Kraj na końcu świata — 11 godzin lotu z Paryża, 4 miesiące rejsu z Polski. Tu wszystko jest przygodą. Prawdziwą, bez komercji.
Szerokie, piaszczyste plaże Madagaskaru ciągną się przez 5 tys. km. Otacza je bogata, tropikalna roślinność — m.in. największe na świecie lasy mangrowe. Żeglowanie wzdłuż wybrzeża i podziwianie podwodnego życia — przedziwnych form koralowców i kolorowych ryb — to jedna z większych atrakcji wyspy.
Morscy nomadowie
— Ciężkie, powolne, archaiczne żaglowce wzorowane na XVII-wiecznych karawelach przewożą sól i inne towary z wioski do wioski. Kursują między rojem wysepek, towarzyszących głównej wyspie — wspomina Anna Olej-Kobus, fotograf i podróżnik.
Większe wyspy — jak Nosy Be czy Nosy Komba — porasta roślinność. Inne są pustynne i maleńkie, niczym piłkarskie boiska. Mimo to zamieszkane. Ludzie żyją jak przed wiekami — prawie samowystarczalni dzięki rybołówstwu. Są wśród nich morscy nomadowie z plemienia Vezo. Przenoszą się z wyspy na wyspę, na żadnej nie bawiąc dłużej niż parę miesięcy. Rozbijają namioty — trochę drewna, liście palm, kawałek folii...
— Spotykaliśmy ich, płynąc katamaranem. Gdzie okiem sięgnąć, błękit stykał się z błękitem, a oni — pytani którędy do miasta Morondawa — wskazywali punkt w turkusowej dali. Nie mylili się. Potwierdzał to nasz GPS — zdumiewa się Anna Olej-Kobus.
Życie wyspiarzy z Nosy Komba dzieli przybysz z Europy, Włoch Stefano. Poświęca im swój czas i pieniądze.
— Entuzjasta. Przez lata przekonywał starszyznę, że wioska potrzebuje szkoły. Było ciężko — to przecież rewolucja, gdy dzieci wiedzą więcej niż rodzice! W końcu jednak wyrosła, w cieniu wielkiego bananowca, 3-klasowa Szkoła Bananowa — opowiada Anna Olej-Kobus.
Ale to misjonarze pomagają najwięcej. Zakładają szkoły i szpitale, wydają leki, prowadzą adopcje na odległość... Są wśród nich Polacy — werbiści czy misjonarze Świętej Rodziny.
— Jadąc na Madagaskar, warto zabrać lekarstwa dla naszych oblatów. Na wyspie trudno o nie — radzi Waldemar Niemiec, prowadzący szkołę wspinaczkową Kilimanjaro.
Duchy przodków
Malgasze wywodzą się od Indonezyjczyków, Afrykanów, Arabów i Hindusów. Na tej mozaice odcisnęło też ślad kolonialne panowanie Francji.
— Na jednym z wybrzeży rodzą się blondyni. Potomkowie rosyjskich żołnierzy, którzy zapuścili się tu podczas wojny rosyjsko-japońskiej. Mieli kontrolować przepływ wokół Afryki, ale załoga się zbuntowała. I zeszła na ląd. Oficerowie opierali się 5 dni, w końcu i oni ulegli czarowi Malgaszek... A jednostkę zatopili. Z morza wciąż wystaje kawałek — twierdzi Waldemar Niemiec.
Człowiek pojawił się na wys-pie 2 tys. lat temu. Z jej przyro- dy uczynił sacrum — widział duchy przodków w otaczającej go naturze. Do dziś Malgasze głę- boko wierzą, że opiekują się nimi przodkowie. Stąd obrzędowość, szokująca przybyszów z Zachodu...
— Co jakiś czas odgrzebuje się nieboszczyków. Ubiera w nowe szaty i obnosi po wiosce, by pokazać zmiany. W domu siada się przy nich, je, pije, opowiada, co się w międzyczasie zdarzyło. I z powrotem kładzie się ich pod kamienie... Zaglądając do grobów, Malgasze rozlewają rum, by przywrócić zmarłym zakłócony spokój — opowiada Waldemar Niemiec.
Uduchowienie Malgaszy przejawia się mnóstwem wierzeń i przesądów. Z fadi — czyli tabu — się nie dyskutuje. Jakkolwiek by utrudniało życie...
— Każdy klan ma swoje tabu: niejedzenie jakiegoś gatunku mięsa, niełowienie ryb we wtorki, niepodróżowanie w czwartki, nierozmawianie z teściową... — dodaje Jacek Torbicz, szef działu wyjazdów egzotycznych w Open Travel.
Samozwańczy król
Na Madagaskarze nie znajdzie się wielu zabytków. W stolicy — Antananarywie — zachowały się pałace królewskie z XVIII w. Skarbem kultury materialnej są także groby ludu Sakhalava (koło Morondawy). Ogromne sześciany wypełnione kamieniami i zwieńczone rogami zebu — by zapewnić zmarłym pomyślność. Zdobią je proste, acz realistyczne malunki, obrazujące życie i śmierć: np. kraksę, gdy ktoś zginął w wypadku. Na szczycie najstarszych grobowców stawiano erotyczne statuetki, związane z kultem płodności. Dziś chronione, niegdyś były niszczone przez misjonarzy jako niemoralne. Na plażach Morondawy można sobie kupić pamiątkę: rzeźbę wzorowaną na figurkach Sakhalava.
Nie znajdzie się za to pamiątek po Maurycym Auguście Beniowskim — szlachcicu pochodzenia węgierskiego lub słowackiego, konfederacie barskim — prócz ulicy jego imienia w Antananarywie. Ten żołnierz, podróżnik, awanturnik, autor głośnych pamiętników, swą historią zadziwił Ludwika XV, króla Francji. I został gubernatorem Madagaskaru. Zerwał jednak z Francją, obwołany przez tubylców władcą. Zajął się tworzeniem państwa, lecz w 1786 r. zginął w potyczce z Francuzami... Miejsca z nim związane próbował odnaleźć w latach 30. XX w. Arkady Fiedler — przy- rodnik, podróżnik, pisarz. Dziś to jego ślady tropi się na Madagaskarze.
— Dotarłem do opisanej przez Fiedlera wsi Ambinamitelo. Spotkałem tam starego człowieka pamiętającego Polaka. Cóż, od 30 lat byliśmy drugą grupą białych w wiosce. Nic dziwnego, że nikogo nie zapomniano... Miałem ze sobą książkę Fiedlera, cała wieś oglądała zdjęcia — wspomina Jacek Torbicz.
Beniowski to nie jedyny awanturnik — na wschodnim wybrzeżu i na wyspie Saint Marie ostały się stare forty. Ongiś siedlisko piratów.
— W XVIII, XIX w. francuscy i angielscy korsarze tworzyli tu quasi-państwa. Zachowały się po nich cmentarze z emblematami trupich czaszek na grobach — opowiada Jacek Torbicz.
Wyspa wciąż kryje miejsca, w których biały człowiek budzi sensację.
— Tubylcy dzielą się z przybyszami tym, co mają — rybą, ryżem... My dawaliśmy im drobne upominki, a gdy ich zabrakło, okazało się, że cenią nawet pustą butelkę. Bo to dobry pojemnik do przechowywania wody... Ci ludzie są tak biedni, że gdy dostali konserwy, to pieczołowicie przerobili puste puszki na kubeczki. W XXI wieku! — bulwersuje się Jacek Torbicz.
Wszędzie na Madagaskarze jest przyjaźnie i bezpiecznie — poza Doliną Szafirów. Tam, w wiosce Ilakaka, wydobywa się szlachetne kamienie prymitywnymi metodami — łopaty, sitka, zjeżdżanie do szybów na linach...
— Porażająco negatywne wrażenie. Budy sklecone z surowych, nie heblowanych desek i ciśnienie pieniądza. Nie chciałbym tu zostać sam po zmroku! Malgaszy się nie uświadczy, królują przybysze z Afryki i przedstawiciele „grup interesu” zza naszej wschodniej granicy. Zupełnie inni ludzie. Zawzięte rysy twarzy... Klondike XXI wieku — wstrząsa się Waldemar Niemiec.
Czerwony pył
Madagaskar to czwarta co do wielkości wyspa świata — po Grenlandii, Borneo i Nowej Gwinei. Od Afryki oddziela ją Kanał Mozambicki. Odosobnienie i trzy strefy klimatyczne sprawiły, że różnorodność fauny i flory ustępuje tylko Amazonii i wyspom Galapagos. Życie wręcz eksploduje — 400 tys. gatunków kwiatów, w tym 1,5 tys. gatunków orchidei oraz endemiczne, mięsożerne dzbaneczniki. Zwierzęta, jakich nie spotka się w żadnym innym miejscu na świecie: spokrewnione z małpami lemury, świnia madagaskarska, bogato ubarwione żaby, olbrzymie żółwie, czy zwierzątka o egzotycznie brzmiących nazwach: fossa (nocny drapieżnik podobny do lisa) i tenreka (maleństwo przypominające jeża). W XVIII w. wymarł, wskutek polowań, dront dodo słynący ze znakomitego mięsa. I epiornisy — ogromne, nielotne strusie madagaskarskie. Zostały po nich tylko wielkie, skamieniałe jaja...
Lemury zadziwiają różnorodnością: od maleńkich, 10 cm, po największe, blisko metrowe indri z ogonem w paski. Zwane tańczącymi lemurami, bo biegną bokiem, jakby uprawiały balet. Ich płaczliwe głosy niosą się na odległość 3 km... Lemury — miłe, płochliwe zwierzątka — trudno podejrzeć. Najłatwiej — na Nosy Komba (czyli Wyspie Małp), bo żyjące tu lemury czarne są dla tubylców fadi: nie wolno ich płoszyć. Sympatyczne małpiatki z niecierpliwością oczekują turystów. Rozzuchwalone skaczą im na głowy, by dostać banany!
— Bycie fadi nie gwarantuje nietykalności. Zwierzę może być pomawiane np. o przynoszenie pecha. I bezlitośnie tępione. Taki los spotkał palczaka aye, dziś zagrożony gatunek — przypomina Jacek Torbicz.
Wśród 120 gatunków kameleonów spotka się i potężne jaszczury, i 2-cm maleństwa.
— To mit, że zmieniają barwę. Wzburzone, intensyfikują ją tylko. Jak człowiek czerwieniejący z emocji... To bezbronne stworzenia, choć wyglądają niesamowicie, jak smoki. Wzięte na ręce obrzucają natręta pełnym wyrzutu spojrzeniem — opowiada Anna Olej-Kobus.
Czczone jest zebu, garbate bydło domowe. Ze względów ekonomicznych, bo utrzymuje całą rodzinę. Daje mięso, pracę, możliwość przemieszczania się... Kiepskie drogi Madagaskaru — uklepane trakty lub asfalt urywający się znienacka — zapełniają wozy zaprzężone w zebu.
— A za nimi ciągnie się pióropusz pyłu. Niesamowicie fotogeniczny: podróżni wyglądają jak pochód różowych duchów. To czerwona glinka — lateryt, przekleństwo Madagaskaru. Przez nią zyskał przydomek Czerwonej Wyspy, a ziemia stała się nieurodzajna, pylista... — dodaje Anna Olej-Kobus.
Równie widowiskowo przekracza się rzeki.
— Prymitywnymi tratwami, a jeśli jest most, tubylcy każą go słuchać. I uciekać, gdy zatrzeszczy — śmieje się Jacek Torbicz.
Żyletki skalne
Roślinną wizytówką Madagaskaru są ravenale, drzewa podróżnika. Podobne do palm, wyglądają jak rozpostarte wachlarze. Wiele z rosnących tu 40 gatunków baobabów to również endemity. Najsłynniejsze skupisko tych drzew o butelkowych pniach i kędzierzawych koronach znajduje się 15 km od Morondawy. To Aleja Baobabów z „zakochanymi” — czyli dwoma splecionymi ze sobą drzewami. Prastare giganty (2-3 tys. lat) wywierają największe wrażenie o wschodzie i zachodzie słońca.
— Gdy pomarańczowa kula wychyla się zza drzew, ma się wrażenie tworzenia świata na nowo... To, że możemy podziwiać ich piękno, baobaby zawdzięczają swej bezużyteczności. Gąbczaste w środku nie nadają się na łódź, dom, opał... Malgasze wierzą, że niektóre z nich zamieszkują duchy przodków. Nazywają je „drzewami z korzeniami do nieba” — to z przypowieści, że baobaby sadził sam diabeł. Do góry nogami — tłumaczy Anna Olej- -Kobus.
Krajobraz wyspy fascynuje — nizinne, lagunowe, zachodnie wybrzeże z łańcuchami raf koralowych przechodzi ku wschodowi w płaskowyż, nad którym wznoszą się potężne góry wulkaniczne — m.in. Tsaratanana z najwyższym szczytem kraju, Maromokotro (2876 m). Wspinacze cenią jednak niemal nieznany masyw Tsaranoro w rejonie Andringitra. Jego ściany imponują rozmiarami: 800 m pionowego, płytowego granitu. Wyspę przecinają też wilgotne lasy tropikalne i jałowe pustkowia, zbiegające uskokami nad brzeg Oceanu Indyjskiego. Lasy są jednak systematycznie niszczone. Zaledwie 10 proc. gleb Madagaskaru daje plony, a wypalone obszary nadają się pod uprawy przez 2-3 lata... Przekleństwo biednych krajów: drzewa idą też na eksport.
— Dżungla. Zielona ściana lasu. Bujna, bajkowa, duszna. Wszechobecne liany i odgłosy zmieniające się zależnie od pory dnia. Wrzaski lemurów, śpiew ptaków. Rano — gdy budzi się życie — najgłośniejsze. Człowiek czuje się tu jak dziecko we mgle — wchodzi się tylko z przewodnikiem. On widzi więcej i ostrzega — jak mnie, przed wężem. Nie zauważyłam go. Zwisał, zielony, z zielonego drzewa — wspomina Anna Olej-Kobus.
— Przez las tropikalny przedziera się zabytkowa kolej z czasów kolonialnych. Jedyna na całej wyspie. Dociera do Morombe, choć to tylko turystyczna atrakcja — dodaje Waldemar Niemiec.
Jeden z najpiękniejszych obszarów chronionych Madagas- karu to — położony wśród wzgórz i dolin — Park Narodowy Ranomafana. Zamieszkany m.in. przez lemury brązowe i lemury bamboo. Spacerując po Parku Narodowym Isalo — wśród przedziwnie uformowanych skał piaskowca — podziwia się z kolei białego lemura sifaka. I wspaniałe okazy lokalnej flory, jak miniaturowe baobaby i endemiczne gatunki aloesów. Ochroną objęto również wapienny masyw Tsingy de Bemaraha. Rozwinęły się tu fantastyczne zjawiska krasowe: labirynty jaskiń i grot oraz spiczas- te formy skalne. Malgasze zwą je tsingami od charakterystycznego dźwięku, który wydają, gdy się w nie uderza. Centralne partie masywu — ostre jak żyletki — znane są jedynie ze zdjęć lotniczych.
Mimo że stworzono te rezerwaty, zagłada przyrody Madagaskaru postępuje. Trzeba się spieszyć, by zobaczyć jej piękno.