Ed Red zapuszkuje pieniądze inwestorów

Szymon Maj
opublikowano: 2020-06-30 22:00

Spółka w zbiórce udziałowej chce pozyskać 2,5 mln zł. Przez miesiące pandemii wypracowała nowy produkt i plan

Pomysł na otworzenie przez spółkę Ed Red kilku restauracji trzeba było odłożyć na półkę ze względu na lockdown, ale Grzegorz Kłos, prezes firmy, postanowił pozostać w branży gastro i zająć się produkcją konserw mięsnych o wysokiej jakości. Postanowił przy tym drugi raz sięgnąć po finansowanie społecznościowe. Za pierwszym razem spółkę wsparły 304 osoby, które wpłaciły 0,5 mln zł.

W PUSZKACH PRZYSZŁOŚĆ:
W PUSZKACH PRZYSZŁOŚĆ:
Grzegorz Kłos, prezes Ed Red początkowo stawiał na restauracje, jednak gwałtowna zmiana sytuacji na rynku zmusiła go do stworzenia produktów bardziej kryzysowych — konserw premium.
Fot. WM

— Zbiórka udziałowa nie jest dla nas nowością, bo pierwszy raz przeprowadziliśmy ją w 2018 r. Ed Red po otwarciu lokalu w Warszawie potrzebował dofinansowania. Zawsze szukałem takiego partnerstwa biznesowego, które nie zabierze mi suwerenności, dlatego fundusze inwestycyjne nie wchodziły w rachubę. Wtedy też wpadłem na crowdfunding, który bardzo mi się spodobał ze względu na możliwość stworzenia grupy ambasadorów marki — mówi Grzegorz Kłos.

Prezes Ed Redu nie obawia się, że w drugim podejściu problemem okaże się to, że firma zdecydowała się na zamkniecie lokalu w Warszawie, co na forach inwestorskich wzbudziło kontrowersje i krytykę.

— Patrzę na to w zupełnie innych kategoriach. Posiadamy dwa lokale i zaczęliśmy się zastanawiać, jak ratować się w sytuacji wprowadzenia ograniczeń przez rząd. Myśleliśmy nad produktem, który z jednej strony wykorzysta naszą markę, a z drugiej będzie łatwy do skalowania. Tak doszliśmy do rzemieślniczych konserw klasy premium — dodaje Grzegorz Kłos.

Ci, którzy zdecydują się kupić ten pomysł, mogą objąć w sumie 16 proc. udziałów w spółce. Pakiet ten wyceniono na 2,5 mln zł, a cała firmę na 15,6 mln zł. Z pozyskanych pieniędzy 1,4 mln zł pochłonie rozwój technologii produkcyjnej konserw, 0,6 mln zł pójdzie na marketing, a 0,5 mln zł zasili kapitał obrotowy.

— Obecnie w naszej restauracji jesteśmy w stanie produkowaćsporo konserw, jednak docelowo chcemy otworzyć niezależny zakład produkcyjny poza restauracją w Krakowie. Uznaliśmy, że produkcja konserw to lepszy pomysł niż prowadzenie sieci restauracji, zwłaszcza że w nowych warunkach może być to trudne — tłumaczy Grzegorz Kłos.

Jego zdaniem spółka nie ma konkurencji na polskim rynku, a podbije go modą na produkcję rzemieślniczą. Pomóc w tym mają ambasadorzy marki, na których czekają zróżnicowane pakiety — od zniżek na produkty po wysyłkę nowych pakietów konserw w kolejnych latach. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to wejście na giełdę będzie rozpatrywane w perspektywie trzech lat. Dywidendy raczej nie będzie.

— Nie chcemy być spółką dywidendową. To, co nas najbardziej pasjonuje w tym projekcie, to możliwość zbudowania szybkiej wartości. Uważam, że to jest biznes, który jesteśmy w stanie rozbudować w ciągu 2-3 lat do 100 mln zł obrotu. Zyski będziemy akumulować w spółce — mówi Grzegorz Kłos.