Kondycja polskich sklepów internetowych jest wypadkową dostępu do sieci. E-biznes krzepnie, ale przychodzi mu to niełatwo.
Z badań SMG/KRC Poland Media wynika, że z internetu korzysta jedna czwarta Polaków. Nie ma się więc co dziwić, że handel internetowy nie jest jeszcze branżą o mocnych i głębokich korzeniach. Co prawda, dodatnie wyniki finansowe w pojedynczych miesiącach nie są już dla spółek internetowych niczym nadzwyczajnym, ale zamknięcie zyskiem całego 2003 roku deklarowały jedynie serwisy turystyczne. Wakacje.pl, przy przychodach 6,5 mln zł miały zarobić 250 tys. Travelplanet.pl — przy przychodach 9 mln zł, jedynie 20 tys. zł. Dla innych firm handlujących w internecie przełomowy ma być dopiero rok 2004.
— Rentowność osiągnęliśmy na przełomie marca i kwietnia 2004 r. Za całe pierwsze półrocze też byliśmy na plusie — zapewnia Piotr Muranty, prezes sklepu internetowego Stereo.pl.
Podobnie jest w przypadku spółki Merlin.com.pl, prowadzącej największy polski sklep internetowy. Pierwszym zyskownym miesiącem był dla niej grudzień 2002 r., w 2003 r. zyskiem netto zakończył się cały czwarty kwartał.
— Cały rok 2004 zakończymy zyskiem. Wyniki pierwszych sześciu miesięcy wskazują, że jest to pewne — mówi Krzysztof Jerzyk, wiceprezes Merlin.com.pl.
Zarabia nie tylko e-biznes
Na e-handlu zaczynają przy tym zarabiać nie tylko same e-sklepy. Czerwiec 2004 r. był pierwszym zyskownym miesiącem dla spółki eCard, specjalizującej się w autoryzacji internetowych transakcji kartami płatniczymi. Wedle jej szacunków, wartość całego polskiego handlu internetowego — z wyłączeniem platform aukcyjnych — wyniosła w 2003 r. około 300 mln zł. Na transakcje kartowe autoryzowane przez eCard, PolCard i centrum Banku Handlowego w Warszawie miało wtedy przypaść 68,9 mln zł. Po pierwszym półroczu 2004 r. tylko te dwa pierwsze centra autoryzacyjne zadeklarowały rozliczenie transakcji o wartości 104,2 mln zł.
Jednak trzeba jasno stwierdzić, że niezależnie od branż, w których działają, nie była to zasługa typowych e-sklepów. Z tej grupy w pierwszej dziesiątce partnerów przodującego w usługach autoryzacji kart w sieci eCardu znalazły się tylko Merlin.com.pl i Travelplanet.pl. Z branży internetowej występują tam jeszcze Wirtualna Polska i Home.pl. W czołówce klientów są dwie linie lotnicze: Polskie Linie Lotnicze Lot i Air Polonia. Nie ma się więc co dziwić, że o takim jak notowany przez eCard (170 proc.) wzroście średniej wartości transakcji typowy wirtualny sklep może tylko pomarzyć.
— Bezwzględnej wartości przeciętnego zamówienia nie podam, ale przez 2 ostatnie lata wzrosła ona o 20-30 proc. — zapewnia Tomasz Mosiek, prezes Vivid.pl.
— Wzrost wartości przeciętnego zamówienia jest większy od inflacji, ale na nie tak dynamiczny, jak wynika z informacji eCardu — przytakuje Krzysztof Jerzyk.
Zresztą przedstawiciele e-sklepów podkreślają, że w ich obrotach zakupy opłacane plastikowymi pieniędzmi nie stanowią dużej grupy. Przyznają jednak, że pewna prawidłowość odnotowywana w statystykach eCardu jest obserwowalna i u nich.
— Niewielki odsetek klientów płaci kartami. Zdecydowana większość płaci przy odbiorze przesyłki. Jednak składający większe zamówienia z reguły wybierają też płatność kartami — relacjonuje Piotr Muranty.
W stronę klienta
To, że polski handel internetowy krzepnie, widać zresztą nie tylko po wysokości obrotów i pojawiających się zyskach. Pojawiły się pierwsze programy lojalnościowe, mające premiować najaktywniejszych klientów, a dostawcy produktów oferowanych w sieci rozumieją już konieczność specjalnego przygotowania oferty dla tego kanału sprzedaży.
Mimo to oferta wirtualnych sklepów poszerza się. Dawne internetowe księgarnie czy centra muzyczne coraz bardziej przypominają wirtualne supermarkety jak amerykański Amazon.com.
— Misją Stereo.pl jest dystrybucja produktów związanych z rozrywką i kulturą. W sytuacji, gdy nasi klienci musieli kupować książki u konkurencji, zdecydowaliśmy się wejść w ten segment. Uznaliśmy, że mieści się to w naszym przesłaniu i odpowiada sytuacji rynkowej, gdzie sklepów oferujących wyłącznie muzykę już właściwie nie ma. Oczywiście dodawanie kolejnych kategorii ma swoje granice, kosmetyków nie zamierzamy sprzedawać — wyjaśnia Piotr Muranty.
— Klienci nie kupują iluś płyt z muzyką, a np. jedną płytę, jedną książkę i coś jeszcze. To dlatego wirtualne sklepy poszerzają ofertę — dodaje Tomasz Mosiek.