Dylemat sprzedawania
ZMIENNE NASTROJE: Ministerstwo skarbu Emila Wąsacza nikogo nie pytało o zdanie, gdy po raz kolejny zmieniło koncepcję przekształceń w branży nawozowej i zahamowało zaawansowane już prace nad łączeniem zakładów. fot. ARC
Specjaliści uważają, że w przypadku polskich zakładów azotowych niemożliwe jest pogodzenie pomysłów Ministerstwa Skarbu Państwa na ich prywatyzację z deklaracjami zarządów tych firm.
Zdaniem Zuzanny Szulik-Kojemskiej z Instytutu Ekonomiki Przemysłu Chemicznego, prywatyzacja zakładów nawozowych to niesłychanie skomplikowane zadanie. I to niezależnie od tego, czy każdy zakład będzie prywatyzowany indywidualnie, czy też najpierw zostanie stworzony holding, który następnie zostanie przekształcony.
— Nie sądzę, żeby szybko udało się pozyskać inwestora dla tych przedsiębiorstw w ich obecnym stanie. Takie próby trwają już od 1992 roku, bez większych rezultatów. Prywatyzację być może ułatwiłaby tzw. konsolidacja produktowa, czyli wyodrębnienie z zakładów podobnych działów produkcji, a następnie ich połączenie. Tak czy inaczej, sytuacja, w jakiej znalazły się teraz zakłady nawozowe z powodu stałych trudności ze zbytem nawozów i wysokich cen gazu, jest dobra dla tego, kto będzie chciał je kupić. Ministerstwo skarbu twierdzi, że już pojawiło się wielu zainteresowanych branżą azotową — uważa Zuzanna Szulik-Kojemska
— Ceny gazu mają rzeczywiście kardynalny wpływ na ceny nawozów, ale nie wyjaśniają postępowania ministerstwa skarbu. Przygotowania do konsolidacji, które mogą być dobrym pretekstem do restrukturyzowania firm nawozowych, nie muszą kolidować z prywatyzacją. Doradca ministerstwa powinien wręcz brać pod uwagę konsolidację jako jedną ze ścieżek rozwoju branży — dodaje jeden z analityków.