Pałac Elizejski oświadczył, że zadaniem Lecornu będzie podjęcie konsultacji „ze wszystkimi siłami politycznymi reprezentowanymi w parlamencie” w celu przyjęcia budżetu i „zbudowania porozumień niezbędnych do decyzji podczas nadchodzących miesięcy”.
Po tych dyskusjach nowy premier zaproponuje prezydentowi skład rządu. We Francji, zgodnie z konstytucją, to prezydent powołuje premiera i na jego wniosek - innych członków rządu. Premier nie musi zwracać się do parlamentu o wotum zaufania - podstawą jego zatwierdzenia jest decyzja szefa państwa.
Pałac Elizejski wyraził przekonanie, że działania nowego premiera będą miały na celu obronę niezależności i siły kraju, a także stabilność polityczną i instytucjonalną. „Prezydent jest przekonany, że na tych podstawach możliwe jest porozumienie między siłami politycznymi, przy poszanowaniu przekonań” wszystkich z nich - dodano w komunikacie.
Lecornu ma przejąć obowiązki od ustępującego premiera Bayrou w środę w południe. Tego samego dnia we Francji mają odbyć się akcje protestu zwołane przez ruch Blokujmy Wszystko, deklarujący zamiar sparaliżowania kraju.
39-letni Lecornu uważany jest za bardzo lojalnego współpracownika prezydenta Macrona, który - według dziennika „Le Figaro” - ceni go za kompetencje i zmysł polityczny. Od 2017 roku, tj. od pierwszej kadencji Macrona, Lecornu zasiadał we wszystkich rządach. Wywodzi się z prawicy (z partii Republikanie), ale wcześniej deklarował, że gotów jest współpracować ze wszystkimi siłami politycznymi. Nazwisko Lecornu jako potencjalnego premiera pojawiało się już wcześniej, ale nigdy nie doszło do jego nominacji.
Nominację kolejnego premiera z obozu politycznego prezydenta skrytykowała część opozycji. Partia Socjalistyczna (PS) oświadczyła, że prezydent wybrał drogę, w której partia ta nie będzie mu towarzyszyć. PS ostrzegła, że szef państwa nominując Lecornu bierze na siebie ryzyko uprawnionego „gniewu społecznego” w kraju.
krajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe (RN) i skrajnie lewicowa Francja Nieujarzmiona (LFI). Liderka skrajnej prawicy Marine Le Pen oznajmiła, że prezydent sięga po „ostatni nabój macronizmu”. Jej zdaniem nieuniknione są nowe wybory parlamentarne i że „premier będzie nazywał się Jordan Bardella” (szef RN - PAP).
Jednak sam Bardella napisał w serwisie X, że jego partia będzie „sądzić nowego premiera po czynach” i kształcie budżetu uwzględniającym „czerwone linie” skrajnej prawicy. (https://tinyurl.com/bxxkxytj)
Szef LFI Jean-Luc Melenchon ponownie ocenił, że Macron powinien podać się do dymisji. Marine Tondellier, szefowa partii Ekolodzy, wchodzącej z LFI w skład bloku lewicy, oznajmiła, że nominacja na premiera kolejnego polityka z obozu prezydenckiego jest „prowokacją”.
