Duty free chce żyć
Zniesienie bezcłowego handlu może pozbawić pracy w UE nawet 140 tys. osób
BROWARY ZA DUTY FREE: David Zimmer (drugi z prawej) — sekretarz generalny Międzynarodowej Konfederacji Stref Wolnocłowych (IDFC) w swojej walce o utrzymanie stref może liczyć na poparcie producentów piwa. Na zdjęciu przedstawiciele Guinness Group — James Barrett (pierwszy z lewej) i Tom Farrelly (pierwszy z prawej). fot. ARC
1 lipca 1999 r. z lotnisk, portów i promów w Unii Europejskiej mają zniknąć strefy wolnocłowe. Im bliżej terminu, tym bardziej prawdopodobny staje się scenariusz pozostawienia stref przy życiu. Przeciwko ich zniesieniu walczy bowiem silne lobby.
Zgodnie z decyzją Komisji Europejskiej podjętą w 1991 r., od połowy 1999 r. znikną wszystkie strefy wolnocłowe na lotniskach, promach i w portach obsługujących połączenia wewnątrz Unii Europejskiej.
Oznacza to, że pasażer lecący np. z Frankfurtu nad Menem do Paryża nie będzie mógł przy okazji odwiedzić sklepu wolnocłowego na lotnisku, a turysta płynący z Calais do Dover nie wypełni już swojej lodówki tanim alkoholem zakupionym na promie. Sklepy duty free pozostaną dostępne tylko dla osób opuszczających terytorium UE.
Potwór nie chce umrzeć
Podejmując decyzję o likwidacji stref, Komisja uznała, że w Europie bez granic sklepy duty free to ekonomiczne kuriozum, sprzeczne z ideą Wspólnego Rynku. Jeszcze niedawno przedstawiciele UE zarzekali się, że sklepy duty free zostaną zamknięte po 30 czerwca 1999 r. Dziś już nie są tego tacy pewni.
— Duty free jest jak potwór z Loch Ness. Powraca w regularnych odstępach — powiedział niedawno w Wiedniu przewodniczący Komisji Europejskiej Jacques Santer. Szefowie „piętnastkiŐŐ wezwali w czasie wiedeńskiego szczytu Komisję oraz Radę Ministrów Finansów UE (ECOFIN) do szybkiego znalezienia rozwiązania problemu stref wolnocłowych.
Francuzi przyznają już otwarcie, że nagłe zamknięcie duty free doprowadzi do utraty zbyt wielu miejsc pracy i domagają się odłożenia sprawy na później. Zgadzają się z tym Brytyjczycy, a ostatnio nawet Niemcy. Z drugiej strony, zamknięcie sklepów nadal popiera Austria, Belgia, Dania i Holandia.
Ręce precz od duty free
Przeciwko likwidacji tanich sklepów walczy Międzynarodowa Konfederacja Stref Wolnocłowych (IDFC). Organizacja ta zasypuje petycjami unijnych polityków i stara się wpłynąć na opinię publiczną. Posiada nawet własną stronę w Internecie. Obrońców duty free popierają firmy tytoniowe, wytwórców alkoholu, perfum i słodyczy.
Każdego roku sklepy duty free w Unii odwiedza ponad 130 mln ludzi, a ich obroty wynoszą 3,8 mld ecu (15,7 mld zł). Według IDFC, po likwidacji wewnątrzunijnego handlu wolnocłowego pracę straci około 140 tys. ludzi, zatrudnionych bezpośrednio w sklepach lub w firmach sprzedających tam swoje produkty. Szacuje się, że jedynie francuscy producenci koniaku stracą rocznie dwa mld franków (1,25 mld zł).
Prawdziwy kryzys dotknie przewoźników promowych obsługujących połączenia między Wielką Brytanią a Irlandią oraz Europą kontynentalną oraz portowe miasta. Jedynie w angielskim Dover pracę może stracić dwa tys. ludzi, a w całym hrabstwie Kent dziewięć tysięcy. Na ostatnim wiecu w Dover członkowie brytyjskiego związku zawodowego marynarzy i transportowców (RMT) nazwali decyzję o likwidacji stref duty free „wybujałą hipokryzją i fantazjami politycznymiŐŐ. Ich zdaniem, koniec sprzedaży wolnocłowej będzie jednocześnie śmiertelnym ciosem dla przewozów promowych po kanale La Manche, które coraz gorzej radzą sobie z konkurencją Eurotunelu.
Wiadomo już, iż armatorzy w Unii Europejskiej będą zmuszeni podwyższyć ceny biletów na promy o 30 proc., gdyż udział dochodów z handlu bezcłowego na promach pasażerskich wynosi 18-65 proc. Z powodu podwyżki cen biletów, w 2005 r. z podróży samolotem zrezygnuje pięć mln pasażerów.
Z drugiej strony, szacuje się, że utrzymanie tanich sklepów doprowadziłoby do powstania 26 tys. dodatkowych miejsc pracy do 2005 r.
Polska może zyskać
Na zamknięciu sklepów wolnocłowych w Unii Europejskiej zyskają placówki duty free poza granicami Unii, w tym także potencjalnie w Polsce. Linie lotnicze organizujące przewozy czarterowe w UE zamierzają bowiem przesunąć część tych połączeń poza granice Unii. Przedstawiciele polskich lotnisk chcą na tym zarobić.
W razie likwidacji bezcłowego handlu zyskać mogą także polskie porty, przejmując część połączeń odbywających się teraz między państwami skandynawskimi.