Enea wcale nie zdołowała kursu Bogdanki

Grzegorz NawackiGrzegorz Nawacki
opublikowano: 2015-09-14 18:45

Sprytne zagranie – tak oceniane jest wypowiedzenie przez Eneę umowy na dostawę węgla, które obniżyło kurs Bogdanki na chwilę przed ogłoszeniem wezwania. Policzyłem, bzdura.

24 sierpnia jak grom z jasnego nieba trafiła na rynek informacja, że Enea wypowiedziała Bogdance długoterminową umowę na dostawy węgla. Akcjonariusze uznali, że dla Bogdanki utrata głównego klienta to koniec świata i rzucili się do sprzedawania akcji. W efekcie kurs jednego dnia spadł o ponad 29 proc. 

Czytaj>> Załamał się kurs Bogdanki

Zarząd Enei tłumaczył, że jest gotów na współpracę, jeśli kopalnia obniży cenę. Od razu zaczęto jednak snuć teorie, że wypowiedzenie ma ukryte dno. Jedni przekonywali, że poznańska grupa ma zmienić dostawcę na państwowy Katowicki Holding Węglowy i w ten sposób wesprzeć państwową firmę w tarapatach. Inni sugerowali, że to ruch, który ma zdołować kurs, co ma umożliwić w przyszłości tańsze przejęcie. Ci drudzy triumfowali dziś, gdy Enea ogłosiła wezwanie do sprzedaży akcji Bogdanki. 

Czytaj>> Enea ogłasza wezwania na Bogdankę

Czy rzeczywiście mają rację? Enea oferuje akcjonariuszom Bogdanki 67,39 zł, o blisko 29 proc. więcej niż kurs przed ogłoszeniem wezwania. Czy zdołowanie kursu  24 sierpnia z 53,13 zł do 37,37 zł pomogło jej rzeczywiście zapłacić mniej? Nie. W myśl polskiego prawa wzywający wyznaczając cenę w wezwaniu musi uwzględnić średni kurs z ostatnich trzech lub sześciu miesięcy (wyższy). Cenę 67,39 zł wyznaczyła właśnie sześciomiesięczna średnia. O ile więcej musiałaby zapłacić Enea, gdyby kurs 24 sierpnia się nie osunął? Zrobiłem szybką symulację i, zakładając, że kurs pozostałby na poziomie z 23 sierpnia, za poznańska firma musiałby zapłacić ok. 1,15 zł za każdą akcję. A skoro chce kupić 21,96 mln akcji, to na przejęcie musiałby wyłożyć ok. 25 mln zł. Przy transakcji o wartości prawie 1,7 mld zł to drobne, więc opowieści o celowym zdołowaniu kursu można włożyć między bajki. Taka strategia ziściłaby się, gdyby Enea poczekała z ogłoszeniem wezwania kilka miesięcy, a kurs się szybko nie odbił. A stało się inaczej. 

Nie oznacza to jednak, że wypowiedzenie umowy nie miało dla transakcji znaczenia. Miało, i to nawet kluczowe, bo…  praktycznie przesądziło o powodzeniu wezwanie. Akcjonariusze zostali bowiem postawieni pod ścianą. Jeśli nie odpowiedzą na wezwanie zostaną z akcjami spółki, która za kilka lat straci głównego odbiorcę, z iluzorycznymi szansami na znalezienie innego. I tym sposobem muszą sprzedać, nawet jeśli uważają, że oferta jest zbyt niska.  

HISTORYCZNY KURS NOTOWAŃ BOGDANKI (INTERAKTYWNY):