Energożercy boją się pomocy publicznej

Katarzyna KapczyńskaKatarzyna Kapczyńska
opublikowano: 2019-01-07 22:00

Przedsiębiorcy martwią się, że zostaną beneficjentami wsparcia rządu dla energetyki. Jeśli Bruksela je zakwestionuje, pieniądze zwrócą klienci dostawców energii

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie obawy związane z rządowym planem rekompensat mają przedsiębiorcy
  • Jakich rozwiązań chcieliby oni sami
  • Czy rządowi wystarczy pieniędzy ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2

Specjaliści z firm zużywających duże ilości energii analizują zapisy ustawy z 28 grudnia 2018 r., która ma zamrozić ceny prądu na poziomie z czerwca 2018 r. Rząd zaproponował obniżkę akcyzy z 20 do 5 zł za MWh oraz opłaty przejściowej i wprowadzenie rekompensat, które trafią do spółek obrotu energią w zamian za utrzymanie cen. Pieniądze będą pochodzić ze sprzedaży uprawnień do emisji CO 2.

PIERWSZA AUKCJA:
PIERWSZA AUKCJA:
Pierwszą tegoroczną aukcję, na którą trafią uprawnienia do emisji 4,48 mln ton, CO 2 zaplanowano na 16 stycznia. Kolejne będą organizowane co dwa tygodnie.
Fot. Robert Neumann

— Czekamy na rozporządzenia, ale mamy sporo wątpliwości dotyczących głównie rekompensat i ryzyka uznania ich przez Komisję Europejską (KE) za niedozwoloną pomoc publiczną. Mimo że trafią one do przedsiębiorstw energetycznych, obawiamy się, że to ich klienci, czyli na przykład dostawcy stali, zostaną uznani za jej beneficjentów — mówi Stefan Dzienniak, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Firmy boją się korzystać z nowych rozwiązań, by w przyszłości nie musieć zwracać pieniędzy.

— Rekompensaty i utrzymanie cen energii na poziomie z czerwca 2018 r. byłoby dla nas bardzo pozytywnym rozwiązaniem. Wówczas płaciliśmy bowiem około 180 zł za MWh, a obecnie około 290 zł MWh. Podobnie jak inne podmioty z branży wstrzymujemy się jednak z podwyżką cen wyrobów stalowych, czekając i obserwując sytuację, a dostawca energii radzi uzbroić się w cierpliwość — mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes Cognoru.

Przedstawiciele firm energochłonnych z różnych sektorów nie kryjąc obaw zastanawiali się wczoraj nad skutkami nowych przepisów.

— Ustawa jest nieprecyzyjna — stwierdza jeden z uczestników tego spotkania, pragnący zachować anonimowość.

Po pierwsze, energożercy nie są pewni, czy dokument w ogóle ich dotyczy, czy nie. Jeśli dotyczy, to obawiają się… podwyżek, a nie obniżek ceny prądu. Ustawa mówi bowiem o taryfach i cennikach, z których najwięksi odbiorcy w ogóle nie korzystają. Mają własne kontrakty z niższymi cenami.

— Gdybyśmy nagle mieli dostać cennik, to byłaby to podwyżka — nie kryje nasz rozmówca z branży energochłonnej.

Klimat dla rekompensat

Wątpliwości wielu firm dotyczą m.in. tego, czy przeznaczanie przez rząd pieniędzy ze sprzedaży uprawnień do emisji CO 2 na rekompensaty będzie zgodne z polskimi przepisami ustawy o systemie handlu uprawnieniami do emisji oraz unijnymi dyrektywami rekomendującymi przeznaczenieco najmniej 50 proc. na cele klimatyczne. Z wyliczeń „PB” wynika, że osiągnąć ten wskaźnik będzie trudno. Rząd zaplanował w 2019 r. sprzedać uprawnienia do emisji 55,8 mln ton CO 2, których nie wykorzystali dostawcy prądu i przeznaczyć je na rekompensaty za zamrożenie cen przez spółki obrotu energią. Resort energii wycenia je na 5 mld zł, z czego około 4 mld zł ma trafić do dostawców prądu, a 1 mld zł na fundusz klimatyczny.

W sumie natomiast rząd zamierza sprzedać w tym roku uprawnienia do emisji prawie 117 mln ton, choć pula ta może być przez Komisję Europejską nieco ograniczona. Zakładając, że rząd rzeczywiście sprzeda uprawnienia do emisji 55,8 mln ton CO 2 za 5 mld zł, można oszacować, że cała pula przeznaczona do zbycia w 2019 r. będzie warta około 10,5 mld zł. 4 mld zł przeznaczane na rekompensaty dla energetyki stanowi około 38 proc. tej kwoty.

Warto jednak przypomnieć, że pod koniec października 2018 r. Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii (MPiT) zapowiedziało wprowadzenie rekompensat dla podmiotów energochłonnych, sięgających do 25 proc. wpływów z uprawnień emisyjnych. Jadwiga Emilewicz, kierująca tym resortem zapewniła wczoraj „PB”, że plan ten jest nadal aktualny. W tym roku przedsiębiorcy dostaliby dodatkowo jedną czwartą z ubiegłorocznych wpływów ze sprzedaży uprawnień do emisji CO 2, ale jednocześnie 25 proc. wpływów tegorocznych trzeba by przeznaczyć na rekompensaty przyszłoroczne dla firm energochłonnych. Zakładając, że cała pula jest warta 10,5 mld zł, wartość 25-procentowych rekompensat dla energożerców można oszacować na 2,6 mld zł. Jeśli doliczymy do tej kwoty około 4 mld zł, które mają dostać firmy energetyczne, otrzymujemy 6,6 mld zł. To zaś stanowi prawie 63 proc. wpływów możliwych do uzyskania z całej puli planowanej w tym roku do sprzedaży. Wówczas na cele klimatyczne zostanie jedynie nieco ponad 37 proc., co oznacza, że ani polskich przepisów, ani unijnych zaleceń nie uda się wypełnić.

Lista obaw firm jest znacznie dłuższa. Przedstawiciele zakładów energochłonnych z innych niż dostawcy stali sektorów obawiają się też, że ryzyko badania przez Brukselę rekompensat dla energetyki może negatywnie wpłynąć na wdrożenie rekompensat obiecanych energożercom przez MPiT. Dotychczas zakładali oni, że przekazanie im 25 proc. przychodów z uprawnień do emisji CO 2 będzie notyfikowane w Brukseli w ciągu 2-3 miesięcy. Prognozowali szybką ścieżkę, ponieważ celem tych rekompensat jest utrzymanie przemysłu w Unii Europejskiej, by nie uciekł poza kontynent. Wątpliwości związane z notyfikacją i ryzykiem uznania za niedozwoloną pomoc publiczną rekompensat dla energetyki mogą utrudnić także przyznanie ulg energożercom.

— Może się okazać, że Komisja Europejska zajmie się pilnie ustawą z 28 grudnia, a w związku z tym na dalszy plan zejdzie kwestia rekompensat dla przemysłu, o które od tak dawna walczymy. KE może też chcieć połączyć oba postępowania notyfikacyjne. W obu przypadkach będzie to oznaczało długie postępowanie — martwi się nasz rozmówca.

Lepiej notyfikować

Cezary Banasiński, ekspert w dziedzinie pomocy publicznej, były prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, uważa, że rządowe plany związane z łagodzeniem skutków podwyżek cen prądu powinny być notyfikowane w Brukseli. Jego zdaniem, jeśli działanie uszczupla budżet państwa, przynosi korzyści innym podmiotom, a wsparcie ma charakter selektywny, może być uznane za pomoc publiczną i powinno być zgłoszone KE. Zakłada, że notyfikować trzeba nawet kwestie obniżki akcyzy. Twierdzi też, że w przypadku rekompensat sprawa nie jest jednoznaczna i zależy m.in. od tego, czy pieniądze z pomocy wracają do publicznej kasy, czy nie.