Dwa kontynenty z innych światów

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2025-11-25 19:45

Siódmy szczyt Unii Afrykańskiej (UA) i Unii Europejskiej (UE), który 24-25 listopada gościła Luanda, stolica Angoli, obradował pod hasłem równie wzniosłym, co ogólnikowym i pojemnym: „Promowanie pokoju i dobrobytu poprzez skuteczny multilateralizm”.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Spotkania przywódców z dwóch kontynentów odbywają się mniej więcej co trzy lata naprzemiennie, przy czym po naszej stronie Morza Śródziemnego gości je Bruksela, natomiast po tamtej państwo akurat sprawujące rotacyjne przewodnictwo. UA powstała w 2002 r. analogicznie do przekształcenia Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej w UE, strukturą będącą podstawą UA była nieskuteczna Organizacja Jedności Afrykańskiej. Notabene ćwierć wieku temu głównym inicjatorem przemiany był… Muammar Kadafi, który sam siebie mianował Słońcem Afryki i był autentycznym wzorcem dla wielu afrykańskich dyktatorów i kacyków. UA bije UE liczbą gwiazdek w symbolu – ma ich 55, tyle ile państw, gdy u nas złoty krąg obejmuje 12 już na stałe. Notabene w składzie UA różne państwa bywają zawieszane z powodu dokonywania przez wojsko zamachów stanu, obecnie junty rządzą w pięciu: Burkina Faso, Gwinei, Mali, Nigrze i Sudanie. Tej piątki oczywiście na szczycie w Luandzie nie było, co absolutnie nie oznacza, że pozostała pięćdziesiątka władców pochodzi z demokratycznych wyborów. Zamachową przeszłość ma bardzo wielu, poczynając np. od prezydenta Egiptu pozycjonującego się na lidera kontynentu. Notabene gospodarze szczytu dla podkreślenia międzykontynentalnej jedności przemieszali przy stole szefów delegacji UA i UE. Z kronikarskiego obowiązku podaję, że premier Donald Tusk miejsce zajął pomiędzy prezydentami Somalii i Sierra Leone, ten drugi ma typową w Afryce przeszłość szefa junty.

Udało się jednomyślnie przyjąć konkluzje szczytu obejmujące 49 punktów spisanych na 10 stronach. Wobec 122-punktowej deklaracji weekendowego szczytu G20 w Johannesburgu to dokument skromny, ale i tematyka znacznie zawężona. Notabene projekt konkluzji zawsze przygotowują gospodarze, druga strona oczywiście stawia swoje warunki i wnosi poprawki, ale generalne przesłanie pozostaje autorskie. Dlatego można uznać, że tekst wspólnie przyjęty 25 listopada w Luandzie jest manifestem afrykańskim. Bieda na tym kontynencie wręcz piszczy, zsumowane zadłużenie jego państw przekroczyło już 1 bln USD. Znaczna część tej kwoty należy się państwom UE i ich bankom, ale nasza wspólnota absolutnie nie zamierza zastosować mechanizmu umorzenia lub chociażby zrolowania długów do lepszych dla Afryki czasów. Na wspólnym szczycie w Luandzie w ogóle niewyobrażalne było podjęcie tematu, że trzon Unii Europejskiej to przecież dawne państwa kolonialne, które w XIX i XX wieku bezwzględnie eksploatowały Czarny Kontynent i na jego krzywdzie budowały swoją gospodarczą pomyślność.

Szefowie zarówno UE, jak też UA zachowują optymizm i podkreślają, że cele szczytu będą realizowane. Hasłowo można je zebrać następująco: pokój, bezpieczeństwo, dobre sprawowanie rządów, multilateralizm, dobrobyt, obywatele, unormowanie migracji, mobilność. UA i UE mają wdrażać pakt na rzecz przyszłości i program reform dotyczących ONZ, wzmacniać koordynację między oboma uniami w ramach głównych organów wielostronnych, zwłaszcza w grupie G20, wspólnie działać na rzecz reform międzynarodowej architektury finansowej, współpracować w zakresie łagodzenia zmian klimatu na świecie. Tak brzmią główne tezy międzykontynentalnych konkluzji. Niestety, w krótkim horyzoncie czasowym styk Afryki i Europy zdominowany jest dramatycznymi obrazami zdeterminowanych imigrantów walczących o życie na Morzu Śródziemnym. Ten problem okazuje się dla przywódców UA i UE, zjednoczonych przy stole w Luandzie, nierozwiązywalny.