Międzynarodowe stosunki polityczne i gospodarcze cierpią na ogromny deficyt zaufania. Dlatego sobotnia wizyta prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (zwierzchnika sił zbrojnych państwa NATO, uczestniczącego w wojnie z Irakiem) u prezydenta Władimira Putina (zwie-rzchnika armii państwa marzącego o likwidacji NATO, prowadzącego wojnę w Czeczenii) miała być dla świata sygnałem, że przynajmniej basen Morza Bałtyckiego jest oazą stabilności. Sygnał nadany został z pokładu krążownika rakietowego.
Teza, iż wejście Polski do Unii Europejskiej nie może oznaczać odwró- cenia się plecami do wschodnich sąsiadów, jest oczywista. O konieczności intensyfikacji kontaktów gospodarczych z Rosją przesądza uzależnienie Polski od dostaw rosyjskich surowców energetycznych, skutkujące naszym gigantycznym deficytem handlowym. Traktat akcesyjny z Aten wymusza weryfikację umów dwustronnych, wiążących Rzeczpospolitą Polską i Federację Rosyjską (większość zawarły jeszcze PRL i ZSRR), ale na szczęście nie jest tak źle — z około 30 umów nowelizacji wymaga siedem, natomiast wypowiedzenia sześć (z tego cztery są porozumieniami resortowymi niskiej rangi).
Dumna Rosja nie zamierza Polski o nic prosić i sama dogaduje się z dotychczasową unijną Piętnastką. Zostaliśmy zaskoczeni podpisaniem podczas wizyty Putina w Londynie memorandum w sprawie budowy przez brytyjskie koncerny gazociągu z Rosji pod dnem Bałtyku. Okazuje się, że dywersyfikacja źródeł zaopatrzenia jest pojęciem znanym nie tylko odbiorcy, ale i dostawcy. W tym stanie rzeczy trudno się dziwić, iż w sprawie gazociągu jamalskiego nie słychać dialogu, lecz przeplatanie się dwóch monologów. Polska domaga się skonkretyzowania planów dotyczących drugiej nitki, strona rosyjska zaś dopytuje się o ukończenie pierwszej.
W sobotę prezydent Kwaśniewski wyraził zadowolenie z deklaracji prezydenta Putina, iż gazociągowe kluczenie Rosji nie wynika z politycznej dyskryminacji Polski, lecz wyłącznie z analiz ekonomicznych. Nie wiedzieć czemu, przypominają się fragmenty zupełnie innej opowieści: „Don Corleone — nic do pana nie mam, chodzi tylko o biznes...”.