EC Zielona Góra: 80 proc. do wzięcia
Producent energii chce przejąć za długi miejscowego dystrybutora ciepła
CZEKAMY: Zdaniem Jana Buczkowskiego, wiceministra skarbu odpowiedzialnego za prywatyzację energetyki, rozpoczęcie inwestycji w EC Zielona Góra powinno poczekać na prywatyzację. fot. Borys Skrzyński
MSP podjęło wreszcie decyzję o sposobie prywatyzacji Elektrociepłowni Zielona Góra. Prawdopodobnie w czerwcu resort zaoferuje inwestorom do 80 proc. akcji spółki. Wybór partnera dla zielonogórskiej firmy będzie zależał m.in. od uwzględnienia w jego ofercie planów budowy dużego bloku gazowego w EC.
Zielonogórska elektrociepłownia już od dawna przymierza się do inwestycji w blok gazowo-parowy o mocy 190 MWe. Firma nie ma jednak szans na samodzielne sfinansowanie przedsięwzięcia, zwłaszcza że nowe źródło ma być kilkakrotnie większe od istniejącego. Teraz EC Zielona Góra dysponuje tylko 23 MWe mocy elektrycznej, a sprzedaż prądu przynosi jej zaledwie 25 proc. wpływów.
— Utrzymujemy się głównie z produkcji ciepła (moc cieplna kotłów wynosi 238 MWt). Dlatego nasza sytuacja jest bardzo niestabilna. Wystarczy lżejsza zima, byśmy odczuli poważny spadek sprzedaży — wyjaśnia Jerzy Wojnicz, prokurent elektrociepłowni.
Jedyna szansa
Już od dawna zarząd spółki przekonuje, że jedyną szansą dla elektrociepłowni jest zwiększenie produkcji energii elektrycznej. Firma chciałaby wytwarzać prąd z gazu pochodzącego z lokalnych złóż (tzw. pozasystemowych).
— Produkcja energii na bazie węgla kamiennego nie daje nam szans w konkurencji z elektrowniami ze Śląska. Od złóż dzieli nas 400 km — mówi Jerzy Wojnicz.
Według prokurenta, inwestycja wymaga nakładów rzędu 120-150 mln USD (500-600 mln zł) . Środki na sfinansowanie przedsięwzięcia mogłyby pochodzić z kredytów, jednak warunkiem ich uzyskania jest solidne zabezpieczenie. Zdaniem zarządu spółki, gwarancją dla banków będzie długoterminowy kontrakt z Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi na odbiór energii produkowanej w nowym bloku.
Niepewny kontrakt
Jak twierdzi Jerzy Wojnicz, zarząd PSE rozważa sfinalizowanie umowy z elektrociepłownią. Kontrakt byłby objęty systemem opłat kompensacyjnych, który ma wejść w życie w tym lub w przyszłym roku. Jeśli okaże się to niemożliwe, PSE musiałyby wziąć na siebie obciążenia wynikające z umowy. Jest mało prawdopodobne, by spółka miała na to ochotę. Jerzy Wojnicz jest innego zdania.
— Produkcja taniej energii w Zielonej Górze leży w interesie PSE. Polskie Sieci mogą w przyszłości zarobić na jej eksporcie do Niemiec — uważa prokurent.
Ostatnio MSP zdecydowało, że do elektrociepłowni trzeba wprowadzić inwestora, który mógłby sfinansować budowę bloku.
— Rozpoczęcie inwestycji na taką skalę przed prywatyzacją firmy utrudniłoby negocjacje z potencjalnymi nabywcami elektrociepłowni — uważa Jan Buczkowski, wiceminister skarbu.
MZEC za długi
W obecnym stanie zielonogórska EC nie jest zbyt atrakcyjna dla potencjalnych nabywców. Sytuacja może się trochę poprawić, jeśli uda się jej dojść do porozumienia z miastem, które jest winne firmie 30 mln zł.
— Od siedmiu lat zabiegaliśmy o odzyskanie pieniędzy za sprzedane Zielonej Górze ciepło. W tym tygodniu sąd apelacyjny potwierdził zasadność roszczeń wobec miasta--gminy i Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej. Liczmy na to, że w zamian za dług miasto przekaże nam udziały w spółce zajmującej się dystrybucją ciepła — wyjaśnia Jerzy Wojnicz.
Według prokurenta, teraz zielonogórski, miejski ZEC konkuruje z elektrociepłownią, produkując ciepło we własnej kotłowni