E-podpis to dopiero początek drogi
Po miesiącach debat sejmowych, krytyki i niejasności polska gospodarka rozpoczyna nowy rozdział. Wraz z podpisaniem przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego ustawy o podpisie elektronicznym nasz kraj dołącza do grona państw, których ustawodawstwo sankcjonuje elektroniczne dokumenty i autografy w obrocie gospodarczym. To elitarne grono — od Stanów Zjednoczonych, przez Unię Europejską, aż po naszych głównych rywali w drodze do członkostwa w UE.
Ustawa to jednak dopiero początek. Wiele miesięcy przyjdzie czekać na akty wykonawcze, stworzenie struktury informatycznej oraz instytucjonalnej. Jest to krok w dobrym kierunku, ale potrzeba ich jeszcze wiele, by polska gospodarka przerodziła się w e-gospodarkę.
Elektroniczny podpis prezydenta ma tylko charakter symboliczny. Instytucja, która wydała Aleksandrowi Kwaśniewskiemu kartę z kluczem prywatnym, nie została bowiem wpisana na listę Ministerstwa Gospodarki, gdyż takiej listy jeszcze nie ma. Co więcej — nie wiadomo, ile urzędów certyfikujących powstanie i czy fakt powiązania części z nich z krajowymi monopolistami nie wpłynie negatywnie na rozwój całego rynku. To dobrze, jeśli ktoś wybiega przed szereg, ale rodzi się pytanie, czy będzie jakiś szereg.
Co prawda podpisany dziś dokument nie będzie umową, ale wciąż nie wiadomo, jak sprawdzić, czy ustawa została podpisana przez osobę do tego upoważnioną, gdzie znaleźć jej certyfikat i klucz publiczny, jak sprawdzić, czy tekst nie został zmieniony. To wszystko elementy rozwiązania, które prezydent dziś akceptuje. Miejmy nadzieję, że na tym się nie skończy.