Rada zadeklarowała również, że funkcjonować będzie najwyżej 6 miesięcy, do czasu nowych wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Oznacza to spełnienie istotnych żądań demokratycznej opozycji i dlatego wielu demonstrantów opuściło już kairski plac Tahrir, będący przez 18 dni główną sceną społecznych protestów. Jednak około 2 tys. ludzi nadal domaga się tam ustąpienia powołanego jeszcze przez Mubaraka rządu premiera Ahmeda Szafika.
Deklaracja kierownictwa sił zbrojnych zaznacza, że Szafik pozostanie na
swym stanowisku do czasu powołania nowego rządu, a kraj będzie reprezentował na
zewnątrz szef Najwyższej Rady Wojskowej. Oświadczenie w ogóle nie nawiązuje do
stawianego przez opozycję żądania uchylenia obowiązującego od blisko 30 lat
stanu wyjątkowego.
Organizatorzy społecznych protestów oświadczyli w sobotę, że tworzą radę
dla obrony rewolucji i negocjowania ze sprawującymi obecnie władzę wojskowymi.
"Celem Rady Powierników będzie utrzymanie dialogu z Najwyższą Radą
Wojskową i poprowadzenie rewolucji naprzód przez fazę przejściową. Rada będzie
uprawniona do zwoływania protestów lub ich odwoływania w zależności od rozwoju
sytuacji" - powiedział dziennikarzom na placu Tahrir pracownik akademicki Chaled
Abdel Kader Ouda.
Natomiast traktowane z podejrzliwością przez Stany Zjednoczone Bractwo
Muzułmańskie zadeklarowało w sobotę, że nie dąży do przejęcia władzy i wyraziło
uznanie dla działań, jakie wojskowi podejmują w kierunku przekazania władzy
cywilom.
Na niedzielnej konferencji prasowej w Kairze premier Szafik uznał
utrzymanie bezpieczeństwa kraju za swe najważniejsze zadanie. Uspokajał też, że
Egipt ma wystarczającą ilość zapasów, co "jest pocieszające". Zaznaczył jednak,
że może dojść do pewnych zakłóceń, jeśli sytuacja w kraju będzie
niestabilna.
Wojskowi zadeklarowali również honorowanie przez Egipt wszystkich
dotyczących go międzynarodowych traktatów i zobowiązań, co odnosi także do
układu pokojowego z Izraelem. Deklarację tę przyjął z uznaniem premier Izraela
Benjamin Netanjahu.
Zajmujące się przestępczością finansową brytyjskie Biuro do Spraw
Poważnych Nadużyć (Serious Fraud Office - SFO) podjęło poszukiwania pieniędzy i
innych aktywów powiązanych z Mubarakiem - poinformował tygodnik "Sunday Times",
nie powołując się na żadne źródła.
Do tej pory tylko Szwajcaria oficjalnie ogłosiła zamrożenie aktywów,
mogących być własnością Mubaraka, który ustąpił w piątek po blisko 30 latach
sprawowania władzy.
Zapytany przez BBC, czy należy pójść za szwajcarskim przykładem sekretarz
stanu do spraw biznesu w rządzie Wielekij Brytanii Vince Cable odpowiedział, że
potrzebna jest w tej sprawie międzynarodowa akcja, podjęta na żądanie Unii
Europejskiej, ONZ lub samego Egiptu.
Według doniesień niektórych mediów, klan Mubaraka zgromadził majątek
wartości ponad 40 mld dolarów. Pieniądze mają być na kontach w brytyjskich i
szwajcarskich bankach oraz ulokowane w nieruchomościach w Londynie, Nowym Jorku
i Los Angeles. Ich źródłem są m. in. korupcyjne prywatyzacje, premie uzyskiwane
z tytułu zamówień wojskowych oraz konfiskaty majątku obalonego w 1952 roku króla
Egiptu Faruka.
Sam Mubarak ma obecnie przebywać w nadmorskim kurorcie Szarm el-Szejk na
Półwyspie Synaj, ale dokładne miejsce jego pobytu nie jest znane.
Były ambasador RP w Egipcie Jan Natkański, komentując dla PAP niedzielne
decyzje Najwyższej Rady Wojskowej powiedział również: "Pod znakiem zapytania
jest jedna rzecz - Rada do tej pory nie zniosła stanu wyjątkowego. (...) Drugi
znak zapytania to jest kwestia partii politycznych - bo ja sobie nie wyobrażam
przeprowadzenia wyborów do parlamentu, jeżeli nie będzie swobody działania i
swobody powoływania nowych organizacji czy nowych partii politycznych. Do tej
pory ten wielki protest zrealizował swój podstawowy cel - odejście prezydenta,
ale to jest zbiorowisko najróżnorodniejszych nurtów społecznych, które dopiero
teraz się wykrystalizują".
Tysiące funkcjonariuszy interwencyjnych oddziałów policji zablokowały w
sobotę centrum Algieru, nie pozwalając przeciwnikom rządu na marsz
protestacyjny, zainspirowany ostatnimi wydarzeniami w Egipcie. Władze nie
zgodziły się na sobotnią demonstrację, uzasadniając zakaz koniecznością
zapewnienia porządku publicznego.
Demonstracji w Algierze nie wsparły główne związki zawodowe ani
najważniejsze partie polityczne. Nie brali w niej też udziału członkowie
radykalnych ugrupowań islamskich - oficjalnie zakazanych, ale nadal
dysponujących wpływami wśród mas. Przedstawiciele współorganizującej protest
opozycyjnej partii Zgromadzenie na Rzecz Kultury i Demokracji (RCD)
poinformowali, że demonstrantów było od 7 do 10 tys., a tysiąc z nich
aresztowano.
Do starć policji z demonstrantami doszło w niedzielę w stolicy Jemenu,
Sanie. "Mieszkańcy Jemenu chcą upadku reżimu", "Rewolucja w Jemenie po rewolucji
w Egipcie" - krzyczeli demonstranci. W manifestacji uczestniczyło według różnych
źródeł od tysiąca do 2 tys. ludzi, w tym wielu studentów.