Dania niechętnie wpuszcza firmy

Małgorzata GrzegorczykMałgorzata Grzegorczyk
opublikowano: 2014-02-28 00:00

Firmy budowlane, producenci żywności, a od niedawna kosmetyków próbują zawojować nordycką monarchię. Idzie im jak po grudzie

Do 2020 r. Dania będzie rajem dla firm budowlanych. To już dziś najaktywniejsza polska branża w tym kraju — z około 300 polskich firm w rejestrze usługodawców zagranicznych (RUT) większość stanowią spółki budowlano-remontowe.

Do wyboru, do koloru

— Rząd planuje do 2020 r. inwestycje publiczne w budowę 16 szpitali, w tym 8 tzw. superszpitali, łącznie za 5,4 mld EUR. Na lata 2015-20 zaplanowane są warte prawie 4 mld EUR inwestycje w infrastrukturę kolejową (rozbudowa i elektryfikacja) oraz drogową. Wkrótce rozpocznie się realizacja największego projektu infrastrukturalnego w tym kraju, tzn. połączenia tunelowego pomiędzy Danią a Niemcami, którego całkowity koszt może wynieść 7 mld EUR. Do tego dochodzi rozbudowa istniejącej sieci drogowej i kolejowej, która „wepnie” tunel do systemu duńskiego i niemieckiego. Kolejne duże zadanie to rozbudowa kopenhaskiego metra, która kosztować będzie około 2,1 mld EUR.

Warto więc aby polskie firmy interesowały się możliwościami — uważa Jacek Wójcikowski, I radca w Wydziale Promocji Handlu i Inwestycji w Ambasadzie RP w Kopenhadze. Perspektywy świetlane, ale łatwo nie jest. W Danii wszyscy zagraniczni podwykonawcy muszą się zarejestrować w systemie RUT. Spółki muszą przekazywać informacje o firmie, pracownikach i informację o miejscu wykonywania usługi. Dane z systemu są upubliczniane i do informacji mają dostęp także związki zawodowe oraz lokalna konkurencja.

— W lipcu 2013 r. wysłałam zapytanie w tej sprawie do Komisji Europejskiej. W odpowiedzi z września ubiegłego roku Komisja potwierdziła, że jest świadoma potencjalnych problemów związanych z tym systemem. Zwróciła się już do rządu duńskiego z prośbą o wyjaśnienia i jeśli będzie to konieczne, wezwie Danię do dokonania odpowiednich zmian w systemie, tak aby był on zgodny z prawem UE — mówi Danuta Jazłowiecka, europosłanka.

Wygrywają swoi

Na dodatek od września 2012 r. został wprowadzony nowy podatek dla zagranicznych podwykonawców wysokości 35,6 proc. od wynagrodzenia pracowników.

— Jeśli wygram kontrakt, powołam duńską spółkę. Gdybym działał jako polska, od każdego zlecenia dla polskiego podwykonawcy trzeba by zapłacić ten podatek. Dlatego będę zatrudniał pracowników w duńskim oddziale na lokalnych zasadach. Duńskie firmy ostrzegały nas, żebyśmy nie ważyli się zaniżać stawek za robociznę, bo to nas wykreśli z rynku. Musimy płacić tyle, ile wynegocjowały związki. Były podobno hiszpańskie firmy, które płaciły niższe stawki, związki zawodowe poleciły, żeby je bojkotować i Hiszpanie musieli się wycofać z rynku — opowiada Wojciech Pater, prezes spółki Mosty-Łódź.

Jego spółka złożyła w Danii oferty w dwóch przetargach. W pierwszym zajęła trzecie miejsce, w drugim czeka na rozstrzygnięcie. Kuszą ciekawe kontrakty, względnie mała konkurencja (kilku rywali przy przetargu), dojrzały rynek (4-5 miesięcy na złożenie oferty, 3 lata na realizację kontraktu) czy mało rozbudowana biurokracja (oferta ma 2 strony, w Polsce — ponad 100).

— W dniu otwarcia ofert przedstawiciele firm przychodzą i składają koperty, które są od razu otwierane. Każdy przychodzi z kilkoma kopertami i patrzy, kto jeszcze jest obecny. Na tej podstawie decyduje, czy złożyć niższą czy wyższą ofertę — opowiada Wojciech Pater. Uważa, że jego spółka może powalczyć w projektach „zaprojektuj i wybuduj”, gdzie nie decyduje cena, tylko np. umiejętność ograniczenia do minimum natężenia ruchu. Niektóre rzeczy zamierza zamawiać w Polsce.

— Jeśli okaże się, że nie jesteśmy konkurencyjni, nie będziemy chcieli na siłę wchodzić do Danii — mówi jednak Wojciech Pater.

Komu się uda

Dania nie jest zupełnie otwarta dla polskich produktów spożywczych. Rok temu, gdy sieć supermarketów Netto zapowiedziała zwiększenie liczby polskich produktów do kilkudziesięciu, pojawiły się informacje, że ta żywność jest niezdrowa i pełna chemii. Dlatego polskie produkty, które znajdują się w ofercie, sprzedawane są głównie pod marką sieci. Danię chcą zdobyć także firmy kosmetyczne. Od targów w Kopenhadze w ubiegłym roku duński rynek rozpoznaje Clarena, która eksportuje 12-15 proc. produkcji i sprzedaje na Ukrainie, w Rosji, Turcji, na Węgrzech, w Irlandii, Niemczech, na Malcie, w Wielkiej Brytanii, Grecji i Bułgarii.

— Chcemy zagospodarować środek rynku. Niemniej cena nadal stanowi barierę, bo w porównaniu z chińskimi kosmetykami i sprzętem kosmetycznym, który zalewa także rynek duński, wydajemy się drodzy. Dziś w Danii pracują na naszych kosmetykach i sprzęcie pojedyncze kliniki i salony, jestem przekonana, że dobra opinia szybko rozejdzie się na rynku, a wtedy znajdą się dystrybutorzy, których dziś szukamy — opowiada Izabela Łopińska z firmy Clarena.

Skala inwestycji
Na koniec 2011 r. w Polsce zarejestrowano 857 spółek z udziałem kapitału duńskiego, wynika z danych GUS. Duńscy inwestorzy byli najbardziej zaangażowani w sektorze produkcji przemysłowej (33 proc.) i w handlu (36 proc.). Na koniec 2012 r. wielkość zainwestowanego kapitału duńskiego wyniosła 3,7 mld EUR, co daje Danii 14. miejsce wśród zagranicznych inwestorów. Polskie spółki zainwestowały do końca 2012 r. w Danii 106 mln EUR, podaje NBP. Duński bank centralny szacuje, że jest to 268 mln EUR. Amica Wronki kupiła GRAM Domestics, duńskiego producenta AGD. PGNiG utworzyło w 2008 r. oddział w Danii w związku z koncesją na poszukiwania ropy i gazu w południowej części Jutlandii. W 2010 r. Asseco Poland kupiła za 10 mln EUR pakiet większościowy IT Practice.