
  • dlaczego zarząd cieszy się z restrykcyjnej politycy rządu 

— Jesteśmy skazani na sukces. Nie tylko my, ale cała branża. Tego nie da się już zawrócić — tak o perspektywach firm zajmujących się przetwarzaniem odpadów mówi Józef Mokrzycki, prezes i główny akcjonariusz Mo-Bruk.

Zainwestuj…

Prezes spółki, która utylizuje niebezpieczne odpady, a także rozwija technologie związane z recyklingiem (m.in. produkuje z odpadów paliwo alternatywne oraz kruszywo na potrzeby budownictwa), uważa, że jego branża w końcu nabiera wiatru w żagle.

— Zbieramy plony inwestycji, którą zaczęliśmy w 2009 r. Skorzystaliśmy z dotacji unijnych, pieniędzy od akcjonariuszy, kredytów, emitowaliśmy obligacje. Zainwestowaliśmy około 200 mln zł. Budowaliśmy linie do przetwarzania odpadów i pracowaliśmy nad własnymi technologiami — mówi Józef Mokrzycki.

Po zakończonych inwestycjach linie produkcyjne nie ruszyły jednak pełną parą. Brakowało przepisów.

— Nie ma co ukrywać, że jesteśmy branżą związaną z decyzjami podejmowanymi przez polityków. Rozporządzenie dotyczące zakazu składowania odpadów palnych miało wejść w życie w 2013 r. Pod nie układaliśmy biznesplan. Termin został jednak przesunięty na 2016 r. — tłumaczy prezes Mo-Bruku.

Rząd tłumaczył, że przesunął termin, ponieważ na rynku nie było wystarczająco dużo instalacji do spalania „trudnych” odpadów — takich, jakie zbudował Mo-Bruk. Wprowadzenie zakazu zepchnęłoby firmy do szarej strefy. Czekając na lepsze czasy, firma rozwadniała kapitał i zaczęła spłacać kredyty i obligacje.

— Nie chcieliśmy żyć z piętnem długu w takich okolicznościach. Dziś mamy zaledwie 18 mln zł zadłużenia przy ponad 32 mln EBIDTA — mówi Józef Mokrzycki.

…zarabiaj…

Wszystko zmieniło się latem 2018 r., gdy rząd znowelizował przepisy ustawy o odpadach w celu walki z szarą strefą. Wcześniej przez miesiące media dzień po dniu informowały o dziesiątkach palących się, często nielegalnych, wysypisk śmieci. Przyczyną były celowe podpalenia. Chiński rynek dla segregowanych odpadów z całej Europy został bowiem zamknięty, a zmieniona ustawa nałożyła restrykcyjne wymogi na przedsiębiorców.

— Znam ten rynek od ponad 20 lat. Tak zdecydowanych działań nigdy wcześniejnie podjęto. W ciągu kilku lat uporządkujemy system gospodarowania odpadami, jeśli decydentom nie zabraknie determinacji. Równolegle rośnie świadomość społeczna, choć tu jest wiele do zrobienia, a edukacja musi rozpoczynać się od najmłodszych lat. W Polsce jedna osoba wytwarza około 300 kg odpadów rocznie, na zachodzie Europy nawet 500 kg, a w krajach skandynawskich 600-700 kg. Skąd takie różnice? W Polsce odpady są nielegalnie palone w przydomowych piecach, nielegalnie wyrzucane do lasu. Nie produkuje się ich aż o tyle mniej niż w innych krajach, lecz nie potrafimy nimi mądrze gospodarować. Ciągle traktujemy odpady jako zbędne śmieci, a nie cenny surowiec — wyjaśnia prezes Mo-Bruku.

…i znowu zainwestuj

Efektem zaostrzenia przepisów w ubiegłym roku była fala podwyżek tzw. podatku śmieciowego, czyli opłat, jakie gmina pobiera za wywóz śmieci od mieszkańców. Firmy, które zabierają odpady z domów i od przedsiębiorców, musiały wkalkulować w cenę nowe koszty — inwestycji w monitoring składowisk i magazynów odpadów, podwyższone opłaty środowiskowe, koszty nowych pozwoleń czy wdrożenia przepisów przeciwpożarowych, a także koszty późniejszego przeważania i utylizacji odpadów. Rząd zapowiedział również wzmożone kontrole.

Fabrykom przestało się opłacać nielegalnie przechowywać i utylizować odpady. Zaczęły oddawać je do wyspecjalizowanych firm, które na tym zarabiają. Mo-Bruk, działający przede wszystkim na rynku odpadów przemysłowych, ma dzisiaj jeszcze około 30 proc. produkcyjnych rezerw.

— Zakończyliśmy pewien etap. Rozpoczynamy nowy. Chcemy zainwestować w zwiększenie naszego udziału w rynku polskim i europejskim — deklaruje Józef Mokrzycki.

Pieniędzy spółka poszuka na rynku.

— Inwestycje możemy finansować z pieniędzy własnych i kredytów. Banki ustawiają się w kolejce, aby nas finansować. Pukają do nas inwestorzy branżowi i finansowi. Nie ma sensu kurczowo trzymać się akcji, trzeba myśleć o rozwoju. Informowaliśmy o przeglądzie opcji strategicznych, wszystko jest możliwe — mówi prezes Mo-Bruku.

Mo-Bruk przede wszystkim chciałby rozwinąć skalę działalności, dlatego interesują go lokalizacje nowych zakładów produkcyjnych na północy kraju, obecnie działa bowiem głównie na południu.

— Spalarnie odpadów to temat wrażliwy społecznie, choć technologia jest bezpieczna. Każdy produkuje odpady, ale nikt nie chce, aby przetwarzać je w jego sąsiedztwie. Myśląc o rozwoju firmy, szukamy więc odpowiednich lokalizacji do budowy nowych linii. Jesteśmy otwarci na przejmowanie innych firm. Czas jest dobry, bo właściciele wielu z nich to osoby, które chętnie przeszłyby na zasłużoną emeryturę, a niektórzy nie mają sukcesorów. Z takimi podmiotami chętnie będziemy rozmawiać. Działamy na rynku, na którym z pewnością dojdzie do konsolidacji — mówi Józef Mokrzycki.

Na polskim rynku w branży odpadów działają zarówno duże firmy zagraniczne, jak też małe i średnie, często rodzinne przedsiębiorstwa. Tylko w CEIDG zarejestrowanych jest ponad kilka tysięcy takich spółek. Drugi kierunek rozwoju Mo-Bruku to Ukraina, która dopiero zaczyna myśleć o gospodarce odpadami.

— To ocean możliwości, ale jesteśmy ostrożni, mamy kontakty, rozmawiamy — mówi prezes Mo-Bruku.

Mo-Bruk wspomaga swoje instalacje odpadami z siedmiu krajów.

— Interesują nas głównie odpady przemysłowe. Stale rozwijamy technologie, bo każdy proces jest inny. Współpracujemy i będziemy współpracować z NCBR. Jesteśmy otwarci na innowacje, ale pamiętamy, że w jednym równaniu trzeba pogodzić kilka elementów — przepisy, etykę i odpowiedzialność, technologię i finanse — mówi Józef Mokrzycki.

Prezes Mo-Bruku uważa, że wzrost kosztów gospodarki odpadami w kraju, a także dążenie do uszczelniania systemu i walki z szarą strefą są dzisiaj nieuniknione — również ze względu na potrzebę wykazania się wysokim poziomem recyklingu, którego wymaga UE. To pozwoli takim spółkom jak Mo-Bruk na dalszy rozwój.

— Ceny nie spadną, w końcu pozwalają na inwestycje i rozwój. Chcemy też regularnie wypłacać dywidendę — deklaruje prezes Mo-Bruku.

W tym roku spółka chce podzielić między akcjonariuszy 9,7 mln zł, połowę ubiegłorocznego zysku. W I kw. Grupa Mo-Bruku miała 27 mln zł skonsolidowanych przychodów i 7 mln zł skonsolidowanego zysku netto (rok temu: 16,2 mln zł i 1,1 mln). Od września 2018 r. cena akcji spółki wzrosła o 100 proc.

OKIEM EKONOMISTY

Ryzykowny rynek odpadów

DR JAKUB PAWELEC radca prawny z kancelarii M. Mazurek i Partnerzy

Wrześniowa nowelizacja przepisów ustawy o odpadach bardzo mocno odbiła się na działalności przedsiębiorców. Wprowadziła m.in. obowiązek monitoringu, nowe wymogi przeciwpożarowe i wymusiła inwestycje w innowacyjne rozwiązania i technologie. Podnoszenie standardów to niewątpliwie postulat popierany przez uczestników rynku. Taki kierunek jest niezbędny — musimy przecież zrealizować rygorystyczne cele recyklingu wymagane przez UE oraz ambitne postulaty gospodarki cyrkularnej. Jednak zainicjowane w 2018 r. zmiany w przepisach, które z założenia mają przyczynić się do uszczelnienia systemu gospodarki odpadami, są wdrażane w sposób bardzo szybki, nie uwzględniono postulatów samego rynku. Przepisy nałożyły na przedsiębiorców nowe, kosztowne obowiązki w bardzo krótkim czasie. Jest to wyzwanie nie tylko dla dużych, sieciowych firm, ale również dla mniejszych przedsiębiorców, działających lokalnie. Brak przewidywalności oraz krótki czas na wdrażanie zmian postrzegany jest przez przedsiębiorców i instytucje finansujące jako jedno z głównych zagrożeń i ryzyka na rynku odpadów. Niektóre instalacje do przetwarzania odpadów nie mają dziś gwarancji pozyskania odpowiednio dużej ilości odpadów do przetworzenia. To oznacza, że potencjał, który mamy dziś na rynku, nie jest w pełni wykorzystany, firmy ponoszą straty. To wszystko zniechęca inwestorów.

TRZY PYTANIA DO… SŁAWOMIRA RUDOWICZA, WSPÓŁZAŁOŻYCIELA I PREZESA PRZEDSIĘBIORSTWA OCZYSZCZANIA MIASTA EKO W KALISZU

Zmiana pokoleniowa

1 Czy to prawda, że wiele firm z branży odpadów czeka dzisiaj zmiana pokoleniowa?

To prawda — niedługo ja i mój brat, tak jak wielu innych właścicieli podobnych firm, będziemy wchodzić w wiek emerytalny. To naturalne, że myślimy o przekazaniu firmy naszym dzieciom. Polski rynek odpadów i recyklingu rodził się w latach 90. Wspólnie z bratem założyliśmy firmę dokładnie w 1992 r. Była to pierwsza prywatna firma z tej branży w Kaliszu. Początki były trudne — szalejąca inflacja, kredyty na 80 proc., ale przetrwaliśmy.

2 Trudno było przetrwać na rynku w ostatnich latach?

To jest trudna branża. Po dwudziestu paru latach od zerwania z gospodarką centralnie sterowaną idziemy w kierunku monopoli gminnych. Od momentu wprowadzenia in-house, czyli od 1 lipca 2013 r., prywatny rynek się drastycznie kurczy, upadły dziesiątki firm — dotyczy to jednak tylko odpadów komunalnych. W przypadku odpadów przemysłowych nie ma in-house, więc perspektywy są lepsze. Jeśli chodzi natomiast o ostatnie zaostrzenie przepisów przez rząd, uczciwi przedsiębiorcy nie mają się czego obawiać, ale dużym problemem są rosnące koszty — ceny opłat za wywóz śmieci, w które wliczane są też koszty ich późniejszego zagospodarowania, czyli sortowania, spalania, składowania na wysypiskach albo odzysku na potrzeby recyklingu. Koszty rosną w wyniku tych i innych przepisów i będą rosnąć. Tego nie da się zatrzymać, bo musimy osiągnąć cele recyklingu, które narzuca nam UE i potrzeba ochrony środowiska. Jak to się odbiło na mojej działalności? W sektorze odpadów przemysłowych zauważyliśmy wzrost popytu. W najbliższych latach będzie rynek dla takich firm. Jeśli chodzi o odpady komunalne, to tutaj widzę większe ryzyko. W naszej firmie odpady przemysłowe odpowiadają za 10 proc. przychodów, komunalne — za 90 proc.

3 Jak w państwa firmie podchodzi się do tematu sukcesji?

Branża odpadów to nie jest branża, w którą da się wejść w trzy miesiące, tym bardziej nie da się nauczyć zarządzania taką firmą w krótkim czasie. Stopniowo przygotowujemy nasze dzieci do przejęcia firmy. Potrzeba na to co najmniej kilku lat. Mój bratanek jest obecnie w firmie prokurentem, moja córka — dyrektorem operacyjnym. Będziemy z bratem im pomagać, dopóki nie będą gotowi na przejęcie sterów w całej firmie.